System ISOK zawiadamiający o zagrożeniach kataklizmami miał działać od roku. Wciąż go nie ma, o jego dokończenie i 20 mln zł trwa walka.
Wyrzucony główny wykonawca systemu, negocjacje z jednym z podwykonawców, by przejął zadanie, skarga do Krajowej Izby Odwoławczej, i wreszcie niespodziewane włączenie się jednej z największych firm informatycznych w kraju. Na ostatniej prostej prac nad Informatycznym Systemem Osłony Kraju (ISOK) okazuje się, że ich koniec wcale nie jest taki bliski. Efekt: zagrożone mogą być już wydane dotacje unijne.
To już kolejne przesunięcie w pracach nad systemem, który miał zdziałać sporo dobrego. ISOK pomyślano jako aplikację, która będzie ostrzegać m.in. przed powodziami lub zagrożeniami dla energetyki. Każdy zainteresowany miał się dowiedzieć, czy nie mieszka na terenie podatnym na powodzie i inne klęski żywiołowe. Decyzja, że taki system jest nam niezbędny, zapadła po powodzi z 2010 r., która przyniosła straty w wysokości 13 mld zł.
ISOK miał nas chronić przed powodziami i stratami w ich wyniku / Dziennik Gazeta Prawna
Nie było problemów ze zdobyciem na niego pieniędzy (200 mln z 290 potrzebnych jest z dotacji unijnych), więc obiecano jego uruchomienie na początek 2015 r. Pod koniec ubiegłego roku opóźnienia były tak duże, że trzeba było poinformować Komisję Europejską, że system ma status „niefunkcjonujący”, i zgodzić się, że jego dokończenie pokryjemy z pieniędzy krajowych. Minister środowiska szacował tę brakującą kwotę na 36 mln zł.
Ale mimo wynegocjowanego z KE nowego terminu i mimo dodatkowych środków na ISOK, i tak może być problem z zakończeniem budowy.
O co chodzi? Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej (KZGW) niespodziewanie pod koniec czerwca wypowiedział umowę wykonawcy, firmie Qumak, która pracowała od 2013 r. Wartość tego kontraktu wynosiła 50,6 mln zł, a jego realizacja podzielona była na pięć etapów, z czego ostatni ma wartość 20 mln zł. Pierwotnie w umowie było, że realizacja zakończy się do końca 2014 r., ale zgodnie z ostatnim aneksem, o którym informował Qumak, przesunięto go na koniec czerwca 2015 r. Do tej pory oddano tylko cztery z pięciu etapów prac. I to zaważyło.
– Główny powód odstąpienia od umowy na piąty etap przygotowania systemu ISOK to opóźnienie, które osiągnęło blisko rok od terminu przewidzianego ostatnim aneksem do umowy – tłumaczy Kamil Wnuk, rzecznik prasowy KZGW.
Wykonawca jednak odbija piłeczkę i twierdzi: – Formalnie trudno mówić o opóźnieniach, bo zgodnie z deklaracją przedstawicieli KZGW czas na oddanie projektu mijał 30 września 2016 r. Na początku lipca system był gotowy do wdrożenia w wersji produkcyjnej w środowisku IT zamawiającego, co było przewidziane w etapie piątym – zapewnia nas Marek Tiahnyboka, wiceprezes Qumaku, i tłumaczy, że to, iż prace trwały długo, to głównie kwestia skomplikowania projektu i rosnących żądań zamawiającego. – Wielu zaangażowanych jednostek lokalnych, konieczności ponownego zbudowania części systemu wadliwie przygotowanego przez GIS Partnera, niemożności integracji z niedziałającymi systemami zewnętrznymi, np. e-PUAP, a w finalnym okresie przez postawę zamawiającego, który przestał współpracować – wymienia dodatkowe przyczyny Tiahnyboka.
Według KZGW jednak propozycja Qumaku, by przełożyć start ISOK, była nie do przyjęcia. – Podpisanie takiego aneksu wymuszałoby na KZGW zaakceptowanie nowych terminów i zrzeczenie się kar za opóźnienie. Dodatkowo firma Qumak zaproponowała w aneksie rezygnację z wykonania części funkcjonalności systemu ISOK, które zapisane były w warunkach przetargu, a do których nie wnosiła zastrzeżeń, oddając system ISOK w wersji pilotażowej w grudniu 2015 r. – tłumaczy Wnuk.
Tak w dniu, w którym system miał zadziałać, jak go nie było, tak nie ma. Najciekawsze jednak zadziało się po zerwaniu tej umowy. Niespodziewanie KZGW zaprosił do rozmów nad dokończeniem systemu niewielką poznańską firmę GIS Partner, będącą dotychczas podwykonawcą budowy ISOK na zlecenie Qumaku. KZGW tylko enigmatycznie stwierdza ustami swojego rzecznika: – Firma GIS Partner została zaproszona do negocjacji zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych. W tej chwili przygotowana jest inwentaryzacja prac zrealizowanych w czwartym etapie projektu.
Za to Qumak mocno się zezłościł. – Mamy w stosunku do GIS Partner roszczenie, sądowy nakaz zapłaty. Ponieważ nie mogliśmy go wykonać z uwagi na to, że firma ta ma zajęte przez komornika konta, zdecydowaliśmy się na złożenie wniosku o upadłość dłużnika – mówi nam Tiahnyboka i dodaje, że GIS Partner ma długi nie tylko u nich. A co więcej, do jego firmy zgłosili się byli pracownicy, którym firma jest również winna pieniądze. Qumak rozgoryczony decyzją KZGW przed kilkoma dniami złożył do Krajowej Izby Odwoławczej skargę na KZGW na to, że szuka nowego wykonawcy końcówki prac bez przetargu, z wolnej ręki łamiąc tym samym ustawy o zamówieniach publicznych. Rozprawa ma się odbyć 8 sierpnia.
Zapytaliśmy GIS Partner o stan finansowy i przygotowanie do ukończenia projektu. Przyszła odpowiedź: „GIS Partner zapewnia, że wykonane przez nich prace były jak najlepszej jakości, a całość winy za opóźnienie ponosi Qumak, który zdecydował o zakończeniu prac własnymi siłami. Stanowisko Qumak stanowi wyłącznie próbę przerzucenia odpowiedzialności za własne, błędne decyzje na Zamawiającego i Podwykonawcę w celu uniknięcia zapłaty kar umownych, które mogą dojść do poziomu ponad 15 mln złotych”.
KZGW zapowiada kolejne kary dla Qumaku za opóźnienia. Do tej pory naliczyło 1,28 mln zł za 253 dni poślizgu.
Niespodziewanie do rozgrywki włączył się kolejny zawodnik. GIS Partner najpierw mówił o „dużym partnerze rynkowym”, który miałby ich wspomóc w pracach. W dniu, kiedy wysłaliśmy pytania do KZGW, przyznano, że ma być nim Asseco, jedna z największych firm IT, która już w 2013 r. startowała w przetargu, ale proponowała najwyższą wycenę – 71,9 mln zł. Dziś nie chce komentować swego udziału w projekcie. – Cały rynek zastanawia się, co się dzieje wokół tego systemu. Nie do uwierzenia jest, że on wciąż nie działa. Znowelizowano już prawo wodne, które utrudniało wprowadzenie działań ISOK, a systemu jak nie było, tak nie ma. To dziwne, bardzo, bardzo dziwne – komentuje ekspert związany z rynkiem gospodarki wodnej.

Budowa e-administracji jak mydlana opera

Dowód biometryczny, e-Zdrowie i system osłony kraju przed nadzwyczajnymi zagrożeniami – te informatyczne „cuda” mimo lat pracy i wydanych milionów złotych wciąż nie zostały ukończone.

Na początku roku skończyły się negocjacje z Komisją Europejską, przed którą rozliczane było to, jak i na co zostały wydane dotacje przeznaczone na e-administrację. Okazuje się, że na 39 systemów e-administracji nie udało się zamknąć czterech. A z łącznej wartości dotacji 3,82 mld zł udało się w pełni rozliczyć tylko 2,67 mld zł.

Największym z nieudanych systemów jest projekt P1, czyli Elektroniczna Platforma Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych. O problemach z wycenionym na 712 mln zł systemem pisaliśmy w DGP wielokrotnie. Ostatnio wreszcie udało się podpisać umowę z nowym wykonawcą ostatniego elementu – czyli szyny usług. Ostateczny termin zakończenia prac: marzec 2020 r.

Podobnie od dawna wiadomo było, że nieudany jest projekt pl.ID, czyli dowodu z warstwą biometryczną. Blankiety z chipami przechowującymi biometryczne informacje, np. o liniach papilarnych, powiązane z nowoczesnym rejestrem wszystkich obywateli miały być gotowe już w 2010 r. Od tamtej pory termin ich debiutu przesuwano kilka razy i jako że ostatecznie wycofano się z tego projektu, KE uznała, że nie wypełniliśmy zobowiązania. Rząd zdecydował się na powrót do koncepcji e-dowodów.

Ostatni z niedokończonych systemów to projekt najmniejszy: platforma e-usług dla Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Wart 23 mln zł, w tym 5,3 mln dotacji, z czego nie uda się rozliczyć 350 tys. zł, głównie z powodu niskiej jakości produktów niezbędnych do uruchomienia platformy.

Dodatkowo jeszcze, choć został zakończony i rozliczony z Komisją projekt sieci teleinformatycznej 112, to 160 mln zł dotacji na niego całkiem wycofano z certyfikacji, czyli trzeba te wydatki pokryć z krajowych funduszy. A wycofano, bo to przy tym projekcie pojawiły się najpoważniejsze oskarżenia o korupcję w ramach infoafery.