Rządowe plany, by większość samorządowych szpitali świadczyła nocą opiekę dla mieszkańców, mogą spalić na panewce. Kłopotem są m.in. wymogi lokalowe i finanse.
Nocna i świąteczna opieka zdrowotna / Dziennik Gazeta Prawna
Zgodnie z ustawą wprowadzającą sieć szpitali wszystkie placówki zakwalifikowane do niej, a prowadzące szpitalne oddziały ratunkowe, muszą otworzyć nocną i świąteczną pomoc dla chorych, których problemy nie są na tyle poważne, by trzeba je było rozwiązywać na SOR. Obecnie pacjenci tacy powinni się udać do działających w nocy poradni podstawowej opieki zdrowotnej, często zresztą przyszpitalnych. Ale wiele osób i tak jedzie do szpitala z zapaleniem ucha czy bólem brzucha i zapycha kolejki dla ciężej chorych. Pomysł nie jest więc zły, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Po pierwsze, obowiązujące wymogi lokalowe dotyczące nocnej pomocy są dla wielu szpitali nie do spełnienia. Musiałyby znaleźć kilka dodatkowych pomieszczeń m.in. na rejestrację i gabinety. Po drugie, to szpitale i samorządy, do których one należą, poniosą dodatkowe koszty związane nie tylko z modernizacją budynku, ale też późniejszą działalnością.
Obowiązek czy nie
Szefowie szpitali obawiają się tych zmian, dlatego m.in. Andrzej Golimont, prezes zarządu miejskiego Szpitala Praskiego w Warszawie, pytał wczoraj na spotkaniu wiceministra zdrowia Piotra Gryzy z szefami szpitali z Mazowsza, czy otwarcie nocnej opieki jest faktycznie obowiązkowe. Wiceszef resortu nie pozostawił wątpliwości, że udział w sieci szpitali będzie tego wymagał od każdej placówki ze szpitalnym oddziałem ratunkowym. I dodał, że pomysł na połączenie SOR i NPL (potocznie nocna pomoc lekarska) pochodzi od samorządów powiatowych.
– Obowiązek utworzenia NLP jest dyskryminacją samorządów i to różnego szczebla. To głównie szpitale samorządowe mają SOR, a nie placówki podległe ministrom – uważa Dariusz Hajdukiewicz, dyrektor biura polityki zdrowotnej w stołecznym ratuszu. – Szpitalne sale i korytarze nie są z gumy – wyjaśnia. Poza tym to, co może się sprawdzić w mniejszych powiatach, może nie przystawać do miast. W stolicy nocną opiekę prowadzą m.in. miejskie poradnie, a obligatoryjne otwieranie ich też we wszystkich miejskich szpitalach nie do końca ma sens. Jedyna dobra informacja jest taka, że, jak zapewnił Gryza, i poradnie, i szpitale dostaną na nocną pomoc osobne pieniądze.
Poluzować wymogi
Wiele placówek sam kierunek zmian jest gotowych poprzeć, pod warunkiem że nie będą się wiązać z inwestycjami. Chodzi o to, by nocna opieka i SOR mogły mieć wspólną rejestrację i pomieszczenia, z wydzielonymi osobnymi gabinetami lekarskimi. To ułatwiłoby też korzystanie choć częściowo z tych samych pracowników podczas obydwu dyżurów. Choć ta opcja budzi kolejne kontrowersje. – Zobaczymy, co wyjdzie z konsultacji tego projektu, i wtedy zdecydujemy, czy potrzebne są kolejne zmiany – mówił Piotr Gryza. Zapowiedział, że rozporządzenie koszykowe w sprawie nocnej opieki (dotyczy jej organizacji) prawdopodobnie będzie zmienione.
Lekarze bardziej dociążeni
Obsada nocnej opieki to kolejna kwestia sporna. Szpitale, które jej nie prowadzą w swoich poradniach, według konsultowanych teraz przepisów nie będą miały obowiązku zwiększenia obsady personelu, co oznacza, że udzielanie dodatkowych świadczeń ma odbywać się w ramach dotychczasowych zasobów. A lekarze na SOR-ach już teraz są zwykle bardzo przeciążeni, przyjmując po kilkadziesiąt lub więcej osób w ciągu dyżuru. Dlatego konsultowany projekt nowelizacji rozporządzenia ministra zdrowia zmieniającego rozporządzenie w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego spotkał się z ostrą krytyką lekarskiego samorządu. Izba lekarska jest w zasadzie przeciwna włączeniu do szpitalnej opieki zadań właściwych dla podstawowej opieki zdrowotnej. – Według projektu udzielanie dodatkowych świadczeń w ramach nocnej i świątecznej opieki ma odbywać się w ramach dotychczasowych zasobów personelu. Konsekwencją powyższego może być obniżenie jakości i dostępności świadczeń zdrowotnych – zwraca uwagę Naczelna Rada Lekarska. Stwierdza też, że projekt jest w wielu kwestiach, zwłaszcza organizacyjnych, nieprecyzyjny i może spowodować chaos.
Ci, co mają, narzekają
Część placówek powiatowych prowadzi już nocną pomoc w swoich szpitalach. Często to jedyna placówka nocna w całym powiecie liczącym kilkadziesiąt tysięcy osób. Szpitale dostały już wstępne propozycje finansowe na ich dalsze prowadzenie. I mocno się zawiodły. Stawki nie podwyższano, mimo że rosną koszty stałe.
Co gorsze, w międzyczasie wzrosły nakłady na POZ – jednak nie w kwestii nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej.
– To powoduje między innymi, że nie jesteśmy w stanie obsadzić tych dyżurów, zwłaszcza w weekendy, kiedy jest najwięcej pacjentów – mówi Piotr Miadziołko, dyrektor szpitala powiatowego w Gostyniu i wiceprezes Wielkopolskiego Związku Szpitali Powiatowych. Wyjaśnia, że szpitale zwykle dostają na nocną pomoc nieco ponad 1 zł miesięcznie za każdego mieszkańca.
– Za tę stawkę zapewniamy pomoc przez 510 godzin miesięcznie, a liczba pacjentów zgłaszających się do naszych placówek jest ogromna. Każdego musimy zbadać, nie możemy odesłać lub zapisać na inny termin – dodaje szef szpitala w Gostyniu.
Wskazuje, że w powiecie liczącym około 80 tys. mieszkańców takich porad rocznie jest ok. 17 tys. Za tę samą stawkę od wielu lat trzeba utrzymać gabinety, podstawowe wyroby medyczne i przede wszystkim zapłacić pensje personelowi. W międzyczasie m.in. wzrosła płaca minimalna, a teraz dojdzie nowa ustawa o minimalnych wynagrodzeniach pracowników placówek medycznych (ma wejść w życie 1 lipca). Dlatego wraz z innymi szefami powiatowych placówek zastanawia się, co dalej z przedłużaniem umowy z funduszem w tym zakresie. – Proponowane stawki pozwalały zbilansować działalność, ale kilka lat temu – tłumaczy Piotr Miadziołko.