Kolejowy przewoźnik szykuje się do piłkarskich mistrzostw Euro 2012, które w czerwcu zostaną rozegrane na boiskach Polski i Ukrainy. – Chcemy wykorzystać imprezę do poprawy wizerunku, ale liczymy też na zyski – zapowiada Janusz Malinowski, prezes PKP Intercity.
Szef kolejowej spółki szacuje, że zarobek tylko w czerwcu może sięgnąć 25 mln zł. – Liczę na powtórkę najlepszego miesiąca z ubiegłego roku, kiedy w lipcu zarobiliśmy na czysto podobną kwotę – mówi Malinowski, który spodziewa się nawet podwojenia liczby pasażerów. Żeby uniknąć ścisku, przewoźnik szykuje większą liczbę połączeń do miast Euro 2012. – Będziemy przygotowani na przewiezienie nawet 120 tys. kibiców dziennie – mówi.
Spółka powoli wychodzi na prostą. Strata netto PKP Intercity za 2011 r. wyniesie ok. 27 mln zł. To wyniki wstępne, jeszcze przed audytem. Są o niebo lepsze niż przed rokiem, gdy strata przekroczyła 136 mln zł (w 2009 r. wyniosła blisko 77 mln zł). Na zero spółka chce wyjść w 2012 r. Taki wynik był możliwy już w 2011 r., ale zarząd przewoźnika nie chciał rezygnować z realizacji kosztownego planu remontów taboru. W ciągu 12 miesięcy wydatki na ten cel sięgnęły 168 mln zł wobec 118 mln zł w 2010 r. Efekt – spółka ma ok. 1,5 tys. sprawnych wagonów, a na mistrzostwa chce ich mieć 1,7 tys. W tej sytuacji raczej nie skorzysta z oferty wynajęcia blisko setki wagonów od niemieckich kolei.
PKP Intercity pracuje nad nową ofertą dla pasażerów. Chce jeździć na Hel i w Bieszczady. Zamierza też uruchamiać więcej pociągów międzynarodowych: do Niemiec, Czech i na Węgry. Planuje też nowe połączenia w Polsce, ale ograniczają ją remonty linii kolejowych. – Na dodatek zarządca infrastruktury przy układaniu rozkładu jazdy przewiduje zbyt duże rezerwy czasowe. Gdyby nie one, czasy przejazdów byłyby krótsze nawet o kilkadziesiąt minut – mówi Janusz Malinowski i podaje przykład składu „Małopolska”, który trasę z Rzeszowa do Gdyni mógłby pokonywać o 3 godziny szybciej.