Transakcja, o której spekulowano od kilku tygodni, stała się faktem. Pracownicy polskich zakładów na razie powinni czuć się bezpieczni.
Francuski koncern PSA, do którego należą już marki Peugeot i Citroen, wzbogacił się o Opla i Vauxhalla – jego brytyjskiego odpowiednika. Amerykański koncern GM, który był właścicielem niemieckiej firmy od 1929 r., zdecydował się na sprzedaż 12 europejskich zakładów produkcyjnych, zatrudniających w sumie ok. 40 tys. pracowników, za 2,2 mld euro.
Proces łączenia firm ma zakończyć się jeszcze w tym roku. Tak zwany efekt synergii, czyli oszczędności wynikające z fuzji, szacowany jest na ok. 1,7 mld euro do 2026 r. PSA i Opel łącznie będą miały 17-proc. udział w rynku europejskim, stając się drugim najsilniejszym koncernem motoryzacyjnym zaraz po Volkswagenie. Połączona firma wyprzedzi grupę Renault/Nissan.
Konsolidacja branży motoryzacyjnej nie dziwi ekspertów. Łączenie sił zaczęło się w 2007 r. Firmy z sektora automotive przez wspólne działania szukają oszczędności i dostępu do nowych technologii, zwłaszcza że wymogi dotyczące norm środowiskowych są coraz bardziej wyśrubowane. Producenci poprawiają wydajność, zwiększają marże i wychodzą z bardziej różnorodną ofertą dla klientów. Współpraca daje także możliwość skracania łańcucha dostaw, a to przekłada się na zmniejszenie kosztów.
PSA, nieobecny dotąd w naszym kraju, staje się właścicielem polskich zakładów Opla w Gliwicach i Tychach, które zatrudniają łącznie ok. 4 tys. pracowników. Ci są pełni obaw. Najbardziej niepokoi ich brak komunikacji. – Pracownicy przychodzą i pytają, czy mają szukać sobie nowego zajęcia, a my nie wiemy, co im odpowiedzieć, bo nie otrzymujemy żadnych informacji od kierownictwa – powiedział DGP Zbigniew Pietras, szef „Sierpnia 80” w zakładach Opla. Odkąd pojawiły się doniesienia o francusko-amerykańskich rozmowach, przedstawiciele polskich załóg zwracali uwagę na to, że rządy Niemiec i Wielkiej Brytanii błyskawicznie zareagowały na wiadomości o fuzji, spotykali się z przedstawicielami PSA i GM, starając się o gwarancje zatrudnienia w lokalnych fabrykach. Nie przekonały ich deklaracje wicepremiera Mateusza Morawieckiego, że polskim zakładom Opla nic nie grozi. Nie uspokoił ich też całkowicie Carlos Tavares, szef PSA, który zapewnił wczoraj, że zostaną utrzymane miejsca pracy we wszystkich zakładach. Oraz że będą respektowane wszelkie porozumienia z załogami. Także te płacowe. – Nie wiadomo jednak, czy w przyszłości szef PSA nie zmieni zdania co do liczby zakładów produkcyjnych i osób w nich zatrudnionych – mówi jeden z naszych rozmówców.
W ocenie Jacka Opali, dyrektora ds. rozwoju sprzedaży w firmie Exact Systems, firmy opracowującej m.in. analizy branży motoryzacyjnej, polscy pracownicy nie powinni się obawiać zamknięcia fabryk. Gliwice mogą się poszczycić nowoczesną linią technologiczną. I to właśnie tam produkowany jest model Astra – w zeszłym roku najchętniej w Europie kupowany samochód tej klasy, a fabryka pobiła rekord, wypuszczając na rynek ponad 200 tys. aut. Sporo części samochodowych produkowanych w Polsce trafia do zakładów w Wielkiej Brytanii. W Tychach trwa modernizacja fabryki, gdzie będą produkowane silniki. Na razie nic nie wskazuje na to, by zakład ten miał być przeznaczony do likwidacji. Według planów jego modernizacja ma zakończyć się w tym lub przyszłym roku. – W mojej ocenie fuzja jest dla naszych zakładów szansą. Może się okazać, że w Gliwicach będzie powstawać jakiś model Peugeota czy Citroena – dodaje Jacek Opala. Wydaje się też mało prawdopodobne, że nowy właściciel zrezygnuje z marki Opel. Zwłaszcza że nowy model Insignia został zaprezentowany na targach motoryzacyjnych w Genewie. Wkrótce nastąpi też premiera powstałego już we współpracy z PSA modelu Crossland X. To nie koniec niespodzianek, pod koniec tego roku światu zaprezentowany zostanie model Opla Grandland X – także wyprodukowanego we współpracy z Francuzami.
Elektryczny wyścig
Francuski koncern motoryzacyjny PSA cieszy się z przejęcia Opla, bo dzięki temu zyska dostęp do technologii produkowania aut elektrycznych. Model Ampera-e, który na rynku europejskim pojawi się już w tym roku, to odpowiedź na zapotrzebowanie na nieduże, ekologiczne miejskie samochody.
Konkurencja na rynku pojazdów zasilanych prądem jest spora, ale nie tylko potężne koncerny motoryzacyjne chcą zawojować ten segment rynku. O komercyjnej produkcji myśli także polski rząd, który wyznaczył sobie za cel, że do 2025 r. po naszych drogach poruszać się będzie aż milion samochodów elektrycznych. W rozwoju elektromobilności ma pomóc utworzona w październiku ubiegłego roku spółka ElectroMobility Poland. Do życia powołały ją cztery koncerny energetyczne (PGE, Tauron, Enea i Energa), które objęły po 25 proc. akcji. Kapitał zakładowy wynosi 10 mln zł. Fundusze, którymi spółka dysponuje, mają pomóc w stworzeniu naszego rodzimego pojazdu mającego trafić do produkcji komercyjnej.
Spółka ElectroMobility ogłosiła wczoraj konkurs na model polskiego auta elektrycznego. Zdaniem Krzysztofa Tchórzewskiego, ministra energii, taki pojazd, produkowany w Polsce i oparty na krajowej myśli technicznej, to dla nas ogromne wyzwanie, ale i szansa. – Adresatami konkursu są osoby zawodowo zajmujące się szeroko rozumianym projektowaniem lub designem – mówił Krzysztof Kowalczyk, dyrektor zarządzający ElectroMobility Poland.
Droga do polskiego samochodu elektrycznego ma się składać z czterech kroków: konkurs na karoserię ma zostać rozstrzygnięty do połowy 2017 r., prototyp ma powstać do wiosny 2018 r. Najlepsze pojazdy zostaną wyprodukowane w krótkich seriach i zyskają homologację. Następnie wybrany zostanie model, który trafi do produkcji seryjnej. Pięć najlepszych projektów zostanie nagrodzone. W pierwszej fazie będzie to 50 tys. zł, a w drugiej co najmniej 100 tys. zł. Konkurs rusza 13 marca, ale regulamin nie został jeszcze opracowany.