Co ósme nowe auto osobowe rejestrowane jest przez dilerów. To sposób na reeksport, poprawianie statystyk i więcej modeli pokazowych w salonach
Udział rejestracji dilerskich w całkowitej liczbie nowych rejestracji samochodów osobowych w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Według Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego do końca listopada br. sprzedawcy i dilerzy samochodowi zarejestrowali na własne konto ponad 40,7 tys. nowych osobówek. To o 5,5 tys. więcej niż w całym roku ubiegłym.
To zjawisko znacząco wpływa na wielkość rynku. Do listopada nad Wisłą sprzedano 315 tys. nowych osobówek, czyli niespełna 19 tys. więcej niż rok wcześniej. Gdyby od tej liczby odjąć różnicę w samych tylko rejestracjach dilerskich (do listopada było ich o 8,3 tys. więcej), okazałoby się, że rynek rośnie w tempie 3,5 proc., a nie deklarowanych 6,3 proc. Jak te nagłe wzrosty tłumaczą eksperci?
– O większej liczbie rejestracji decydują dwa czynniki. Pierwszy to rosnące oczekiwania importerów odnośnie do liczby samochodów demonstracyjnych. Wiele marek wymaga, by zasoby były większe niż przed rokiem. Drugi czynnik to reeksport, który w tym roku najprawdopodobniej będzie nieco większy niż w ubiegłym roku – wyjaśnia Marek Konieczny, prezes Związku Dealerów Samochodowych.
Innego zdania jest Jakub Faryś, prezes PZPM. – Nie da się ukryć, że reeksport istnieje, ale nie upatrywałbym w nim czynnika, który decyduje o zwiększeniu rejestracji. Liczba samochodów kupowanych przez klientów z zagranicy utrzymuje się na podobnym poziomie. Poza tym coraz więcej marek zakazuje dilerom takich praktyk i są w tym względzie bardzo rygorystyczne – przekonuje Faryś.
Na celowniku koncernów znajdują się przede wszystkim dilerzy sprzedający auta pośrednikom, którzy następnie odsprzedają je w innym kraju. Tego zabraniają bowiem unijne przepisy. Kupowanie nowego auta w innym państwie dozwolone jest tylko dla klientów indywidualnych.
Argumentem przemawiającym za zakupem nowego auta przez cudzoziemców pozostaje słabość złotego. Podczas gdy pod koniec kwietnia br. za 1 euro płaciliśmy niespełna 4 zł, dziś kurs wynosi ok. 4,36 zł. To oznacza, że Niemcy czy Francuzi mogą u nas kupić auta od kilku do nawet kilkunastu tysięcy złotych taniej niż w swoim kraju.
Dariusz Balcerzyk z Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego przyczyny boomu rejestracji dilerskich upatruje jeszcze gdzie indziej. – Obecna gama modelowa jest znacznie większa niż 5 czy 10 lat temu, a każdy sprzedawca chce pokazać klientom jak najwięcej samochodów ze swojej oferty. Poza tym niemal każdy diler ma dzisiaj auta testowe i auta zastępcze w serwisie, a to w skali kraju przekłada się na szybki wzrost – wyjaśnia.
Podobnego zdania jest Jakub Faryś. – Mamy w Polsce około 1400 dilerów, a w każdym salonie stoi średnio od pięciu do siedmiu samochodów. Wystarczy, że w każdym przybędą po dwa pojazdy i statystyka zrobi swoje – przekonuje szef PZPM.
W sprzeczności ze statystyką stoi jednak aktywność sprzedawców z końcówki tego roku, która z reguły dla całego rynku jest bardzo słaba. Tymczasem w zeszłym miesiącu dilerzy zarejestrowali 3429 samochodów – o ponad tysiąc więcej niż w listopadzie ubiegłego roku.
Wzrost rejestracji dilerskich nie poszedł w parze z większym zainteresowaniem klientów indywidualnych, którzy od stycznia do listopada kupili 4 proc. aut mniej niż przed rokiem. Mniej o 5 proc. kupiły także same firmy. Większym zainteresowaniem cieszy się leasing (wzrost o 10,3 proc.), rejestracje importerów (+32,5 proc.), zarządzanie flotą (+18,4 proc.) i wynajem krótkookresowy (+9 proc.).
Udział rejestracji dilerskich w całym rynku może być niedoszacowany. – Część dilerów prowadzi firmę w oparciu o jednoosobową działalność i wtedy nie możemy ich wyróżnić w zestawieniu – tłumaczy Marek Wolfigiel, specjalista ds. analiz i statystyki z PZPM.