Od ponad siedmiu miesięcy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej nie potrafi podjąć decyzji o uruchomieniu programu, wspierającego nowe inwestycje. Ekolodzy i eksperci są oburzeni.
Celem programu Gazela jest wspieranie niskoemisyjnej komunikacji miejskiej. Zainteresowanie nim w poprzednich latach było ogromne. Tylko w ubiegłym roku o środki z puli 80 mln zł walczyło 17 samorządów, które złożyły aż 32 wnioski na łączną kwotę 560 mln zł. Pieniądze popłynęły jednak tylko do Częstochowy i Gdyni. Pozostałe samorządy liczyły, że uda się im zdobyć dofinansowanie w tym roku. Niestety, jak do tej pory z 300 mln zł nie wydano nawet złotówki. Powód? Jak nas lakonicznie informuje Donata Bieniecka-Popardowska z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który jest operatorem programu, „Oferta programowa jest jeszcze weryfikowana i żadne wiążące decyzje nie zostały podjęte”.
Mniej spalin w mieście / Dziennik Gazeta Prawna
Muszą czekać
Opóźnienia nie rozumie dr hab. Zbigniew Karaczun, profesor SGGW i ekspert Koalicji Klimatycznej. – Miała być nowa strategia i programy. Tymczasem mija więcej niż pół roku i wciąż nikt niczego nie wie – podkreśla prof. Karaczun. – Samorządom trudno myśleć o jakichkolwiek poważnych inwestycjach, gdy nie wiedzą, czego mogą się w ogóle spodziewać – mówi ekspert.
Poślizg nie dziwi natomiast Grzegorza Kubalskiego ze Związku Powiatów Polskich. Z jego obserwacji wynika, że to kolejny raz, gdy wypłata środków krajowych przeznaczonych na proekologiczne inwestycje znacząco się opóźnia. – Niestety nie mamy zbytniego wyboru, musimy czekać – stwierdza.
Samorządowcy i ekolodzy są jednak zbulwersowani nie tylko brakiem decyzji ze strony NFOŚiGW, ale również zmianą formuły dofinansowania. Otóż jeszcze w ubiegłym roku pieniądze były przekazywane beneficjentom w ramach dotacji, które pokrywały do 100 proc. kosztów kwalifikowanych. Obecnie fundusz proponuje dofinansowanie w formie preferencyjnej pożyczki z oprocentowaniem ustalonym na poziomie WIBOR 3M, nie mniej niż 2 proc. w skali roku. Przy czym dodatkowo beneficjenci muszą wnieść wkład własny.
Co prawda NFOŚiGW przewidział możliwość częściowego umorzenia pożyczki, ale tylko do 30 proc. przekazanych środków, i to wyłącznie w sytuacji, kiedy beneficjent nie będzie mógł pozyskać na proekologiczne inwestycje w niskoemisyjną komunikację miejską dodatkowego wsparcia z programów zagranicznych.
Zdaniem ekspertów ten ostatni warunek oznacza, że dla wielu samorządów umorzenie będzie dostępne tylko w teorii. – Większość miast przecież już korzysta z funduszy unijnych na rozwój komunikacji miejskiej. I nic w tym dziwnego, że dąży do tego, by zdywersyfikować źródła dofinansowań na tego typu inwestycje – mówi Ewa Lutomska, wiceprezes Krakowskiego Alarmu Smogowego.
Wtóruje jej prof. Zbigniew Karaczun. – To racjonalne, że gminy próbują zgrać ze sobą terminy różnych programów ekologicznych i łączyć środki NFOŚiGW oraz pozyskane z UE. To pozwala na większe przedsięwzięcia, a nie tylko kupienie kilku autobusów. Oczywiście jest to potrzebne, ale nie rozwiązuje jeszcze wszystkich problemów. – podkreśla.
Ekspert nie ma też wątpliwości, że zmiany poszły w złym kierunku. Zaznacza też, że nikt ich nie konsultował z samorządowcami. – Fundusz nie przedstawił również żadnych kalkulacji ekonomicznych, które przemawiałyby za taką zmianą finansowania – wskazuje prof. Karaczun.
Grożą nam olbrzymie kary
Efekt zmian? Część samorządów, których w ubiegłym roku wnioski nie zostały uwzględnione – np. Kraków, Szczecin, Tarnobrzeg czy Ostrowiec Świętokrzyski obecnie nie jest zainteresowana Gazelą. Po prostu nie stać ich na kolejną pożyczkę.
Tymczasem jeżeli chodzi o stan powietrza w Polsce, ekolodzy biją na alarm. Wskazują przy tym na opublikowany w maju raport Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Wynika z niego, że w Europie gorsze powietrze mają od nas tylko Bułgarzy. Co więcej, na liście 50 europejskich miast mających najbardziej zanieczyszczone powietrze widnieją aż 33 polskie miejscowości. Z kolei NIK w raporcie „Ochrona powietrza przed zanieczyszczeniami” informuje, że chociażby w Warszawie zanieczyszczenia komunikacyjne stanowiły 63 proc. wszystkich zanieczyszczeń.
Ponadto 10 grudnia 2015 r. Komisja Europejska skierowała do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej sprawę przeciwko Polsce. Powodem jest długotrwałe łamanie norm jakości powietrza zapisanych w dyrektywie 2008/50/KE. W razie przegranej polski budżet może obciążyć kara do 4 mld zł rocznie, do czasu aż poziom zanieczyszczeń nie spadnie poniżej poziomu akceptowanego przez UE. Sytuacją są zaniepokojone samorządy, które w lipcu zajęły stanowisko, w którym wskazują na potrzebę podjęcia systemu działań na rzecz poprawy jakości powietrza w Polsce. Podkreślają w nim, że potrzebne są szybkie działania.
Sytuacją zdaje się nie przejmować Ministerstwo Środowiska, które zapewnia nas, że „Polsce obecnie nie grozi jeszcze żadna kara”. Szkopuł w tym, że przez 7 lat – czyli od wejścia w życie dyrektywy, Polska co roku przekraczała normy zanieczyszczeń powietrza.