Opłaty za swoje usługi podnoszą parkingi, firmy ochrony mienia, banki. Robią to, aby utrzymać zyski. A na rynku telekomunikacyjnym trwa nieustanna wojna cenowa - podkreśla Mariusz Gaca, wiceprezes Orange Polska ds. rynku konsumenckiego.
Ile prepaidów wyłączyliście w nocy z 1 na 2 lutego?
W terminie swój numer zarejestrowało ponad 96 proc. naszej aktywnej bazy. To lepszy wynik, niż zakładaliśmy.
Ile kart SIM zniknie ostatecznie z rynku?
Niedługo się o tym przekonamy. Pewne jest, że rynek prepaid „się oczyści”. Do tej pory operatorzy mieli różne strategie raportowania kart i rozjeżdżaliśmy się pod tym względem. Jedni w ogóle nie raportowali kart nieaktywnych, inni pompowali swoją bazę. Jestem zwolennikiem tego, abyśmy byli porównywalni. Rejestracja do tego doprowadzi. Poza tym z perspektywy bezpieczeństwa dobrze, że karty są zarejestrowane. Nawet jeśli prepaid zostanie zarejestrowany na słupy i w złych zamiarach, to służby mają jakiś punkt zaczepienia.
Zmieni się ranking wielkiej czwórki?
Mariusz Gaca, wiceprezes Orange Polska ds. rynku konsumenckiego / Dziennik Gazeta Prawna
To zależy, kto ile kart ostatecznie wyłączy. Nie wiem, czy jeszcze kogoś ekscytują rankingi liczby kart SIM. Na koniec dnia ważne jest, czy karta jest aktywna i przynosi przychody.
Jesteście zadowoleni ze stawek hurtowych wynegocjowanych w Brukseli w ramach prac nad zniesieniem roamingu?
Każdy ruch, który reguluje telekomy – nie tylko wysokość stawek – jest z gruntu niekorzystny, zwłaszcza kiedy weźmie się pod uwagę skalę inwestycji, jakie ponosimy. Proszę zauważyć, ile operatorzy zapłacili za częstotliwości pod szybki internet 4G/LTE. Teraz, żeby je wdrażać, inwestujemy w sieć. To nie do końca sprawiedliwe, gdy przymusza się operatorów do kolejnych ustępstw, nie biorąc pod uwagę wkładu w rozwój gospodarki, wpływów do budżetu itp. Jednak wiem, że zwykłego użytkownika to nie interesuje i wcale mnie to nie dziwi.
Dopóki Unia nie zabrała się do roamingu, ceny były horrendalne. Nie miały żadnego racjonalnego uzasadnienia.
Już mówiłem, że z punktu widzenia klientów to korzystna regulacja. Dla operatorów jedna stawka w ramach Unii nie jest do końca sprawiedliwa, bo ceny na narodowych rynkach diametralnie się różnią. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że jako mieszkaniec Niemiec kupuję kartę w Polsce, która jest cztery razy tańsza, i dzwonię „jak z domu”, bo ceny w UE są wszędzie takie same. Pakiet Orange za 19,90 zł z nielimitowanymi rozmowami oraz 2 GB to mniej niż 5 euro. To nie powinien być masowy proceder i mam nadzieję, że uda się uniknąć takich sytuacji.
Operatorzy wynegocjowali sobie przecież zabezpieczenia przed takimi nadużyciami.
Nie wiem, jak finalnie będą one wyglądały.
Nielimitowane oferty znikną z ofert krajowych?
Nie można tego wykluczyć.
Gdzie będziecie szukać rekompensaty spadku przychodów?
Część przychodów zostanie zbilansowana.
Jaka część? Macie chyba własne wyliczenia.
Uważam, że zadziała klasyczna cenowa elastyczność popytu: jeśli wiem, że zapłacę mniej, to będę więcej korzystać. Dziś wiele osób wyłącza transmisję danych na zagranicznych wyjazdach i unika dzwonienia oraz przeglądania internetu.
Przejrzałam wasze cenniki rozmów międzynarodowych, których roamingowe regulacje nie obejmują – w ciągu ostatnich lat widać duże wzrosty. W 2010 r. minuta rozmowy z Polski do USA kosztowała 55 gr, teraz 2,46 zł, do Niemiec koszt wzrósł z 1,35 do 1,91 zł. Klientów czekają nowe podwyżki?
Na polskim rynku od wielu lat trwa wojna cenowa, na której korzystają klienci. W tej chwili możemy kupić na rynku kartę z nielimitowanymi rozmowami i SMS-ami oraz przyzwoitym internetem 2–3 GB w cenie dwóch pudełek ptasiego mleczka. Mam wrażenie, że wszyscy mają dosyć „walki ceną”, ale nikt nie wie, jak to zakończyć.
A najwięcej korzystają m.in. producenci smartfonów, które sprzedawaliście „za złotówkę”.
Nie sprzedajemy telefonów za złotówkę. Większość klientów kupuje je na raty. Inwestujemy w sieć, kupno częstotliwości, utrzymanie infrastruktury, marketing, sieć dystrybucji itp. Potem musimy zmieścić się w pułapie cenowym i usługowym, który obowiązuje na rynku. A jako klienci często nawet nie wiemy, co dostajemy. Potrafimy odróżnić litry, kilogramy, kilometry czy minuty, ale gigabajty to już abstrakcja. Słyszę, że 2 GB to mało, a przeciętny użytkownik Orange, korzystając ze smartfonu, zużywa ok. 1 GB miesięcznie.
Czyli wasze reklamy 1000 zł na rozmowy i 100 GB internetu do zużycia w miesiąc są niekonsumowalne.
Dają klientom komfort, aby w promocyjnym miesiącu się nie ograniczać. Przy normalnym użytkowaniu rzeczywiście dla większości to bonus ponad potrzeby. Już dawno „wojna na gigabajty” przybrała formę licytacji – kto da więcej? Na klientów działa magia liczb.
Doszliście do ściany?
Poszukiwanie końca obniżek obserwuję od lat. I za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że ten najniższy pułap został osiągnięty, pojawia się kolejna obniżka. Dziś dolną granicą jest 29 zł – to magiczna cena, od której zaczyna się drabinka ofertowa. Pamiętam, jak w 2010 r. było to 59 zł.
Czeka nas wzrost cen usług telekomunikacyjnych?
Jestem zwolennikiem pakietowania usług. Jeśli klient miałby zapłacić więcej, to najlepiej za usługi, które dołożymy mu za kilka złotych dodatkowej opłaty. To lepszy kierunek zdobywania i utrzymywania klientów niż proste obniżanie cen. Co ciekawe, większość usługodawców w Polsce podnosi ceny. Opłaty za usługi podnoszą i parkingi, i firmy ochrony mienia, i banki – robią to, aby utrzymać zyski. A na rynku telekomunikacyjnym trwa nieustanna wojna cenowa.
Pakiety usług nie są w Polsce szczególnie popularne, na razie korzysta z nich 14 proc.
Pakiety i usługi konwergentne są coraz popularniejsze, widzimy to też po naszych wynikach – tylko w ostatnim kwartale ubiegłego roku przybyło nam 42 tys. konwergentnych klientów. Proszę pamiętać, że przez długie lata do klientów przychodzili różni dostawcy telewizji i usług telekomunikacyjnych, są różne okresy trwania umów u różnych dostawców. Uważam, że z czasem to się będzie zmieniać. Regularnie badamy potrzeby klientów i wiemy, że „paczki usług” to oczekiwany kierunek. Jako Orange Polska dostarczamy komplet: telefon, internet, komórkę i telewizję – jedno zamówienie, jedno konto do zapłaty. Pojemna oferta dla wszystkich. W nowej odsłonie, którą wprowadziliśmy kilka dni temu, podstawowy pakiet Orange Love można mieć już za 69 zł miesięcznie.
Pod kreską i bez dywidendy
Wyniki Orange za IV kw. i cały 2016 r. mocno rozczarowały inwestorów. Do tego stopnia, że kurs akcji we wtorek spadł w ciągu dnia do 4,78 zł. Sesję spółka zamknęła z ceną 5 zł, a więc blisko historycznego minimum, ponad 11 proc. mniej niż dzień wcześniej. Spółka zanotowała 1,9 mld zł straty netto w IV kw., podczas gdy analitycy spodziewali się, że będzie 108,1 mln zł na minusie. Cały rok Orange też zakończył pod kreską. Strata netto w 2016 r. wyniosła 1,74 mld zł, podczas gdy w 2015 r. spółka zarobiła 254 mln zł. Przychody grupy sięgnęły 2,9 mld zł i były o 3,3 proc. wyższe od konsensusu rynkowego. Zarząd firmy poinformował, że z uwagi na planowane na ten rok inwestycje w LTE oraz światłowody nie będzie rekomendował wypłacania dywidendy.
W końcu 2016 r. Orange obsługiwało 15,99 mln kart SIM, o 0,6 proc. więcej niż rok wcześniej i o 2,3 proc. mniej niż w końcu września 2016 r.