Giełda nie lubi niespodzianek, więc spółka przypłaciła nagłą zmianę szefa ponad 6-proc. spadkiem wartości akcji. Bomba wybuchła we wtorek późnym wieczorem. Cyfrowy Polsat poinformował, że wieloletni prezes Dominik Libicki złożył rezygnację, a rada nadzorcza ją przyjęła.

Na jego następcę powołano Tomasza Gillnera-Gorywodę, dyrektora generalnego w Polkomtelu, związanego od lat z grupą Solorza-Żaka (wcześniej pracował w Elektrimie). Z rozesłanego komunikatu wynikało niewiele. Oficjalnie powodem odejścia Libickiego były różnice zdań w kwestii „sposobów realizacji celów strategii”.

Decyzja rady nadzorczej CP zaskoczyła nawet bliskich współpracowników byłego prezesa. W firmie mówiło się o narastającym konflikcie między nim a Tobiasem Solorzem, który po ojcu przejął stery Polkomtelu, ale nikt nie przypuszczał, że może to zagrozić niemal 20-letniej współpracy Solorza-Żaka i Libickiego. Współpracy, która doprowadziła do kilku sukcesów, np. do stworzenia Cyfrowego Polsatu. Dominik Libicki i Tobias Solorz od września pełnili najważniejsze funkcje w zarządzie Cyfrowego Polsatu i Polkomtelu, mając utworzyć zintegrowaną grupę medialno-telekomunikacyjną kontrolowaną przez Zygmunta Solorza-Żaka.

Analitycy sądzą, że powody odwołania Libickiego są poważniejsze i wiążą się z jego niechęcią do zadłużania spółki. Wiadomo, że któryś z podmiotów grupy musi kupić częstotliwości LTE, niezbędne do świadczenia usług oferowanych m.in. w pakiecie Smart DOM. A to wiązać się będzie z wydatkami. I długami.

Cyfrowy Polsat mógłby np. kupić pakiet kontrolny spółki Midas (dziś udziały w nim osobiście ma Solorz-Żak). Innymi słowy, pieniądze z transakcji wpłynęłyby do kieszeni miliardera, ale jednocześnie dodatkowo zadłużyły grupę.

Równocześnie obok Midasa CP mógłby nabyć Sferię (także kojarzoną z Solorzem-Żakiem), która już otrzymała jeden blok częstotliwości LTE. Ale to jeszcze bardziej pogłębiłoby długi grupy. Na koniec II kw. 2014 r. jej nominalne zadłużenie wynosiło 11,2 mld zł netto. Wszelkie inwestycje niezwiązane z bieżącą działalnością powodowałyby, że spłata tego zadłużenia zostałaby odsunięta w czasie. To może rzutować na perspektywę dywidendy.

Fatalnie na informację o odejściu prezesa zareagowali akcjonariusze Cyfrowego Polsatu. Na początku wczorajszej sesji na GPW kurs spółki spadł o 2,3 proc., do 26,28 zł za akcję. Potem było już tylko gorzej. W najsłabszym momencie akcje firmy spadały aż o 6,6 proc. A ich wyprzedaż odbywała się przy bardzo wysokich obrotach, które do końca sesji wyniosły 136 mln zł. Dla porównania we wtorek wartość obrotów papierami spółki wyniosła 4,7 mln zł. Cyfrowy Polsat zakończył dzień spadkiem o 6,32 proc., do 25,20 zł za akcję.

– Spadki kursu akcji to naturalna reakcja. Inwestorzy znali Dominika Libickiego, a jego zarządowi przypisywano zasługi za sukces operacyjny spółki. Był twarzą biznesową CP – tłumaczy Włodzimierz Giller z Domu Maklerskiego PKO BP. Jego zdaniem Libicki był doceniany za połączenie telewizji Polsat i platformy cyfrowej i za delewarowanie spółki, która zadłużyła się na zakup telewizji. Jak na trudny rynek mediów CP radził sobie dobrze. Z tego wynikała też premia, z jaką notowane były akcje spółki.

– Zarekomendowaliśmy kupno akcji CP przy 19,8 zł. Cena przekroczyła określony przez nas poziom docelowy 26 zł. Obejmuje ona już gros synergii związanej z połączeniem CP i Polkomtelu. Sytuacja na rynku telekomunikacyjnym jest pełna ryzyk, więc liczenie na dalszy wzrost cen akcji byłoby dyskontowaniem bardzo optymistycznego scenariusza. Samo utrzymanie obecnej rentowności grupy będzie wyzwaniem – przewiduje Sawala.