Po chwilowej poprawie, spowodowanej zapłatą przez NFZ za nadwykonania, przeterminowane płatności lecznic poszły w górę. Placówki liczą na to, że wynosząca blisko 5 mld zł nadwyżka budżetowa, o której wczoraj informował rząd, trafi częściowo do nich
Ile wynoszą zobowiązania samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej / Dziennik Gazeta Prawna



W ciągu drugiego kwartału tego roku zobowiązania wymagalne publicznych placówek wzrosły o 6,4 proc., czyli 108 mln zł, i na koniec czerwca wynosiły w sumie 1,8 mld zł. Szpitale zalegają z płatnościami głównie dostawcom. Zobowiązania z tego tytułu wynosiły na koniec czerwca ponad 1,6 mld zł, czyli o 125 mln zł więcej niż na koniec marca, co daje 8,3-proc. wzrost.
Powodów zadłużania jest wiele. To nie tylko kwestia zarządzania, ale w dużej mierze efekt poziomu kontraktów z NFZ oraz wyceny poszczególnych procedur. Ponadto w wielu sytuacjach szpital nie może odesłać chorego, nawet jeśli limit umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia już mu się wyczerpał. Na dodatek ze względu na wzrost płac, cen leków, sprzętu czy mediów koszty placówek rosną szybciej niż dochody.
– Ochrona zdrowia w Polsce jest niedofinansowana. Zmiany organizacyjne, czyli utworzenie sieci szpitali, nie rozwiążą tego problemu – mówi DGP Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego, zasiadająca w Radzie NFZ.
11,6 mld zł zobowiązań
Rosną nie tylko długi, ale też ogólne zobowiązania publicznych placówek. Na naszą prośbę ministerstwo zdrowia podało całkowite zobowiązania samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej. Na 30 czerwca 2017 r. wyniosły one 11,6 mld zł. To rekord. Część z tych pieniędzy (niestety niewielka) to kredyty zaciągnięte pod inwestycje. Razem z innymi pożyczkami, w tym wziętymi pod spłatę innego zadłużenia, jest to kwota 3,6 mld zł.
Kolejne 4,2 mld zł całkowitych zobowiązań dotyczyło dostawców leków, materiałów, sprzętu i aparatury medycznej, energii, gazu, wody oraz usług obcych, np. remontowych, transportowych, medycznych.
Dalsza część roku niewiadomą
Szefowie placówek medycznych nie są pewni, jak pod względem zadłużenia będą wyglądać kolejne miesiące. Co prawda, dostali od NFZ propozycje finansowe na czwarty kwartał tego roku (od 1 października rusza sieć szpitali), ale dla wielu lecznic nie były one w pełni satysfakcjonujące. Wartość kontraktów wzrosła, ale w części procedur obniżono finansowanie, nie jest więc pewne, jaki będzie ostateczny bilans.
– Ryczałt na IV kwartał jest znany i uwzględnia m.in. część nadwykonań, jakie placówki miały w 2015 r. (ten rok jest bazą do wyliczenia ryczałtu na 2017 r.). Ponadto ta forma finansowania, nie za każde świadczenie osobno, daje szefom szpitali narzędzie, by płynniej dostosowywać organizację pracy i posiadane środki do potrzeb pacjentów – uważa Małgorzata Gałązka-Sobotka. Chodzi m.in. o przepływ pieniędzy między różnymi oddziałami szpitala i przyszpitalnymi poradniami, w których można część chorych leczyć taniej i szybciej. – Ale nie rozwiąże to moim zdaniem problemu dużego popytu na świadczenia, wynikającego m.in. ze starzenia się społeczeństwa – dodaje ekspertka.
Obawy mają też przedstawiciele placówek medycznych.
– Dostaliśmy więcej pieniędzy, ale m.in. z powodu gorszej wyceny części procedur i zniesienia nielimitowanego leczenia stanów przedzawałowych u nas sytuacja pewnie się pogorszy. Bardzo liczymy na zastrzyk finansowy, czyli spełnienie obietnic i zapłatę za nadwykonania z tego roku – mówi nam szef jednej z placówek.
Faktycznie zarówno NFZ, jak i MZ wspominają o szybkim uregulowaniu płatności za świadczenia wykonane ponad wartość umowy za pierwsze trzy kwartały roku. Jak twierdził minister Konstanty Radziwiłł, na ten cel może trafić 1–1,5 mld zł w formie dotacji z budżetu państwa. Ale czy pieniądze będę i ile ich będzie, dowiemy się dopiero w drugiej połowie października lub później, ponieważ resort finansów musi mieć kolejne dane dotyczące poziomu wykorzystania budżetu.
Nowy rok zagadką
Szpitale nie wiedzą za to, ile pieniędzy trafi do nich w roku kolejnym. Powodów jest kilka. Główny jest taki, że choć opublikowano wzór, według jakiego prawdopodobnie przydzielane będą środki placówkom z sieci, to wiceminister Piotr Gryza odpowiedzialny za jej wdrażanie zastrzegał, że dopiero po kilku miesiącach przyszłego roku będzie można wyciągnąć wnioski z pierwszego okresu działania i ustalić zasady finansowania na rok 2018. Czyli szpitale będą realizować świadczenia, nie mając pewności, ile pieniędzy dostaną, co niektórzy złośliwie już nazywają wymuszonym kredytem kupieckim.
Inne scenariusze
Poza ogólnym zwiększeniem finansowania są też inne pomysły na walkę z zadłużeniem. Resort zdrowia w zeszłym roku pracował nad projektem w sprawie utworzenia agencji ds. restrukturyzacji szpitali. DGP opisywał go jako pierwszy. Nowa instytucja miała udzielać pożyczek i pomagać w sprawniejszym zarządzaniu.
– Około 80 proc. zadłużenia jest generowane przez dwadzieścia kilka szpitali i to w nich trzeba przede wszystkim rozwiązać problemy – mówi Piotr Warczyński, były wiceminister zdrowia.
Nie wyjdą one z długów przez zwykłe zwiększenie kontraktów.
– Nie można zastosować prostego oddłużenia, bo nadal lecznice te mogłyby generować długi. Pomysł był taki, by agencja – udzielając pożyczek – nadzorowała zarządzanie placówkami lub wręcz je przejmowała – wyjaśnia w rozmowie z nami Warczyński.
Idea, jak wiele innych w ochronie zdrowia, utknęła z powodów finansowych. Ministerstwu jednak udało się zmienić inne przepisy tak, by szpitale musiały publikować bardziej precyzyjne informacje finansowe, a w razie strat – przygotować plany naprawcze.