Resort zdrowia ogłosił wczoraj przetarg na busy do walki z próchnicą. NFZ już szuka stomatologów do nieistniejących jeszcze gabinetów na kółkach.
Sprawa jest pilna: resort musi znaleźć producenta, który dostarczy 16 nowiutkich mobilnych gabinetów stomatologicznych do 20 grudnia. Eksperci oceniają, że to, co minister zdrowia chce zaoferować w dentobusie, to podstawowe zabiegi, które będą służyły raczej do doraźnej pomocy niż pogłębionego leczenia zębów. Pojazdy mają kursować przede wszystkim między mniejszymi szkołami na prowincji.
W dentobusie będzie można wyczyścić zęby, zalakować, zrobić małą plombę, wyrwać ząb albo oczyścić ropień. Ale leczenie kanałowe czy odbudowa zniszczonego uzębienia nie będą już możliwe. Z bardziej wyrafinowanych sprzętów znajdzie się tam rentgen. – Nie będzie tam endometru, który służyłby do badania długości korzeni. A to powinno znajdować się w wyposażeniu gabinetów szkolnych – mówi stomatolog Agnieszka Surdyka z komisji stomatologicznej Naczelnej Izby Lekarskiej w Lublinie.
– W dentobusie nie przewidziano również mikroskopu, niezbędnego nie tylko przy leczeniu kanałowym zęba, ale też przy plombowaniu. Szczególnie gdy ubytek jest większy. Nie ma poza tym aparatu pantomograficznego, co oznacza, że będzie można przeprowadzać diagnostykę w ograniczonym zakresie – komentuje stomatolog Dorota Stankowska z kliniki Stankowscy & Białach Stomatologia w Poznaniu. Nie przewidziano też znieczulenia komputerowego, tylko strzykawkę do sterylizacji. Wykonanie znieczulenia będzie przez to mniej dokładne i bardziej nieprzyjemne dla pacjenta.
– Ze specyfikacji wynika też, że zdecydowano się na zainstalowanie turbiny do wiercenia, od której we współczesnej stomatologii odchodzi się na rzecz kątnicy przyspieszającej. Jest ona nie tylko bardziej precyzyjna, ale i cichsza – dodaje Dorota Stankowska. Wygląda też na to, że woda do dentobusów będzie pobierana z zewnątrz. – To oznacza, że za każdym razem będzie musiał ją sprawdzić sanepid – zwraca uwagę Surdyka.
Wiadomo za to, że mobilny gabinet musi być wyposażony w niebieskie fotele. Taki wymóg znalazł się w specyfikacji zamówienia. Dlaczego? Tego autorzy specyfikacji nie tłumaczą.
Głównym problemem może się jednak okazać czas. Firmy specjalizujące się w produkcji dentobusów przyznają, że nie zdążą z dostawą, którą w zamówieniu wskazał resort zdrowia. Ma to nastąpić do 20 grudnia 2017 r., a przetarg jeszcze nie został rozstrzygnięty. Terminu nie można przekroczyć, bo pieniądze muszą zostać wydane jeszcze w tym roku. Chodzi o 24 mln zł, które Ministerstwo Zdrowia otrzymało z budżetu.
– Czas wyznaczony na realizację zamówienia jest zbyt krótki. Dlatego nie zamierzamy startować w przetargu. Nie mamy od ręki samochodów, które moglibyśmy przeznaczyć na ten cel. Trzeba byłoby je dopiero zamówić – mówi przedstawiciel firmy CMS Auto.
Również rozmówcy z Solarisa przyznają, że czas budowy dentobusu to wiele miesięcy. Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że rozwiązaniem problemu byłoby podzielenie przetargu na cztery części, aby pojazdy mogły dostarczyć różne firmy.
Oddziały NFZ już zaczęły poszukiwania dentystów i pytają gabinety, kto byłby zainteresowany leczeniem w dentobusach od początku przyszłego roku.
– To nie jest panaceum na rozwiązanie problemów opieki stomatologicznej w Polsce – mówi Leszek Dudziński, szef komisji stomatologicznej Naczelnej Izby Lekarskiej. Komisja kilka tygodni temu wydała negatywne stanowisko w kwestii dentobusów. Z jej wyliczeń wynikało, że te same środki wystarczyłyby na 160 kontraktów na opiekę dziecięcą w szkołach.
– Bardzo istotna jest regularna profilaktyka. U dzieci próchnica może się pojawić w ciągu trzech miesięcy. Jeden pojazd na województwo oznacza, że wizyty będą bardzo rzadko – tłumaczy Agnieszka Surdyka.
Zdaniem Ministerstwa Zdrowia dentobusy mają stanowić jedynie wsparcie w rozwoju opieki nad dziećmi. Finansowanie dziecięcej stomatologii ma wzrosnąć, a w ramach projektu zmian w szkołach znalazły się wytyczne, aby pielęgniarka monitorowała, czy dziecko chodzi do dentysty i wypełnia jego zalecenia (będzie miała wgląd do dokumentacji medycznej).
Sprawa jest poważna – 85 proc. pięciolatków ma próchnicę. Podobnie jest w innych grupach wiekowych.
Mobilne gabinety będą służyły raczej do doraźnej pomocy