Konwergencja, kojarzona dotąd z branżą internetową i telekomunikacją, dotyczy też innych branż. Dzięki wychodzeniu poza główną działalność firmy zdobywają odbiorców i ich od siebie uzależniają.
Wzrost klientów konwergentnych / Dziennik Gazeta Prawna
Co to jest konwergencja? Najprościej powiedzieć, że w ujęciu klasycznym to łączenie usług oraz wykorzystywanie nowych technologii do ekspansji w mniej tradycyjnych polach działania. Sztandarowym przykładem na działanie konwergencji jest branża telekomunikacyjna. Kiedyś osobno zamawialiśmy (i płaciliśmy) za telefon, telewizję czy internet. Obecnie na rynku można bez trudu znaleźć rozwiązania, które umożliwiają rozliczanie tych wszystkich mediów w ramach jednego rachunku. Przykładem jest choćby oferta firmy Orange. Spółka zaczynała od usług związanych ściśle z telekomunikacją, tradycyjną i komórkową. A teraz w jej ofercie jest nie tylko pakiet usług komunikacyjno-internetowych, ale także np. możliwość opłaty za energię elektryczną. Takiego holistycznego podejścia wymagają sami klienci. Zwłaszcza pokolenie millenialsów oczekuje jak najwięcej prostoty i dostępności. Konwergencja wychodzi naprzeciw ich potrzebom.
Firmy decydują się na nią z kilku powodów. Przede wszystkim, jak w przypadku przedsiębiorstw z branży telekomunikacyjnej, robią to te, które mają dużą bazę klientów. Poszerzenie działalności wymuszają także zmiany rynkowe, zaistniałe np. w wyniku postępu technologicznego. Przykładem jest bankowość, na której zmianę filozofii obsługi klienta wymógł rozwój internetu. Amerykańska firma consultingowa Arthur D. Little z Bostonu ocenia, że obecnie w państwach rozwiniętych transakcje wykonywane przez internet (stacjonarny lub mobilny) oraz przy użyciu bankomatów przejęły 85 proc. ruchu z tradycyjnych oddziałów bankowych.
Wkroczenie banków do internetu było więc konieczne, ale na tym nie kończy się konwergencja w bankowości. Przed niespełna dwoma tygodniami Idea Bank ogłosił rozpoczęcie swojego programu „Happy Miles”. To plan długoterminowego wynajmu samochodów na kilometry. Podobne inicjatywy już działają. Tylko w Warszawie są to np. 4Mobility, Traficar czy Panek CarSharing. Działalność tych firm można porównać do wypożyczalni miejskich rowerów. Tylko że zamiast wynajęcia na krótki czas i dystans roweru, korzystamy z samochodu. Miejsce odbioru wskaże nam aplikacja w smartfonie. Za jej pomocą odblokujemy też drzwi (kluczyki czekają na nas w środku). Założenia „Happy Miles” idą znacznie dalej. Ma on zachęcić Polaków nie do kupowania, a długoterminowego najmu samochodu. Bankowcy przekonują, że to się po prostu opłaca. Auta to faktycznie kiepska inwestycja, bo szybko tracą na wartości. Tyle tylko, że trzeba pamiętać, że po kilku latach wynajmu samochodu pozostaje nam tylko świadomość zaoszczędzonych pieniędzy, bo auto trzeba będzie zwrócić. Nie będzie można go sprzedać, by odzyskać fundusze.
Program polskiego banku nie będzie raczej spektakularnym przykładem konwergencji, ale na te natkniemy się, spoglądając na rynki zagraniczne. Chyba najbardziej znanym było stworzenie przez Apple smartfona. Oczywiście nie był to dla firmy Steve’a Jobsa kierunek zupełnie nowy. Telekomunikacja jest branżą pokrewną, a przy projektowaniu iPhone’a korzystano z doświadczeń Apple w produkcji komputerów osobistych. Choćby przy okazji opracowywania systemu operacyjnego dla słynnego smartfona. Należy jednak pamiętać, że w 2007 r. rynek telefonów komórkowych wydawał się już podzielony. Jeszcze pod koniec tamtego roku zdecydowanie dominującym graczem była fińska Nokia z 40-proc. udziałem. Drugi był koreański Samsung (14 proc.) a trzecia amerykańska Motorola (12 proc.). Smartfonowa rewolucja, którą zapoczątkował iPhone ze swoim dotykowym wyświetlaczem zamiast tradycyjnej klawiatury, wywróciła do góry nogami nie tylko segment urządzeń telefonicznych, ale również standard korzystania z telefonu komórkowego. W rękach Apple znajduje się teraz 15 proc. globalnego rynku smartfonów (dane za I kw. 2017 r.). To wprawdzie nie wystarcza do bycia liderem, gdyż tym jest Samsung, w rękach którego jest niemal jedna czwarta telefonowego biznesu, ale wynika to z filozofii amerykańskiej firmy. Reszta czołowych producentów ma w swoim portfolio smartfony z kilku segmentów, przeznaczone dla klientów o różnej zasobności portfela. Tymczasem iPhone jest z założenia produktem wyłącznie klasy premium i nawet jego uboższe wersje plasują się na wyższej półce cenowej.
Pojawienie się iPhone’a zmieniło także postrzeganie samej marki Apple. Logo z nadgryzionym jabłkiem kojarzy się obecnie ze smartfonami równie mocno jak z laptopami czy komputerami stacjonarnymi.
Przykład Apple pokazuje też, jak bardzo konwergencja będzie wkraczać w nasze życie. Firma „nagradza” nas za posiadanie jak największej ilości produkowanego przez nią sprzętu. Nasz telefon możemy łatwo zintegrować z komputerem czy tabletem, o ile te dwa sprzęty również noszą logo amerykańskiej firmy.
Wkrótce może więc okazać się, że konwergencja będzie dla konsumentów nie tyle wygodną ofertą, co po prostu koniecznością.