- Nie wybieramy prezesa TVP, ale nadal kontrolujemy spółkę. Dzięki nowelizacji ustawy medialnej będziemy mogli powiedzieć: ta złotówka nie poszła na pyskówkę - uważa Witold Kołodziejski, przewodniczący KRRiT. Kierował też urzędem w latach 2007–2010.

Widzę, że gabinetu przewodniczącego jeszcze pan nie przemeblował. Dużo się zmieniło w KRRiT od kiedy był tu pan szefem?

Witold Kołodziejski*: Siedziba KRRiT w ciągu tych sześciu lat zmieniła się nie do poznania. Wyremontowane gabinety, powstała piękna sala posiedzeń z komputerami i laptopami, jak z siedziby NATO (śmiech).

Tylko czy wszyscy członkowie rady potrafią skorzystać z tych dobrodziejstw technologicznych?

Bez przesady. Dziś każdy potrafi obsłużyć komputer. Skończyłem urzędować w KRRiT w 2010 roku. Za moich czasów tu była partyzantka. PO przez trzy lata brała nas głodem, bo z uwagi na weto prezydenta, nie można było odwołać rady. Pamiętam, jak trzy razy próbowano zmienić ustawę medialną. Bezskutecznie. Dlatego ograniczano nam niemal dwukrotnie budżet. To było oczywiście bardzo infantylne podejście do prowadzenia polityki i rozgrywek między urzędem a politykami. Przecież tu działa biuro, są pewne zadania i obowiązki, budżet KRRiT to nie są pieniądze członków, których można "zamorzyć".

Po utworzeniu Rady Mediów Narodowych pozycja KRRiT została osłabiona.

Wręcz przeciwnie. Zawsze powtarzałem, że wybór władz mediów publicznych to była kula u nogi KRRiT, bo presja społeczna koncentrowała się na tym jednym wyborze. A to jest tylko 1 proc. aktywności urzędu. Tymczasem wpływ na wybór władz mediów publicznych zawsze miał przełożenie na skład KRRiT i jego ocenę. Słyszę jednak sygnały, że część tych kompetencji ma do KRRiT powrócić.

To sygnały od posłów przygotowujących nową ustawę medialną?

Takie informacje potwierdził rzecznik PiS. Jest przygotowywana konstrukcja, w której to KRRiT zatwierdzałaby wybór władz TVP i Polskiego Radia.

Ale to oznacza, że Rada Mediów Narodowych byłaby zupełnie niepotrzebna.

To zależy, jakie będą losy dużej ustawy, opartej na koncepcji tworzenia mediów narodowych. Czy prace nad nią będą kontynuowane, czy wygrają doraźne rozwiązania? Dziś wydaje się, że najpilniejsze jest załatwienie kwestii abonamentu.

Bierze pan udział w pracach nad uszczelnieniem istniejącej ustawy abonamentowej?

Tak, jako konsultant, bo od czasów afery Rywina KRRiT nie ma inicjatywy ustawodawczej. Ale to u nas pracują najlepsi eksperci w tym zakresie.

Jacek Kurski, który współtworzył projekt, twierdzi, że najlepsi prawnicy są w TVP.

Gdybym miał konsultować umowy z producentami, to pewnie zwróciłbym się do telewizyjnych ekspertów. Ale jeśli chodzi o abonament, to zarówno nasi prawnicy, jak i ekonomiści, mają wiedzę oraz doświadczenie jedyne w tym kraju. Także, jeśli chodzi o rozwiązania funkcjonujące w innych krajach i współpracę z Pocztą Polską.

Ciągle słyszę o koncepcjach, a kiedy zobaczymy gotowy projekt?

Mam wrażenie, że dyskusja tkwi w tym samym miejscu, w którym była, gdy sześć lat temu odchodziłem z KRRiT. Dosyć tych dywagacji.
Obecnie rozważane są trzy koncepcje - ściągania opłaty wraz z PIT-em, pobór od liczników energii oraz obecnie obowiązująca, w której opłatę pobiera poczta. Pierwszą opracowała KRRiT za kadencji mojego poprzednika i jest to bardzo szczegółowy dokument, podobnie jak projekt uszczelnienia obecnej ustawy abonamentowej. Nie zaczynamy więc od nowa. Obecnie to kwestia określenia szans, kontaktu z Komisją Europejską i szybkiej ścieżki legislacyjnej.

PiS ma dziś większość i mógłby takie zmiany przeprowadzić błyskawicznie.

Zarówno PiS, PO jak i wcześniej SLD pracowały nad ustawą medialną. Każda rządząca partia podchodziła do tego problemu, ale z jakichś powodów przez 15 lat nikt tego nie rozwiązał. Dzisiejsza sytuacja w parlamencie nie ma tak dużego znaczenia, jak fakt, że we wszystkich posłach musi dojrzeć świadomość, że tę sprawę trzeba załatwić. Po pierwsze dlatego, że media publiczne w każdym kraju mają swoje zadania i są istotnym elementem funkcjonowania państwa. A po drugie, bo obecnie obowiązująca ustawa jest niesprawiedliwa społecznie. Przez luki prawne dyskryminuje uczciwych obywateli, którzy zarejestrowali odbiornik, a często z powodów niezależnych od siebie, zaprzestali wnoszenia opłaty. Nie ściga tych, którzy nigdy nie zarejestrowali odbiornika, czyli łamią obowiązujące przepisy. Choćby z tego względu należy ją zmienić. Najsprawniej można to robić "łatając" obecną ustawę abonamentową. Moim zdaniem elegancką formą była propozycja opłaty pobieranej wraz z podatkiem dochodowym.

Wtedy opór społeczny będzie większy, bo opłata zostanie potraktowana jak kolejny podatek.

Jeśli w planach jest reforma podatkowa, a obywatel miałby płacić wszystkie składki w jednym - dochodowy, zdrowotny, emerytalny, to dlaczego nie mógłby się tam znaleźć także abonament? Ten "drobny" element, przysłowiowe 10 złotych miesięcznie, byłby niezauważalny.

Gdy chodziło o personalia, to kadłubowe ustawy medialne przechodziły szybko, a teraz, gdy już nic nie pili, poza Jackiem Kurskim, który żali się na dziury w budżecie TVP, mamy pat.

Tamte ustawy były dużo prostsze, dwa artykuły, dwie zmiany i można je było przegłosować. Tu skala jest nieporównywalna, trzeba się zastanowić nad całym systemem. Można dołożyć starań, by to poszło jak najszybciej.

Kibicował Pan Kurskiemu w konkursie na prezesa?

Miałem ten komfort, że byłem całkiem wyłączony. Oglądałem go prywatnie i muszę przyznać, że mieliśmy do czynienia z pasjonującym widowiskiem.
Moim zdaniem Kurski wypadł najlepiej.

Prezesów już pan nie wybiera, ale wciąż kontroluje, na co wydają pieniądze z abonamentu. Ile dostaną w tym roku TVP i Polskie Radio?

Wpływ KRRiT na media jest nadal olbrzymi. To my podpisujemy kontrakty programowo-finansowe, dzielimy abonament i kontrolujemy wydawanie publicznych pieniędzy. Do tego zobowiązuje nas choćby KE. Właśnie pracujemy nad ostateczną akceptacją wdrożenia komunikatu komisji, który doprecyzowuje i tworzy nowe mechanizmy kontroli wydawania środków abonamentowych, tak by nie zakłócać konkurencji na rynku. Z abonamentu media publiczne otrzymują około 700 mln zł.
Pamiętamy dyskusje sprzed lat czy "Taniec na lodzie" jest misyjny czy nie.Nowelizacja ustawy medialnej pod kątem kontroli pieniędzy wydawanych na media służyć będzie lepszemu ich wykorzystaniu.Dzięki temu będziemy mogli powiedzieć: Ta złotówka nie poszła na pyskówkę, ale na wartościowy program.

To nie będzie takie łatwe. Do dziś nie wiemy czym de facto jest misja.

Dużo zależy od proporcji. 20 proc. abonamentu w obecnym budżecie TVP ciężko zobaczyć na ekranie. Jeśli ten stosunek się zmieni, poprzez uszczelnienie abonamentu i zmniejszenie części reklamowej, to efekt misyjny będzie na wizji bardziej widoczny.

I może zmieni się postawa widzów, którzy płacić na media publiczne nie chcą.

2/3 polskich gospodarstw płaci abonament za telewizję kablową albo satelitarną.

Ale dostają tam treści, które uznają za wartościowe i płacą dobrowolnie.

Ludzie płacą za dodatkowe programy, ale podstawą jest bardzo duża oferta telewizji publicznej i jeszcze żaden operator się nie ośmielił sprzedawać pakietów bez kanałów TVP. Mało tego, oglądamy programy TVP w internecie. Moim zdaniem telewizja powinna być dostawcą najbardziej wartościowej oferty online, także archiwalnej. I to jest oferta, za którą 10 złotych miesięcznie można zapłacić.

Będzie furtka, dla tych którzy jednak powiedzą "nie"?

Tak, ale mechanizm w założeniach projektu uszczelnienia ustawy jest odwrotny od dotychczasowego. Mianowicie, kto deklaruje, że nie posiada telewizora, ten składa oświadczenie.

TVP Jacka Kurskiego realizuje misję?

Tak, oferta głównych anten i programów tematycznych jest misyjna. Czy transmisje ze Światowych Dni Młodzieży, Olimpiady czy Konkursu im.
Henryka Wieniawskiego były realizacją misji? W 100 procentach. Ale w jakim stopniu realizowana jest misja i czy wszystkie pieniądze dobrze spożytkowano? Tego nie wiem, właśnie to analizujemy.

Nie ma pan żadnych zastrzeżeń? Choćby w stosunku do "Wiadomości"?

Zastrzeżenia są. I zawsze będą. Dostaliśmy skargę na "Wiadomości" od rzecznika partii opozycyjnej i zamierzamy ją potraktować poważnie.
Ostatnio specjalnie zaprosiliśmy więc prezesa Kurskiego i redaktor Marzenę Paczuską po to, by wyjaśnili wątpliwości. Na razie jednak zbieramy informacje, by dokonać właściwej oceny.

Będą konsekwencje?

Proces jest w toku, nie będę więc mówił o efektach. Odbieram skargi zarówno na nadawców prywatnych, jak i komercyjnych. I na wszystkie reaguję. Ostatnio po skargach na TVN 24, upomnieliśmy stację za złamanie standardów. Redakcja również przyznała się do błędu.

Na ile realne jest połączenie UKE i KRRiT?

Rynki regulowane przez oba urzędy przenikają się od lat. Możemy dziś mówić o jednym rynku cyfrowym, w którym krzyżuje się branża telekomunikacyjna z mediową. Dla przykładu, w przypadku uwolnienia częstotliwości 700 MHz właściwie działamy już wspólnie. Jest praktyczna potrzeba, ale nie ma presji. Możemy to zaplanować na spokojnie, by wspólnie z prawnikami UKE oraz całym rynkiem w konsultacjach wszystko ustalić. KRRiT jest organem konstytucyjnym, więc formalnie to rada musiałaby wchłonąć UKE, choć urząd jest od rady dużo większy. Ale konstytucyjne umocowanie KRRiT tylko wzmocniłoby UKE - jego pozycję i niezależność. Dla rynku to również miałoby pozytywne znaczenie. Nie chodzi o to, by teraz przewodniczący KRRiT mówił prezesowi UKE, co ma robić. Są różne modele współpracy. W modelu brytyjskim Ofcom jest podzielony na piony, które są autonomiczne, ale jednak koherentne.

Minister Streżyńska jest za?

Wspólnie opracowaliśmy taki plan w programie wyborczym PiS.

Kiedy planowane jest połączenie?

Trudno powiedzieć. Na pewno nie chcemy tego robić sami i po cichu.

Pasmo 700 MHz przyniesie budżetowi miliardy, jak ostatnia aukcja na częstotliwości do budowy szybkiego internetu?

Myślę, że nie. To, co operatorzy mieli do wydania na częstotliwości, to już wydali. Ale społeczeństwu może przynieść bardzo wiele.

Jak te częstotliwości zostaną zagospodarowane?

Na budowę internetu najnowszej generacji. W przypadku "osiemsetki" błędem było moim zdaniem podzielenie tego pasma na małe bloki, choć po cenach widać, że ten ruch się opłacił. Tym razem, z technicznego punktu widzenia, zagregowanie częstotliwości w jeden duży blok pozwoliłoby na lepsze wykorzystanie zasobów. Jestem zwolennikiem modelu hurtowego, bo jeden operator hurtowy, który korzysta z szerokiego bloku może zaoferować innym znacznie lepsze parametry i korzystać z pasma efektywniej. Dyskusja, czy ma to być jeden operator narodowy czy komercyjny, to już osobna sprawa.

Kraj pochodzenia operatora będzie brany pod uwagę przy przetargu?

Tego rodzaju zapisów nie można wprowadzać, choćby z uwagi na regulacje unijne.

Pytam, bo właśnie trwają przygotowania do zmian dotyczących koncentracji w mediach. Wszystko w kontekście dyskusji o repolonizacji mediów.

Przy tego rodzaju dyskusjach warto podkreślać, że nie chodzi o repolonizację, ale o zapobieganie koncentracji. Procesy konsolidacji następują w mediach od lat i osiągnęły duży rozmiar, ale wcale nie muszą dotyczyć właścicieli zagranicznych, lecz także rodzimych koncernów. Weźmy choćby Grupę Cyfrowego Polsatu, która posiada platformę cyfrową, telewizję i telekom. To są mechanizmy, które państwo powinno kontrolować. Zwłaszcza, jeśli chodzi o koncentrację krzyżową. Z punktu widzenia prawa i możliwości UOKiK problem posiadania jednocześnie dużych udziałów w rynku prasowym, telewizyjnym i internetowym nie istnieje.
Chodzi o stworzenie mechanizmów, które będą blokowały koncentrację w przyszłości, a nie zmianę tego, co już się dokonało. To nie jest inkwizycja, czy pogoń za kułakiem.

Ostatni multipleks naziemnej telewizji cyfrowej ma szansę zdobyć widza?

Cztery programy już są gotowe. Emitel zapewnia, że zasięg multipleksu nie będzie odbiegał od pozostałych. Ale wiem, że są inne warunki propagacji, a więc potrzeba będzie więcej masztów, by odbiór sygnału był taki sam. Po uruchomieniu zobaczymy, czy nie będzie problemów z dotarciem do widzów. Dla mnie ciekawe są szczególnie dwa kanały - ZOOM, złożony z oferty nadawców kablowych i stacja Wirtualnej Polski. Bardzo jestem ciekawy, jak to się sprawdzi biznesowo.

Na razie MUX-8 rusza bez TVP.

Dla nich to trudna decyzja ekonomiczna, kolejne zobowiązanie finansowe.

A jest deadline dla nadawcy publicznego, czy mogą się zastanawiać w nieskończoność?

Nie ma. To trochę mało komfortowe dla pozostałych nadawców i dla dysponenta częstotliwości. Ale nie ma procedury wynikającej wprost z decyzji rezerwacyjnej. Ona nie przewidziała takiej sytuacji. W pewnym momencie podmiot, który płaci za częstotliwości zapewne wystąpi o uwolnienie pasm, albo wskazanie oferty.

To koniec procesu cyfryzacji telewizji?

Nie, bo został nam jeszcze piąty multipleks. W połowie roku ukaże się strategia KRRiT, dotycząca rozwoju telewizji cyfrowej w Polsce. Chciałbym, aby rynek, nadawcy i dostawcy sprzętu wiedzieli, na co mają się nastawiać. Jeśli chodzi o "piątkę", to są trzy możliwości - albo wzbogacić ofertę o kolejne kanały naziemne, albo stworzyć pierwszy płatny multipleks telewizji naziemnej albo wykorzystać ją do zupełnie innej technologii i zacząć wprowadzać standardy DVBT-2, czyli nowszą generację kodowania sygnału cyfrowego, która pozwalałaby na umieszczenie oferty HD. Ten ostatni wariant jest mi najbliższy. Chciałbym go poddać konsultacjom.

Co z telewizją mobilną?

Pamiętam, jak komisarz Viviane Reding przekonywała mnie, że na telewizję mobilną powinniśmy przekazać nie jeden, a kilka multipleksów.
Ten eksperyment nie udał się w Polsce z kilku względów. Technologia się nie rozwinęła, a gdy operatorzy nie dostali multipleksu, to odmówili współpracy. UOKiK mówił nawet wtedy o zmowie. Dziś multipleks dla telewizji naziemnej jest rodzajem kanału dosyłowego dla platformy Polsatu, jej aktywnego operatora. Częstotliwość jest jednak zupełnie niewykorzystana. Warto byłoby, żeby jej właściciel przemyślał, jak w przyszłości to zagospodarować. Może zorganizujemy spotkanie na ten temat, bo szkoda żeby się to marnowało. Jest pole do rozmów, nie do wojny.

Co dalej z procesem cyfryzacji radia? Kupiłam sobie radio cyfrowe i boję się, że pieniądze pójdą w błoto.

Pani zainwestowała w odbiornik, a KRRiT i Polskie Radio zainwestowało grube miliony w lata emisji cyfrowej. Mam nadzieję, że nie zostanie to zaprzepaszczone, bo na to bym się nie zgodził. Marzy mi się szeroka oferta. Niepotrzebne są dziś wojny. Stać nas zarówno na radio analogowe, cyfrowe jak i internetowe. Zwłaszcza, że nowoczesne odbiorniki łączą te technologie. One nie muszą ze sobą konkurować, ale się uzupełniać. Drugi blok częstotliwości jak najszybciej chciałbym udostępnić nadawcom, z dużym naciskiem na radia lokalne.

Czy ich będzie na to stać?

Radio cyfrowe jest dużo tańsze, ale nawet jeśli, to i tak kosztuje.
Przy znikomym nasyceniu odbiornikami powinny być mechanizmy ulg, przynajmniej w pierwszym okresie nadawania. O tym chcemy rozmawiać z Ministerstwem Finansów, by potraktował to jak innowację. Najpierw stwórzmy ofertę, a potem badajmy jak ten rynek rośnie.