Gminy będą musiały przeprowadzać publiczne debaty o kierunkach zmian zagospodarowania przestrzennego. To może wydłużyć czas przygotowania dokumentów planistycznych
Dziennik Gazeta Prawna
Lokalna społeczność będzie mieć wpływ na kształt miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego jeszcze na etapie opracowywania koncepcji. Samorządy będą musiały przeprowadzić debatę publiczną, informując mieszkańców nie tylko o tym, dla jakiego obszaru będzie przygotowany taki dokument, lecz także co będzie mogło powstać na tym terenie. Takie zmiany zakłada projekt nowelizacji ustawy z 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 199 ze zm.).
Już dziś prawo przewiduje udział mieszkańców w procesie konsultowania sporządzania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, jednak mogą oni to zrobić dopiero w momencie wyłożenia tego aktu do publicznego wglądu. I właśnie wtedy zaczynają się problemy.
– Samorządy nie chcą uwzględniać zmian zgłaszanych przez mieszkańców i organizacje ekologiczne – wskazuje Maciej Sulmicki, prezes Stowarzyszenia Zielone Mazowsze.
– Każda zmiana projektu kosztuje, trzeba bowiem dodatkowo zapłacić autorom takiego dokumentu. A poza tym proces konsultacji trzeba zacząć od początku – tłumaczy Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich.
Związek już w 2004 r. zaproponował wprowadzenie konsultacji społecznych jeszcze na etapie pomysłu zmiany sposobu wykorzystania terenu.
– Takie uwagi umożliwiają przygotowanie dokumentu, który będzie spełniał oczekiwania konkretnej społeczności. We Francji konsultacje prowadzone przez mera cieszą się ogromnym zainteresowaniem. W Saint Malo w Bretanii na takie spotkanie przyszło tysiąc z 50 tys. mieszkańców – podkreśla Andrzej Porawski.
Eksperci mają jednak wątpliwości.
Zdaniem Wojciecha Szymalskiego, wiceprezesa Instytutu na rzecz Ekorozwoju, najważniejszym problemem będzie to, czy gminy będą chciały zawiadamiać mieszkańców o planowanych przekształceniach sposobu wykorzystania terenu.
– Już teraz jest wymóg, żeby osoby zainteresowane wiedziały o możliwych zmianach. W praktyce jednak właściciel działki dowiaduje się o uchwalonym planie dopiero po zakończeniu procesu konsultacji – zauważa Wojciech Szymalski.
Także inwestorzy są raczej ostrożni w komentarzach.
Zdaniem Dariusza Anisiewicza, specjalisty ds. postępowań planistycznych i administracyjnych z Echo Investment, debata publiczna może w sposób istotny wydłużyć czas pracy nad przygotowaniem planu. Co więcej, może być wykorzystywana przez grupy interesów, które z łatwością będą mogły się podszywać pod organizacje społeczne, a których celem będzie na przykład blokowanie inwestycji lub wymuszanie innych korzyści.
Eksperci widzą jednak także zalety nowego rozwiązania.
– Zaangażowanie społeczności lokalnej na etapie przed sporządzaniem projektu planu może się przełożyć na lepsze, bardziej szczegółowe określenie jego warunków. To pozwoli uniknąć wątpliwości na etapie realizowania inwestycji, skróci czas uzyskiwania pozwoleń i umożliwi prowadzenie budowy w sposób niezakłócony – zaznacza Dariusz Anisiewicz.
Według Konrada Płochockiego, dyrektora generalnego Polskiego Związku Firm Deweloperskich, deweloperzy zawsze woleli prowadzić inwestycje na terenach, dla których istnieje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, ponieważ dawało im to większą pewność oraz stabilność przy planowaniu i realizacji budowy.
– Z punktu widzenia inwestora najważniejszym problemem jest nie tyle szczegółowość planów, ile ich mała liczba w skali kraju. Obecnie tylko 30 proc. powierzchni Polski jest pokryte planami, a chętnie byśmy więcej inwestowali na takich terenach. Proponowane regulacje są jednak zbyt ograniczające i rząd chce je wprowadzić stanowczo za szybko – dodaje Konrad Płochocki.