Farmaceuci muszą pomagać Polakom przez całą dobę, ale nie może to nadmiernie uderzać w ich swobodę prowadzenia biznesu. Potwierdzają to sądy, a ministerstwo szykuje reformę.
Przygotowywana przez Ministerstwo Zdrowia reforma prawa farmaceutycznego ma rozwiązać m.in. problem nocnych dyżurów. Resort kierowany przez Konstantego Radziwiłła przyznaje, że obecnie obowiązujące zasady są niewłaściwe. Jest bowiem tak, że ponoszone przez właściciela apteki koszty jednego dyżuru wynoszą ok. 400 zł. Natomiast obrót – jak wylicza samorząd aptekarski – oscyluje wokół 50 zł. Przy czym – jak mówią farmaceuci – większość sprzedawanego towaru to prezerwatywy. Produkt, który, bądź co bądź, można nabyć z pewnym wyprzedzeniem lub na stacji benzynowej.
Dlatego ministerstwo chce system zreformować – by nie obciążać nadmiernie aptekarzy, wśród których już teraz wielu prowadzi działalność na pograniczu opłacalności. Jakie zmiany są planowane? W ocenie wiceministra zdrowia Krzysztofa Łandy kluczowe jest to, by ograniczyć liczbę dyżurujących aptek do poziomu zaspokajającego realne potrzeby społeczne oraz jasno określić rolę izb aptekarskich przy ustalaniu harmonogramu dyżurowania w powiecie.
Korekta powinna dotyczyć art. 94 ust. 1 ustawy – Prawo farmaceutyczne (t.j. Dz.U. z 2008 r. nr 45, poz. 271 ze zm.). Stanowi on, że rozkład godzin pracy aptek ogólnodostępnych powinien być dostosowany do potrzeb ludności i zapewniać dostępność świadczeń również w porze nocnej, w niedzielę, święta i inne dni wolne od pracy. Harmonogram ten określa w drodze uchwały rada powiatu. Rzecz w tym, że zupełnie inaczej pojęcie „dostosowania do potrzeb ludności” postrzegają samorządowcy, a inaczej aptekarze. Zdaniem tych pierwszych chodzi o to, by obywatel w ciągu kilku minut mógł dotrzeć wygodnie do apteki. W ocenie farmaceutów kluczowe jest to, by w którejś z placówek leki były dostępne, lecz niekoniecznie w najbliższej. Powód? Po doraźnie przyjmowane leki przeciwbólowe ludzie i tak najczęściej idą do sklepu znajdującego się na pobliskiej stacji benzynowej. Gdy potrzeba produktu mniej popularnego bądź na receptę – realizują swe zamówienie w aptece przyszpitalnej. I te, zdaniem wielu farmaceutów, powinny pełnić całodobowe dyżury regularnie. Tym bardziej że wówczas zainteresowani nie muszą śledzić informacji na stronie internetowej miejskiego urzędu, która apteka akurat jest otwarta, lecz od razu wiedzą, gdzie mają się udać.
Dlaczego aptekarze tak się opierają przed nocnymi dyżurami? Powód jest prozaiczny: nie dostają za pełnienie społecznej posługi pieniędzy. Jeśli więc obrót w nocy jest niski, każdy dyżur jest dla nich obciążeniem ekonomicznym; i to pomimo pobierania dodatkowej opłaty za nocną obsługę.
Oczekują więc wynagrodzenia za nocną pracę. Tyle że samorządy płacić nie chcą. Przekonują, że wręcz nie mogą tego robić, gdyż w obowiązujących przepisach brakuje delegacji dla organów powiatu w zakresie finansowania działalności aptek. Takie stanowisko zajęła niedawno między innymi rada powiatu łódzkiego wschodniego.
Ministerstwo Zdrowia do zmian jest niejako przymuszone kształtującym się orzecznictwem sądowym. Coraz częściej sędziowie dochodzą do wniosku, że uchwały rad powiatów wyznaczające aptekom dyżury należy uchylać. Przykładowo 7 grudnia stwierdził tak WSA w Poznaniu w sprawie uchwały podjętej w Pleszewie. Przyznał on rację aptekarzom, którzy wskazywali, że samorządowcy przy ustalaniu harmonogramu całkowicie pominęli m.in. możliwości kadrowe tych placówek. Gdy np. pracuje w nich do dwóch farmaceutów, to praca w nocy zmuszałaby do zamknięcia apteki w ciągu dnia z uwagi na dobowy dopuszczalny czas pracy. Rada powiatu zlekceważyła też stanowisko okręgowej izby aptekarskiej. Podobne problemy występują w co najmniej kilkunastu powiatach w Polsce. Stąd też potrzeba pilnych zmian.
Wejdą one w życie najprawdopodobniej w 2017 r. w ramach kompleksowej reformy prawa farmaceutycznego.
14,9 tys. tyle ogólnodostępnych aptek i punktów aptecznych działa w Polsce