Bezpłatna opieka medyczna będzie dostępna dla każdego, niezależnie od ubezpieczenia – zapewnia w rozmowie z DGP minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.
Miesiąc temu pojawiła się wiadomość, że jeszcze w tym roku na służbę zdrowia będzie dodatkowe 2,8 mld zł.
Ta kwota wynikała z naszych wyliczeń. Potem trwały negocjacje z Ministerstwem Finansów.
Skąd nagle te dodatkowe miliardy na kilka miesięcy przed końcem roku?
Sytuacja budżetu jest wyjątkowo dobra, więc można, a według mnie należy nawet przeznaczyć dodatkowe środki na poprawę służby zdrowia. Tym bardziej że wydatek tego rodzaju trzeba traktować raczej jako inwestycję. Nie od dziś wiadomo, że nakłady na zdrowie przekładają się na poprawę zdrowia obywateli, a tym samym np. zmniejszenie absencji w pracy czy redukcję wydatków związanych z chorowaniem i niepełnosprawnością.
Ale nie udało się tyle wynegocjować, kwota jest o wiele niższa. Zapowiadał pan 2,8 mld zł, a ostatecznie jest 280 mln zł, czyli 10 razy mniej. Dlaczego?
To obraz sytuacji wynikający z niepełnej wiedzy na temat dysponowania środkami publicznymi. 282 mln zł przeznaczone na nowe, dotychczas niefinansowane zadania gwarantuje specustawa, a pozostała zapowiadana część pieniędzy zasili system innymi drogami. Nie będzie ich mniej. Mówimy o dodatkowych 323,7 mln zł na zakupy sprzętu dla jednostek podległych i nadzorowanych przez ministra zdrowia, czyli np. szpitali klinicznych, Lotniczego Pogotowia Ratunkowego czy regionalnych centrów krwiodawstwa i krwiolecznictwa. O dodatkowych 100 mln zł na zakupy sprzętu niezbędnego w szpitalach do leczenia i ratowania życia dzieci. O 96 mln zł na zakup szczepionek i dodatkowych 20 mln na zakup czynników krzepnięcia. Do tego podpisane już jest zarządzenie w sprawie zmiany planu finansowego Narodowego Funduszu Zdrowia: 764 mln zł ekstra przeznaczone na zwiększenie kontraktów ze szpitalami. Trwają też rozmowy, by przeznaczyć z budżetu państwa dodatkowe środki dla NFZ na sfinansowanie tzw. nadwykonań. Sam wicepremier Mateusz Morawiecki mówi przecież publicznie o kwocie rzędu 1–1,5 mld zł.
Czy jest szansa, by uzyskać te dodatkowe pieniądze poza specustawą? Dlaczego w tym wypadku MF ma się zgodzić, skoro nie zgodziło się w przypadku specustawy?
Wszystkie te wydatki są uzgadniane na bieżąco z resortem finansów. Jeszcze raz powtarzam: specustawa określa jedynie część zapowiadanych środków. Myślę, że dla pacjentów kluczowe jest to, że większe pieniądze zasilą system i będzie po prostu lepiej, a nie to, czy zasilą one system na podstawie specustawy, dotacji czy zarządzeń.
Część pieniędzy jest przeznaczona na sprzęt. Czy placówki zdążą z zakupami jeszcze w tym roku? To duże zakupy i pojawiają się zarzuty, że nie zdążycie z przetargami.
Zdaję sobie sprawę, że czasu jest mało, ale czy to nie mobilizuje, by z tym większą intensywnością podjąć to wyzwanie? Mówimy o ogromnej sumie pieniędzy i skupiamy się na tym, by zrobić wszystko, aby zagospodarować je możliwie najlepiej. Rozumiem, że są tacy, którzy skupiają się na tym, by w tym czasie już formułować zarzuty. Mam nadzieję, że swoimi działaniami udowodnimy, że są one bezpodstawne.
Większe pieniądze są potrzebne nie tylko w tym roku. Zapowiadał pan, że będzie dążył do stałego podniesienia wydatków na ochronę zdrowia. Składka zostanie podniesiona?
Nie. Ale podkreślam, że obecne działania rządu dowodzą, iż poza środkami zbieranymi w postaci składki na powszechne ubezpieczenie zdrowotne istnieją inne sposoby dofinansowania służby zdrowia bezpośrednio z budżetu.
To skąd wyższe nakłady na zdrowie? Likwidacja NFZ, która wprowadzała budżetowe finansowanie, nie wchodzi w życie. Poza tym w ustawie wprowadzającej likwidację funduszu również był zapisany stały wzrost nakładów.
To prawda, że ustawa w pierwotnej wersji nie wejdzie w życie. Obecnie pracujemy nad pozostałymi zapisami, które znajdowały się we wspomnianym dokumencie, a które chcemy wprowadzić. Nadal jestem zwolennikiem możliwości uzyskania leczenia przez każdego mieszkańca Polski, a więc przez rezydentów. Obecnie dostęp do bezpłatnej służby zdrowia mają tylko osoby ze specjalnymi uprawnieniami, głównie te, które płacą składkę zdrowotną. Nie może być tak, że dostęp do opieki zdrowotnej jest przywilejem dla wybranych. Ponadto rzeczywiście w tym samym dokumencie znajduje się drugi ważny element, czyli wzrost nakładów na służbę zdrowia. Nie wycofuję się z tego pomysłu.
Skąd mają pochodzić pieniądze, jeżeli nie z wyższej składki zdrowotnej ani z finansowania budżetowego?
Z budżetu państwa jako środki inwestycyjne dla placówek leczniczych, dotacje dla NFZ, a także na programy zdrowotne, program „Leki 75+”, naukę i dydaktykę w zawodach medycznych i wiele innych finansowanych publicznie zadań.
Ile procent PKB miałyby zatem wynosić nakłady na zdrowie?
Projekt jest jeszcze w uzgodnieniach wewnętrznych. Współpracujemy w tym zakresie z MF. Ale zakładamy, że będzie tak, jak w naszym pierwotnym projekcie.
Zapisy dotyczące wysokości składki się zmieniały.
Cel, jakim jest osiągnięcie w 2025 r. 6 proc. PKB na zdrowie, pozostaje. Dyskutowane jest raczej tempo, w jakim mamy do tego poziomu dochodzić. To uzasadnione, ponieważ trzeba pamiętać, że budżet państwa obejmuje wiele dziedzin, nie tylko zdrowie. Długoterminowe, perspektywiczne plany muszą być solidnie przemyślane. Chodzi w końcu o to, by obywatele wiedzieli, w którym kierunku zmierzamy, jak i dlaczego.
Oprócz podwyższenia nakładów, jak pan wspominał, ma być wprowadzona bezpłatna służba zdrowia dla każdego. Będzie na to zgoda polityczna?
Projekt jest znany od dawna i nie wzbudza kontrowersji. Jest to zresztą jeden z celów programowych Prawa i Sprawiedliwości.
A co z likwidacją NFZ? To był pana flagowy projekt. W ostatnim momencie się z tego wycofano.
Przesunięcie terminu realizacji projektu nie oznacza jego wycofania. Cały czas podkreślałem, że likwidacja instytucji nie jest celem samym w sobie. Nie chodzi też o zmianę tabliczek. Chodzi o zmianę paradygmatu, aby uprawnienie do leczenia nie było uzależnione od ubezpieczenia. I o to, by to minister zdrowia wziął na siebie większą odpowiedzialność za system ochrony zdrowia.
Likwidacja NFZ została zastąpiona debatą o medycynie szkolnej. W każdej szkole mieliby być pielęgniarka i dentysta. Skąd wziąć na to pieniądze?
Trzeba pamiętać, że w Polsce jest wiele szkół, w których jest mniej niż 100 czy nawet 50 uczniów. W takich szkołach lepszym rozwiązaniem byłoby zapewnienie opieki stomatologicznej w dentobusach czy w najbliższym gabinecie. Finansowanie medycyny szkolnej będzie pochodzić z trzech źródeł. Przygotowanie gabinetów leży po stronie samorządów. My, czyli Ministerstwo Zdrowia, chcemy przekazać na to pieniądze, żeby częściowo je wyposażyć i zakupić dentobusy z naszych środków budżetowych. A za same świadczenia, czyli za opiekę medyczną nad dziećmi, zapłaci NFZ.
Będą na to pieniądze? NFZ nie przewidywał o wiele więcej środków na stomatologię dziecięcą.
Oczywiście w tej sytuacji będzie więcej dzieci, które skorzystają z leczenia. Ale wiele z nich zrobi to na etapie, na którym to leczenie jest dużo tańsze. Mało tego, u znacznej liczby dzieci – dzięki skutecznej profilaktyce – ograniczymy lub nawet wyeliminujemy problem, a w przyszłości także odległe powikłania próchnicy, wychodzące daleko poza zdrowie jamy ustnej. Problem jest poważny: prawie 100 proc. dzieci ma próchnicę. Jednym z powodów, dlaczego tak się dzieje, jest dostępność stomatologa. Dlatego chcemy wrócić do modelu, w którym taka opieka odbywałaby się w szkole lub za pośrednictwem szkoły tam, gdzie bezpośrednio w placówce nie byłoby takiej możliwości. To najprostsze i – jak się wydaje – najskuteczniejsze rozwiązanie.
Są też problemy formalne. Nie można np. wstawić plomby bez obecności rodzica.
Pracujemy nad tym, żeby te bariery zlikwidować. Są przecież szkolne gabinety, które nadal działają i poradziły sobie z tymi przeszkodami. Korzystamy z praktyki tych, którym już udało się wprowadzić dobre rozwiązania.
Podczas Forum w Krynicy padła propozycja, żeby wprowadzić także darmowe szczepienia dla seniorów. Tym bardziej że nie wszystkie środki z programu „Leki 75+” zostają wykorzystane, więc można by je przeznaczyć na szczepionki.
Zgadzam się, że wszyscy seniorzy powinni się szczepić przeciwko grypie, a część – ci z grup ryzyka – także przeciw pneumokokom. Cieszę się, że niektóre samorządy idą już w takim kierunku i zapewniają seniorom szczepienia. Teraz należałoby się zastanowić, jak takie szczepienia zapewnić wszystkim. Jednak nie da się tego zrobić w ramach programu 75+, bo preparaty znajdujące się na tej liście pochodzą z listy leków refundowanych, zaś szczepienia są finansowane w innym trybie. Dlatego wprowadzenie szczepień dla seniorów to na pewno nie jest kwestia najbliższych miesięcy. Ale zastanawiamy się nad tym.
Ostatnio pojawia się problem związany z przepracowanymi lekarzami. Inspekcja pracy apeluje, żeby uregulować przepisy dotyczące czasu pracy.
Lekarze dużo i ciężko pracują. Jest to wpisane zarówno w ten, jak i w wiele innych zawodów. Pracują w nocy, w dni świąteczne. I ograniczeniem tego zjawiska w pierwszej kolejności powinien być zdrowy rozsądek. Nie tylko po stronie lekarzy, ale także tych, którzy ich zatrudniają. Przepisy już istnieją i są restrykcyjne. Nie można dyżurować bez opamiętania. Zabraniają tego zarówno polskie przepisy, jak i unijne. To prawda, że lekarze podejmują pracę poza etatem, nawet w swoim szpitalu czy w innych placówkach. Ale uregulowanie tej kwestii wydaje się niemożliwe, choć obecnie toczy się w Unii Europejskiej dyskusja, żeby lekarzy traktować tak jak np. kierowców ciężarówek i kontrolować ich czas pracy przez swego rodzaju tachografy. Kłopot jest jeszcze jeden – zarówno w Polsce, jak i w całej Unii mamy za mało lekarzy. I trzeba pomyśleć, jak stworzyć regulacje, które z jednej strony zabezpieczą lekarzy przed przepracowaniem, a z drugiej nie dopuszczą do sytuacji, w której lekarzy po prostu zabraknie.