Słowa wicepremier Bieńkowskiej nie unieważniają przetargu. To sąd oceni, czy same zapowiedzi zmiany systemu opłat na autostradach wystarczą, by GDDKiA wycofała się z wartego 80 mln zł kontraktu na rozbudowę bramek
Wicepremier Elżbieta Bieńkowska w weekend po raz kolejny oświadczyła, że system pobierania opłat za korzystanie z autostrad będzie zmieniony, gdyż dotychczasowy się nie sprawdza. Mimo tych zapowiedzi całkiem możliwe jest, że państwo będzie musiało wydać dziesiątki milionów złotych na nowe bramki na autostradzie A4. Wbrew zapowiedziom Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad przetarg na ich budowę nie został dotychczas skutecznie unieważniony. Krajowa Izba Odwoławcza uznała bowiem, że prawo na to nie pozwala.
W 2013 r. GDDKiA rozpisała przetarg na rozbudowę punktów poboru opłat na płatnym odcinku autostrady A4 Wrocław – Sośnica. W lutym 2014 r. za najkorzystniejszą uznała ofertę konsorcjum Colas Polska i Intertoll Construction na kwotę 80 mln zł. W kwietniu Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju (MIR) ogłosiło jednak, że planuje likwidację bramek na rzecz elektronicznego systemu poboru opłat. W tej sytuacji w maju GDDKiA poinformowała, że unieważnia przetarg, gdyż budowa bramek nie leży już w interesie publicznym. Nie ma sensu wydawać pieniędzy na coś, co niedużo później będzie rozbierane.

W publicznym interesie

W ustawie – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2010 r. nr 90, poz. 594 ze zm.; dalej: p.z.p.) rzeczywiście przewidziano możliwość unieważnienia postępowania. Art. 93 ust. 1 pkt 6 p.z.p., na który powołała się GDDKiA pozwala podjąć taką decyzję, ale tylko po łącznym spełnieniu kilku przesłanek. Unieważnienie jest dopuszczalne, gdy nastąpiła istotna zmiana okoliczności powodująca, że prowadzenie postępowania lub zawarcie umowy nie leży w interesie publicznym, czego nie można było wcześniej przewidzieć.
Zdaniem Krajowej Izby Odwoławczej GDDKiA nie tylko nie spełniła wszystkich, ale nawet żadnej z tych przesłanek. Jeśli chodzi o interes społeczny, to został on błędnie utożsamiony z interesem samego zamawiającego. „Powołał się on na zapobieżenie marnotrawstwu środków publicznych. Jednak interes publiczny nie może być utożsamiany z interesem ekonomicznym zamawiającego, zwłaszcza że nie przedstawił żadnych dowodów na tezę , że po wdrożeniu systemu elektronicznego poboru opłat system manualny zostanie zdemontowany (oba systemy nie będą wykorzystywane równolegle)” – uzasadniła wyrok przewodnicząca składu orzekającego Magdalena Grabarczyk (sygn. akt KIO 991/14 oraz KIO 1001/14).
Składu orzekającego nie przekonał też dokument MIR, na który powołał się zamawiający. Przede wszystkim dlatego, że nie stanowi on źródła prawa. „Używanie przez zamawiającego pojęcia decyzja w odniesieniu do notatki służbowej jest wadliwe i może spowodować błędne przekonanie, że zamawiający został zobowiązany do unieważnienia postępowania w trybie decyzji administracyjnej wydanej przez wiceprezesa Rady Ministrów, podczas gdy z notatki służbowej wynika jedynie akceptacja działań zmierzających do opracowania i wdrożenia koncepcji elektronicznego poboru opłat. Omawiana notatka jest dokumentem wewnętrznym MIiR” – napisano w uzasadnieniu wyroku.
Orzeczenie zapadło przed dwoma miesiącami i od tego czasu przetarg pozostaje w zawieszeniu.
– Zaskarżyliśmy je do sądu i czekamy na rozstrzygnięcie. Jesteśmy przekonani, że sąd podzieli naszą argumentację i uzna, że realizacja tej umowy nie leży w interesie publicznym. Potwierdzają to zresztą dobitnie ostatnie wypowiedzi pani premier – mówi Jan Krynicki, rzecznik prasowy GDDKiA.
Termin rozprawy zaplanowano na wrzesień.

Fakty medialne

Doktor Jacek Zaleśny z Uniwersytetu Warszawskiego przypomina, że wszystkie organy władzy publicznej działają wyłącznie na podstawie prawa i w ich granicach.
– Mogą więc stosować tylko te regulacje, które obowiązują w momencie podjęcia decyzji. W tym konkretnym przypadku GDDKiA nie mogła stosować regulacji i zasad, których jeszcze nie ma, czyli nie są ogłoszone w odpowiednim dzienniku urzędowym – mówi konstytucjonalista.
– Jakakolwiek zapowiedź, czy to ministra, prezesa Rady Ministrów czy innego przedstawiciela władzy publicznej nie tworzy stanu prawnego. To są fakty, które nie mają większego znaczenia w środowisku prawnym. Jeśli nie ma nowych regulacji, to nie można takich zapowiedzi w jakikolwiek sposób wykorzystywać – tłumaczy prawnik.
Jego zdaniem to właśnie podejmowanie działań opartych na zapowiedziach i faktach medialnych jest nieracjonalne.
– Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby organ władzy publicznej decydował na podstawie samych wypowiedzi polityków. Mógłby wówczas podejmować dowolne decyzje, nawet skrajne, bo zawsze można byłoby wykazać, że uzasadnia je jakaś zapowiedź. To powodowałoby całkowitą niepewność obrotu prawnego i zwiększałoby ryzyko zdarzeń korupcyjnych – dodaje ekspert.
Podobnego zdania jest Maciej Wroński, prawnik specjalizujący się w ruchu drogowym.
– Jeśli resort podjął decyzję o wprowadzeniu elektronicznego poboru opłat także od samochodów osobowych, to w ślad za tym powinny iść czynności o charakterze prawnym; jakiś choćby projekt aktu prawnego, który byłby skierowany do konsultacji społecznych. Tymczasem mamy do czynienia z faktami medialnymi, dlatego z przykrością muszę stwierdzić, że to rozstrzygnięcie KIO wydaje się być zasadne – uważa Maciej Wroński.
Sam resort przyznaje, że nie ma jeszcze gotowej koncepcji elektronicznego poboru opłat. Ekspertyza, którą zlecono, będzie gotowa dopiero jesienią. Nie jest wcale przesądzone, że kierowcy będą zmuszeni do korzystania z już istniejącego systemu viaAUTO. Na razie promowanie tej formy rozliczeń poprzez wydzielenie bramek do obsługi pojazdów posiadających viaAUTO tylko spotęgowało korki. Większość kierowców nie chce płacić za urządzenie, które kosztuje tyle, co przejazd 1000 km autostradą.