Miasto bez nachalnej wyborczej i referendalnej agitacji? To możliwe. Jednak jeszcze nie na podstawie nowej ustawy krajobrazowej. Niektóre samorządy na własną rękę wprowadzają częściowe zakazy albo strefy bez plakatowania
Wchodząca w życie 11 września br. ustawa krajobrazowa daje gminom możliwość wprowadzenia własnych regulacji w zakresie reklam, w tym ogłoszeń wyborczych, lecz sama ich nie narzuca. Wojciech Wagner, naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej w stołecznym Biurze Architektury, uważa jednak, że samorządy mają zbyt mało czasu, aby przed kampanią wyborczą do parlamentu wprowadzić własne prawo miejscowe w zakresie reklam. – Pisane w tak szybkim tempie mogłoby po prostu okazać się bublami prawnymi – tłumaczy Wojciech Wagner. – Podczas prac nad ustawą w Senacie nie spodobały się zapisy, które na czas wyborów przyznawały ogłoszeniom wyborczym specjalne przywileje. Ogłoszenia podlegają więc tym samym rygorom co wszystkie inne treści, chyba że w danej gminie władze zechcą zadecydować inaczej.
W zbliżających się wyborach parlamentarnych i referendum regulacje w zakresie plakatów wyborczych będą się musiały oprzeć na znanych unormowaniach. Także Roman Witowski, dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdyni mówi, że wprowadzone w jego mieście rozwiązania w zakresie nowatorskich w skali kraju stref wolnych od plakatowania wyborczego nie mają bezpośredniego związku z ustawą krajobrazową. – Ustawa bardziej dotyczy reklam komercyjnych. Może jednak otrzeć się o problematykę banerów wyborczych w kontekście wielkości ich nośnika, który już tymi przepisami jest regulowany – mówi dyrektor Witowski.
Rozwiązania standardowe
Prezydent Żyrardowa Wojciech Jasiński zwraca uwagę, że kodeks wyborczy, a także rozwiązania zawarte m.in. w ustawie z 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 782 ze zm.), w przepisach lokalnych takich jak regulamin utrzymania czystości i porządku w mieście, dają narzędzia do sprawowania kontroli nad kampanią i pozwalają na skuteczną ochronę przed nadmierną aktywnością komitetów wyborczych. – Z racji pełnionego urzędu podaję do publicznej wiadomości listę wyznaczonych miejsc na bezpłatne umieszczanie urzędowych obwieszczeń wyborczych i plakatów komitetów wyborczych. Są to tablice wolnostojące. Przed ustawieniem własnych urządzeń ogłoszeniowych w pasach drogowych, w tym na słupach oświetleniowych należących do gminy, zainteresowany musi uzyskać stosowne zezwolenie – twierdzi Jasiński. Żyrardów nie przewiduje kampanii wyborczej na przystankach autobusowych należących do gminy oraz na słupach ogłoszeniowych, tzw. okrąglakach.
Inaczej jest np. w Pile, gdzie na przystankach komunikacji publicznej, ścianach budynków, tablicach i słupach ogłoszeniowych oraz urządzeniach energetycznych można umieszczać plakaty i hasła referendalne, jednak wyłącznie po uzyskaniu zgody właściciela lub zarządcy nieruchomości, obiektu albo urządzenia.
W ślady Żyrardowa poszedł Lublin. Joanna Bobowska z Biura Prasowego Prezydenta Miasta Lublina informuje o już przygotowanych bezpłatnych stanowiskach agitacyjnych. – Mamy ich ponad 70 (37 stojaków i 39 słupów), które zostały zainstalowane jeszcze podczas wyborów samorządowych. Wszystko zostało uzgodnione z radami dzielnic i konserwatorem zabytków, poza tymi miejscami decyzja zależy do zarządcy nieruchomości.
Agnieszka Weremko, pełnomocnik prezydenta do spraw wyborów, zauważa, że poza miejscami wyznaczonymi do bezpłatnego plakatowania wyborczego jest jeszcze możliwość odpłatnego umieszczania banerów w pasie drogowym. Poza tym Lublin wytypował wiaty, które na potrzeby ekspozycji plakatów wyborczych zostały wyłączone z zakazu naklejania. Na 285 takich obiektach zostały umieszczone naklejki o treści:
„Na czas trwania kampanii wyborczej z zakazu naklejania wyłączone są urzędowe obwieszczenia wyborcze i plakaty komitetów wyborczych”.
Według władz plakaty powinny być umieszczone tylko na wiatach znajdujących się w opublikowanym wykazie. Miasto zabrania zamieszczania ich na wiatach ponadstandardowych, tj. zlokalizowanych w centrum miasta oraz w okolicach dworców PKS i PKP. Takie rozwiązania nie są jednak powszechne w skali kraju.
Bezpieczeństwo ponad wszystko
Dla miast problemem stają się reklamy w pasach drogowych, które nie dość, że wątpliwie korespondują z ładem przestrzennym, to jeszcze skrajnie negatywnie wpływają na bezpieczeństwo ruchu drogowego. Odciągają uwagę jaskrawą kolorystyką, nierzadko zasłaniają znaki pionowe oraz sygnalizację świetlną. Zarządcy dróg jako dysponenci infrastruktury stosują przepisy wyborcze wprost i zezwalają komitetom wyborczym na odpłatną lokalizację haseł wyłącznie w wybranych przez siebie miejscach. Angelika Hallmann z Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku informuje, że w mieście wyłączone są głównie miejsca, w których plakaty zagrażałyby bezpieczeństwu w ruchu drogowym, czyli strefy skrzyżowań, sygnalizatory, znaki drogowe, a także strefa ścisłego centrum.
Dyrektor Roman Witowski twierdzi, że w Gdyni podstawą tych działań jest kodeks wyborczy, a nie ustawa o drogach, gdyż w tym zakresie kodeks jest lex specialis wobec przepisów drogowych. – Na ich podstawie pilnujemy, aby plakaty, które są umieszczane w pasie, nie zagrażały bezpieczeństwu w ruchu, np. nie dopuszczamy, aby były instalowane na wiaduktach nad jezdniami. Wiatr, deszcz, do tego słabe mocowania i tragedia murowana. Takie plakaty wyborcze muszą zniknąć z ulicy w trybie natychmiastowym – uczula dyrektor.
Karolina Gałecka, rzecznik prasowy ZDM w Warszawie, dodaje, że w przypadku reklam wyborczych zarząd zezwala na ich umieszczanie wyłącznie na wybranych kładkach dla pieszych, estakadach, ale i wiaduktach za wyjątkiem lokalizacji o charakterze reprezentacyjnym lub zabytkowym. Zwyczajowo, po konsultacjach z wydziałem estetyki, podaje się do publicznej wiadomości listę tych ostatnich. Obecnie są to m.in. wiadukty nad rondem Czterdziestolatka, most Śląsko-Dąbrowski, czy kładka nad Tamką. ZDM nie wydaje decyzji na umieszczanie plakatów wyborczych w innych lokalizacjach. Hasła wyborcze zamieszczane na latarniach, sygnalizatorach i innych obiektach w pasie drogi mają być niezwłocznie usuwane przy pomocy straży miejskiej oraz policji.
Oazy spokoju
Niektóre miasta do tego stopnia nie życzą sobie haseł wyborczych na ulicach, że w swoim prawie miejscowym przygotowały specjalne regulacje wyłączające spore obszary publiczne spod plakatowania. Takie regulacje wprowadziły Gdynia oraz Kraków. Każde z tych miast zastosowało jednak inny tryb. 25 sierpnia 2015 r. prezydent Gdyni wprowadził „Zarządzenie w sprawie usuwania plakatów i haseł dotyczących referendum”, w którym zlecił kompetencje do regulowania ładu wyborczego Zarządowi Dróg i Zieleni oraz straży miejskiej w wyznaczonych przez zarządcę miejscach. To z kolei zobligowało ww. zarząd do wydania „Informacji w sprawie zasad umieszczania plakatów i haseł dotyczących referendum ogólnokrajowego w pasie drogowym”. Ta ostatnia regulacja wprowadziła zakaz umieszczania plakatów i haseł dotyczących kampanii referendalnej na ważniejszych ulicach Gdyni z uwagi na ich zabytkowy i reprezentacyjny charakter. Dotyczy to choćby ul. Świętojańskiej, placu Kaszubskiego czy Bulwaru Nadmorskiego. Tego samego dnia weszło również zarządzenie w sprawie usuwania plakatów i haseł wyborczych. ZDiZ informuje o wyłączeniach miejsc spod agitacji wyborczej. Chodzi o te same obszary miasta, co przy referendum. Zarząd informuje przy tym, że na pozostałych terenach plakaty i hasła wyborcze należy umieszczać w taki sposób, aby nie stwarzały zagrożenia dla ruchu drogowego. Takie rozwiązania nie są u nas nowością, pojawiają się zawsze przy okazji wydarzeń wyborczych – mówi Joanna Grajter, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Gdyni.
Inaczej walczy z propagandą Kraków. Już pięć lat temu rada miasta na podstawie ustawy z 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 594 ze zm.) oraz ustawy z 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1446 ze zm.) podjęła uchwałę nr CXV/1547/10 w sprawie utworzenia parku kulturowego pod nazwą Park Kulturowy Stare Miasto. Obejmuje on Planty z terenem Starego Miasta i Wzgórza Wawelskiego wraz z otoczeniem. Na tym obszarze nie wolno wieszać haseł agitacyjnych, z wyjątkiem specjalnie do tego przeznaczonych słupów reklamowych (par. 8 ust. 1 uchwały). – Ta mówi, w jaki sposób i jaka reklama jest dopuszczalna w najbardziej zabytkowej części miasta – twierdzi Zbigniew Krzysztyniak, dyrektor biura prasowego miasta Krakowa. W mieście za wieszanie banerów wyborczych czy referendalnych na innych słupach nie ma sankcji karnych, są tylko nakazy usunięcia. – Do Krakowa przyjeżdżają turyści z całego świata, aby zobaczyć Wawel czy ołtarz Wita Stwosza, a nie po to, żeby podziwiać banery. Jako władze staramy się wpływać na kulturę reklamową i nauczeni doświadczeniem, w przyszłości zaostrzymy pewne regulacje uchwały – zapewnia Krzysztyniak.
Do rozwiązań zmierzających do tak dużych ograniczeń w plakatowaniu jak w Krakowie czy Gdyni sceptycznie podchodzi naczelnik Wojciech Wagner. Jego zdaniem to, czy takie regulacje mają moc prawną, może być dyskusyjne. – Zarządzeniem nie można przecież zakazać nalepiania plakatów wyborczych i informacji o referendum na prywatnym budynku – mówi naczelnik.
Plakaty to odpady
W całym kraju obowiązek walki z nielegalnymi plakatami wyborczymi ma policja oraz straż miejska. Widząc bezprawne nośniki wyborcze, straż ma obowiązek reagowania – twierdzi komendant straży miejskiej w Gdyni Dariusz Wiśniewski. – Najczęściej dajemy komitetom jeden dzień na uprzątnięcie, co zazwyczaj wystarcza. Sporządzamy przy tym dokumentację zdjęciową i informujemy o zakazach. Jeśli stwierdzimy zagrożenie życia lub bezpieczeństwa drogowego, sami ściągamy baner. Przeważnie stosujemy formę pouczenia, rzadko kiedy mandat czy kierujemy wniosek do sądu – twierdzi Wiśniewski. Te banery, które się odkleją lub nie zostaną sprzątnięte w ciągu 30 dni po wyborach, traktowane są albo jak odpad do sprzątnięcia przez służby lub zalegają w magazynach firm sprzątających. Miasto występuje zazwyczaj do komitetów o poniesienie kosztów ich przechowywania, te jednak często są już po rozliczeniach finansowych i nie chcą przyznawać się do swojej własności. Mimo że nakładane są drobne kary przez straż miejską, to i tak komitety nie chcą ich płacić, co często znajduje swój finał w sądzie. Zbliża się kolejny okres wyborczy i partie przypominają sobie, że gdzieś tam w czeluściach magazynu tkwi być może ich całkiem dobra płyta pilśniowa, gotowa przyjąć kolejne hasło wyborcze.
Wymiary stołecznych reklam wyborczych
Warszawski ZDM po raz pierwszy określił wymiary plakatów, które komitety wyborcze za zgodą będą mogły zamieszczać na obiektach drogowych. Maksymalna akceptowana szerokość ma być równa z szerokością jezdni, ale nie może być większa niż cztery pasy ruchu. Wysokość jest stała i wynosi jeden metr.
Komitety wyborcze będą mogły zamieszczać tylko jeden nośnik po zewnętrznej stronie wiaduktu, umieszczany nad jezdnią po prawej stronie obiektu, tj. w kierunku jazdy. W przypadku jednego pasa ruchu istnieje możliwość zamieszczenia baneru nad całą ulicą.