- 7,5 mln Polaków co roku odczuwa zaburzenia psychiczne, mimo to wciąż temat jest owiany tabu. Niestety w Polsce wciąż funkcjonuje opresyjny wizerunek psychiatrii i lekarzy psychiatrów. Wizyta u psychiatry postrzegana jest jako wstydliwa - mówi prof. Agata Szulc, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Co dla chorego jest najważniejsze w leczeniu psychiatrycznym i czego najbardziej mu w polskim systemie brakuje?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu mamy za dużo braków – należałoby zreformować cały system opieki psychiatrycznej, ale to się niestety nie może udać bez zapewnienia odpowiedniego finansowania. Aktualnie system opiera się na dużych szpitalach psychiatrycznych, które zapewniają ciągłą, podstawową opiekę. W naszej sytuacji, jeśli jest potrzebna pilna pomoc psychiatryczna, to można ją znaleźć przez całą dobę na izbie przyjęć szpitala psychiatrycznego (o czym nie wszyscy wiedzą) i nie musi się to łączyć z koniecznością hospitalizacji. Podobnie szpitale spełniają rolę w leczeniu stanów przewlekłych, w przypadkach w których pacjenci nie mają możliwości uzyskania pomocy w poradni czy w oddziale dziennym, choćby z tego powodu, że trzeba długo czekać na wizytę, albo w ogóle w okolicy nie ma takiej możliwości. Reforma, o której mówimy od lat zakłada odejście od tego modelu w kierunku psychiatrii środowiskowej, to znaczy stworzenia sieci centrów zdrowia psychicznego, oferujących zarówno pomoc ambulatoryjną, jak i oddziały dzienne, zespół leczenia środowiskowego, pomoc kryzysową i w razie potrzeby dostęp do łóżek stacjonarnych. Centra takie obejmowałyby swoją opieką obszar zamieszkały przez ok. 50-150 tys. mieszkańców. Szpitale psychiatryczne w tej sytuacji mogłyby zmniejszyć liczbę łóżek, zmienić ich profil (np. zająć się leczeniem bardziej wyspecjalizowanym – np. diagnostyką i terapią pierwszego epizodu choroby, depresji lekoopornych itd.), specjalizować się w psychiatrii sądowej lub też ukierunkować się na opiekę o charakterze przewlekłym.

Takie mamy plany (nadal, mimo niepowodzeń), powoli pewne zmiany zachodzą, dzięki pracy wielu zdeterminowanych osób, ale niestety – podkreślam, opieka psychiatryczna w tej chwili już wymaga zdecydowanego dofinansowania, a wprowadzenie zmian bez dodatkowych pieniędzy niestety nie może się udać.

Co najbardziej doskwiera lekarzom?

Chcielibyśmy zapewnić naszym pacjentom jak najlepszą opiekę – mamy wiedzę, dostęp do większości nowoczesnych leków (oprócz niektórych, które nie są refundowane), natomiast bardzo często infrastruktura, szczególnie większości szpitali psychiatrycznych jest bardzo zaniedbana, co jest związane z, jak wspomniałam, ze znacznym niedofinansowaniem opieki psychiatrycznej. Szpitale psychiatryczne są oblężone i zatłoczone, co wynika między innymi z tego, że aktualnie niektóre hospitalizacje wynikają właśnie z braku dostępu do innych form opieki (szczególnie w mniejszych ośrodkach), a dodatkowym obciążeniem bywają problemy socjalne pacjentów, które powinny być rozwiązywane raczej przez opiekę społeczną, która niestety nie zawsze jest w stanie udzielić właściwej pomocy.

Ostatnio obserwujemy niepokojący trend związany ze zwiększoną liczbą zaburzeń psychicznych będących wynikiem nadużywania różnych substancji psychoaktywnych (w tym tzw. nowych środków, czyli w uproszczeniu – dopalaczy) i/lub alkoholu. Dotyczy to głównie ostrych i przewlekłych psychoz – czyli grupy objawów takich, jak omamy (doznania wzrokowe i słuchowe bez zewnętrznych bodźców, urojenia – błędne przekonania, np. o prześladowaniu przez kosmitów itd.), połączone z pobudzeniem i/lub agresją. Zjawisko to narasta i nie mamy jak dotąd systemowych rozwiązań.

Dramatyczna jest też sytuacja psychiatrii dzieci i młodzieży – brakuje specjalistów, poradni, oddziałów, miejsc, w którym pacjenci i ich rodziny mogliby uzyskać pomoc.

NIK zdiagnozował sytuacje dla całego kraju, ale domyślam się, że w mniejszych miejscowościach i na wsiach sytuacja jest jeszcze gorsza. Jak ona wygląda?

W mniejszych miejscowościach i na wsiach tabu związane z chorobą psychiczną jest jeszcze większe niż w dużych miastach. Osoby mieszkające w małych miejscowościach bardziej boją się opinii rodziny i znajomych, boją się wykluczenia z powodu choroby psychicznej.

Dostęp do lekarzy specjalistów jest ograniczony, mniejsza jest też świadomość społeczna dot. chorób psychicznych – a co za tym idzie, osoby chorujące, a także całe otoczenie bagatelizują ten problem. Szansą dla pacjentów z chorobami psychicznymi mieszkającymi w mniejszych miastach i na wsiach byłby model psychiatrii oparty na opiece środowiskowej, ale tu jest dużo trudniej – brakuje specjalistów, nie tylko psychiatrów, ale psychologów, terapeutów itd., którzy mogliby zapewnić opiekę pacjentom. Wydaje się jednak, że odpowiednia organizacja, i przede wszystkim, finansowanie, mogłoby poprawić sytuację.

Z czego może wynikać lekceważenie psychiatrii i stanu zdrowia psychicznego Polaków?

7,5 mln Polaków co roku odczuwa zaburzenia psychiczne, mimo to wciąż temat jest owiany tabu. Niestety w Polsce wciąż funkcjonuje opresyjny wizerunek psychiatrii i lekarzy psychiatrów. Wizyta u psychiatry postrzegana jest jako wstydliwa. W ostatnich latach udało się „odczarować” wizerunek depresji. Mówimy o niej coraz bardziej otwarcie, znane osoby i autorytety przyznają się do walki z depresją. Nadal jednak część schorzeń psychicznych owiana jest negatywnymi stereotypami – jest to np. schizofrenia. I z tymi stereotypami wciąż walczymy udowadniając, że osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne mogą żyć tak jak my wszyscy.

Potrzebne są kampanie edukacyjne informujące o wadze problemu, możliwościach leczenia oraz konieczności akceptacji osób z chorobami psychicznymi. Kampanie takie powinny być skierowane do ogółu społeczeństwa, a także osób zarządzających służbą zdrowia na różnych szczeblach.

Do czego może doprowadzić ta sytuacja?

Brak działań naprawczych i dalsze zaniedbywanie problemów psychicznych oraz brak dostępności do odpowiedniego leczenia mogą doprowadzić do coraz większego wykluczenia osób cierpiących na choroby psychiczne z normalnego życia zawodowego i społecznego. Bardzo często to właśnie z życia zawodowego osoby chore psychicznie są zmuszone zrezygnować. Dane są alarmujące. Przykładowo, po zdiagnozowaniu schizofrenii zaledwie 15 proc. chorych pozostaje na rynku pracy, a 61 proc. pacjentów przechodzi na rentę. Mimo że odpowiednio leczeni pacjenci mogą prowadzić normalne życie – uczyć się, pracować, realizować marzenia, założyć rodzinę.
Szansą na zmianę tej negatywnej sytuacji jest odpowiednie leczenie. Tymczasem w pierwszym półroczu 2016 roku Polacy z powodu zaburzeń psychicznych wzięli aż 9,5 mln dni wolnych - prawie 70 proc. więcej niż w tym samym czasie w 2010 r. Z brakiem aktywności zawodowej pacjentów chorych na zaburzenia psychiczne i rosnącą ilością dni wolnych od pracy wiążą się ogromne koszty dla systemu, podobnie – koszty rent i pomocy społecznej.

Nie do przecenienia jest także rola opiekunów, którzy w przypadku pacjentów z chorobami psychicznymi odgrywają kluczową rolę i także są dotknięci konsekwencjami choroby. Opieka nad pacjentem ze schizofrenią w większości przypadków trwa od momentu pojawienia się pierwszych objawów (52 proc.), zajmuje 34 godziny tygodniowo (czyli 85 proc. etatu) i wynosi średnio 9 lat. Alarmujące są także liczby dotyczące samobójstw w Polsce – jest ich dwa razy więcej niż wypadków drogowych, a nadal nie mamy odpowiedniego programu zapobiegania temu zjawisku.

Z jakimi najbardziej kuriozalnymi problemami zetknęła się Pani w dostępie do lekarzy psychiatrów lub związanych z systemem ogólnie?

Można by bardzo długo wyliczać – np. rozmowa z dyrektorem szpitala wielospecjalistycznego (kilka lat temu) na temat uruchomienia oddziału psychiatrycznego – NFZ płaci za tzw. osobodzień pacjenta, czyli dobę hospitalizacji, w ówczesnym czasie było to ok. 160 zł – dyrektor szpitala był niezwykle zdumiony, ponieważ okazało się, że koszty „hotelowe” w szpitalu (czyli sam pobyt pacjenta) to 300 zł za dobę. A za wspomniane 160 zł dziennie należało jeszcze zapewnić terapię – farmakologiczną (zaburzeń psychicznych i dodatkowych – somatycznych), psychoterapię, rehabilitację, badania dodatkowe (np., rezonans magnetyczny) itd. Mimo, że stawki nieco wzrosły, proporcje zostają te same, niestety.