Niepozorne przepisy coraz natarczywiej pozwalają państwu ingerować w prywatność obywateli - czytamy w "Rzeczpospolitej".

Gazeta wyjaśnia, że na przykład straż miejska może sprawdzić, czym palimy w piecu. Może wtargnąć do naszego domu o szóstej rano, i to bez nakazu sądowego. Wystarczy, gdy ma upoważnienie od wójta, burmistrza czy prezydenta. Taką władzę, większą niż policja, mają na przykład krakowscy strażnicy. Uprawnienie, które pozwala znienacka kontrolować obywateli, zapisane jest w prawie o ochronie środowiska. Ograniczenie jest tylko jedno: kontrola musi zostać przeprowadzona między 6 a 22.

"Rzeczpospolita" dodaje, że nie tylko te przepisy ograniczają naszą prywatność. Zdaniem konstytucjonalisty z UW Ryszarda Piotrowskiego nadmierna ingerencja państwa w swobodę obywateli występuje szczególnie w sferze informatycznej. "Wiele niebezpieczeństw budzą bazy danych pacjentów, do których dostęp jest praktycznie nieograniczony" - mówi gazecie Piotrowski. Także mechanizmy opieki społecznej czy tak zwanych niebieskich kart, które zakłada się sprawcom przemocy domowej, sprawiają, że państwo chce wiedzieć o nas coraz więcej.

Więcej na ten temat - w "Rzeczpospolitej".