Sieć dróg krajowych wciąż u nas dziurawa jak ser szwajcarski, ale że się poprawia, nikt zaprzeczyć nie śmie. Chociaż oczywiście o tempie, jakości, kosztach inwestycji, które czasami przywołują skojarzenia z Bizancjum, i wyśrubowanych opłatach za podróże autostradami dyskusje trwają i trwać będą w nieskończoność. Fakt, że przyzwyczajamy się do standardu podróżowania, który jeszcze niedawno niejeden uznałby za fanaberię. Dlaczegóż więc nie miałoby się poprawić pod tym względem i w tej bardziej wojewódzkiej, ba – nawet gminnej Polsce?
Ale rzecz nie taka prosta. Jak Unia da albo rząd wyłoży, to OK. Ale okazuje się, że można nie siedzieć z założonymi rękoma. Są samorządowcy, którzy poszli po rozum do głowy i doszli do wniosku, że nawet bez gotówki w kasie można zrobić coś pożytecznego w ramach PPP. Skoro są chętni, żeby wyłożyć prywatny kapitał i gotowi poczekać, aż inwestycja zwróci się w ciągu wielu lat z opłat za eksploatację, to warto spróbować, tym bardziej że i państwowe PIR swoje gotowe dorzucić.
Pomysł sprawdzony w świecie, w pewnym sensie również na naszych autostradach, i prowadzący do systemowych zmian, bo z czasem gminy, powiaty i województwa może pozbędą się swoich służb zajmujących się budowaniem i utrzymaniem dróg i oddadzą te funkcje bardziej wyspecjalizowanym. No, chyba że samorządowcy przechytrzą, jak to często robi pewna dyrekcja zajmująca się krajowymi drogami, i będą chcieli za dużo zaoszczędzić, nie pamiętając, że to prosta droga do bankructwa. Pomysłu i partnerów.