W tym roku będą umowy za kilka miliardów – twierdzą w PKP PLK. Wykonawcy sceptycznie podchodzą do obietnicy ożywienia inwestycji.
Dzisiaj na Forum Ekonomicznym w Krynicy minister infrastruktury Andrzej Adamczyk i prezes PKP Mirosław Pawłowski omówią plany rozwoju transportu w Polsce. Jak na ironię 4 września zniknęło z rozkładu jedyne bezpośrednie połączenie tego miasta z Warszawą. Podobnie jak 93 inne sezonowe relacje na terenie całego kraju.
Brak dojazdu do rodzimego Davos to jednak najmniejszy z problemów naszej kolei. Prezes PKP Polskich Linii Kolejowych Ireneusz Merchel wylicza, że jego spółka realizuje inwestycje za ok. 10 mld zł. Niestety, w większości są to roboty kończone w ramach finansowania pochodzącego z poprzedniego budżetu UE. Nowa unijna pula jest nietknięta, a chodzi o niebagatelną kwotę 66 mld zł, która jest do wydania do 2023 r.
Ostatnie tygodnie były czasem mobilizacji. Tylko w sierpniu PLK ogłosiły przetargi warte 900 mln zł. We wrześniu mają być kolejne – za ok. 300 mln zł. A w III kw. inwestor obiecuje postępowania za 6,6 mld zł. Będzie wśród m.in. zlecenie na tunel średnicowy pod Łodzią, który połączy się z monumentalną podziemną stacją Fabryczna, która ma zostać otwarta w grudniu.
PLK żonglują wielkimi kwotami. Portfel inwestycyjny spółki do końca br. ma spuchnąć do 25 mld zł. Ireneusz Merchel twierdzi, że w najbliższych latach na terenie Polski nie znajdzie się województwo, na terenie którego nie będzie co najmniej kilkunastu inwestycji kolejowych.
Na papierze wygląda to imponująco. Pieniądze wejdą jednak na rynek z potężnym opóźnieniem. Większość – ok. 17 mld zł – to środki z 24 przetargów z ubiegłego roku, które zostały ogłoszone przez poprzedników przed wyborami. W większości są do dziś nierozstrzygnięte, bo okazały się nieprzygotowane od strony dokumentacyjnej.
Tamta, wykpiwana dziś przedwyborcza akcja była realizowana za czasów minister transportu z PO Marii Wasiak pod szyldem „wielkiej ofensywy inwestycji kolejowych”. Dlatego za niezbyt trafioną można uznać wypowiedź obecnego ministra z PiS Andrzeja Adamczyka, który w ubiegłym tygodniu mówił, że „trwa ofensywa inwestycji kolejowych”. Zastrzegł przy tym, że „może jeszcze nie jest zauważalna w przestrzeni, bo chodzi też o przygotowanie nowych zadań”. To dlatego działania obecnej ekipy są nazywane ironicznie „ofensywą 2.0”.
– Branża podchodzi do nowych zapowiedzi z dużym dystansem, bo jedna ofensywa już była. Ogłoszenie przetargu to łatwa rzecz, sztuką jest doprowadzenie procedury wyboru wykonawcy do końca – ocenia Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych „Tor”.
Od wykonawców usłyszeliśmy, że deklarowane pieniądze są dla spółek jak cukierki na wystawie za szybą: widoczne, ale nie do wzięcia. – Spółki wykonawcze mają świadomość, że pieniądze się na rynku w końcu pojawią. Rozczarowanie wynika z tego, że będzie to później, niż było planowane, a w związku z problemami z wydatkowaniem może być ich mniej, niż się na to zanosiło – tłumaczy Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
PLK wyliczają, że tylko 20 proc. inwestycji z 17-miliardowej puli miało przygotowane studia wykonalności. Średnio było do nich od 800 do tysiąca pytań od oferentów, co świadczy o tym, że specyfikacje przetargowe były pełne niejasności. Spółka PLK twierdzi, że nadrabia te zaległości, uzupełniając dokumentację. Obiecuje rozpoczęcie jesienią drugiego etapu przetargów wartych kolejne 9 mld zł. Zapewnia, że najnowsze postępowania trafiają na rynek z gotową dokumentacją (m.in. ze studiami wykonalności), co pozwoli na szybsze wejście w etap realizacji. – Zakładam, że do końca roku podpiszemy umowy za kilka miliardów złotych, chociaż to zależy m.in. od tego, czy będą odwołania w przetargach. W 2017 r. to powinno być już 16–17 mld zł – powiedział DGP prezes Merchel.
Eksperci zwracają uwagę na inne ryzyko. Z powodu późniejszego startu będą do przerobu duże środki. Rządowy plan zakłada, że PLK będą wydawać po 13 mld zł rocznie, np. w 2019 i 2020 r. – Dzisiejszy potencjał wykonawczy branży kolejowej to maksymalnie 10 mld zł – twierdzi Jan Styliński. – Dotychczasowy rekord to mniej niż 8 mld zł. Na dodatek firmy dostały zadyszki i zwalniają zamiast zatrudniać – dodaje.
W związku z zastojem inwestycyjnym na kolei już od sierpnia kręci się kadrowa karuzela. W poniedziałek z zarządu PKP PLK została odwołana Małgorzata Kuczewska-Łaska, która odpowiadała za finanse. W lipcu stanowisko stracił odpowiedzialny za inwestycje Grzegorz Muszyński (zastąpił go Arnold Bresch).