Dr Aleksander Nelicki, ekspert od finansów komunalnych, współtwórca „Raportu o stanie samorządności” odpowiada na trzy pytania dotyczące skutkami obietnic wyborczych.
Dr Aleksander Nelicki / Dziennik Gazeta Prawna
Lokalne władze są przerażone skutkami finansowymi, jakie przynieść mogą obietnice składane w trwającej kampanii wyborczej. Zarówno te wychodzące ze strony rządowej, jak i opozycyjnej.Czy rzeczywiście mają się czego bać?
Samorządy mają realne powody do obaw. Wystarczy sobie przypomnieć historię z obniżeniem stawek podatkowych, która kosztuje je kilka miliardów złotych rocznie. Rząd spekulował wówczas, że nastąpi szybki wzrost dochodów z PIT. Ale sytuacja się zmieniła, dochody z PIT nie wzrosły, jak zakładano, a to przyniosło negatywne konsekwencje dla samorządów. I to dużo ostrzejsze, niż jeszcze można się było tego spodziewać w 2007 r., kiedy ustawa zmieniająca stawki podatkowe została uchwalona. Lokalne władze pamiętają tę sprawę i teraz czują się realnie zagrożone.
Samorządy niby się obawiają, ale jednocześnie same stają się coraz hojniejsze w kwestii udzielania ulg lub zwolnień z różnego rodzaju opłat lokalnych.
Nie aż tak bardzo. Największy finansowo wymiar ma niekorzystanie przez samorządy z maksymalnych stawek podatkowych, co nie jest jakąś szczególną hojnością, lecz przejawem proaktywnej polityki gmin ukierunkowanej m.in. na ściągnięcie na swój teren nowych podatników i zwiększania w ten sposób wpływów do budżetu.
W jaki sposób – o ile w ogóle – samorządy mogą bronić swoje finanse przed tąpnięciami będącymi efektem przedwyborczych obietnic polityków?
Sytuacja samorządu jest trudna. Gdy obniżano stawki PIT, lokalne władze głośno alarmowały, że takie działanie będzie wymagało jakiejś rekompensaty finansowej. Wydaje się, że wprowadzenie lokalnego PIT uniemożliwiłoby kolejne tego typu historie. Oczywiście dalej byłby to podatek państwowy, a władztwo podatkowe samorządu nad lokalnym PIT byłoby ograniczone, ale odgórne działania rządu mające skutki finansowe na dole w samorządach byłyby o wiele trudniejsze do przeprowadzenia niż obecnie. Samorząd niestety jest w o tyle niekomfortowej sytuacji, że nie może i nie chce się sprzeciwić obniżeniu obciążenia obywateli np. PIT-em, bo to przecież jest wymierna korzyść dla mieszkańców. Dlatego zamiast krytykować samą propozycję, samorząd może – niestety zazwyczaj bezskutecznie – tylko upominać się o to, by taki zabieg nie odbywał się ich kosztem.
Ministerstwo Finansów proponuje samorządom udziały we wpływach z VAT.
Na razie nie wiadomo jednak, jakie będą skutki takiego działania. Propozycja nie była nastawiona zresztą na podwyższenie dochodów samorządów, lecz ich stabilizację poprzez zamianę bliżej jeszcze nieokreślonej części udziałów w CIT udziałami w VAT. Ministerstwo wyszło z założenia, że wpływy z VAT są po prostu dużo bardziej stabilne niż z CIT. Natomiast przy obniżeniu wpływów z PIT potrzeba by jakiegoś nowego źródła dochodów dla samorządów. Na przykład zwiększenia udziałów w podatkach dochodowych lub przekazania części wpływów z VAT nie zamiast, ale oprócz wpływów z CIT.