W przyszłym roku gminy i powiaty dostaną z budżetu państwa na poprawę infrastruktury drogowej 800 mln zamiast planowanego 1,1 mld zł.



Jeszcze na początku września rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa Szymon Huptyś uspokajał: – Przyszłoroczny budżet jest w fazie projektowania, ale wychodzimy z założenia, że zaplanowana kwota się nie zmieni.
Teraz okazuje się, że w resorcie trwają zaawansowane prace nad projektem nowelizacji uchwały w sprawie Programu rozwoju gminnej i powiatowej infrastruktury drogowej na lata 2016–2019. Został on właśnie umieszczony w wykazie prac legislacyjnych Rady Ministrów. – W materiałach planistycznych do ustawy budżetowej na rok 2018 przewiduje się zmniejszenie limitu wydatków na lokalne drogi do poziomu 800 mln zł – czytamy w uzasadnieniu projektu.
Samorządowców ta decyzja władz centralnych wcale nie dziwi. – Kolejny raz drogi przegrały z innymi zadaniami – komentuje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. I przypomina, jak w 2013 r. rząd PO i PSL pożyczył z programu 750 mln zł, by częściowo załatać dziurę budżetową. Pieniądze co prawda wróciły, jednak stało się to kosztem Lasów Państwowych.
Podobnie zachował się niedawno PiS. Potrzebował pieniędzy na program „Mieszkanie plus”, więc zmniejszył o 200 mln zł wydatki na schetynówki.
– Fakt, że politycy co roku podskubują program, powoduje, że skala potrzeb zamiast maleć – rośnie. W tym tempie wyremontowanie lokalnych jezdni zajmie 90 lat – uważa Wójcik.
Zwraca również uwagę na to, że zmiany w finansowaniu lokalnych jezdni są wprowadzane zaskakująco późno. W piątek zakończył się nabór wniosków do programu. – Przygotowanie takiego wniosku trwa od roku do dwóch lat. Wymaga przeprowadzenia wielu konsultacji, co jest kosztochłonne. Nie może więc być tak, że rząd wprowadza zmiany w ostatnim momencie – uważa Wójcik.