Od 1994 r. zlikwidowano 45 jednostek. Reaktywowano zaledwie 19. 2013 rok stał się okresem największego spadku liczebności tej formacji

Do 2010 r. jej szeregi się rozrastały. Jeśli w 1999 r. było 6,9 tys. strażników (bez pracowników administracyjnych), to w rekordowym 2010 r. już 9869. Ostatnio trend się odwrócił. O ile w okresie 2010–2012 z formacji rok do roku odchodziło lub zwalnianych było po kilkadziesiąt osób, tak tylko w ubiegłym roku już ponad 400.

Powodów tego zjawiska jest kilka. – Pierwszy to likwidacja jednostek. Od 1994 r. ubyło 45 – tłumaczy Piotr Ichniowski, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Siemianowicach Śląskich. Tylko w zeszłym roku zlikwidowano 9 jednostek, m.in. w Terespolu, Sochaczewie i Radomsku. – Straże likwidowane są najczęściej w gminach liczących nie więcej jak 20 tys. mieszkańców – dodaje Ichniowski.

Drugi powód to ograniczanie etatów. – Znam przypadki, że samorządowcy nie decydują się zatrudniać nowych ludzi nawet wtedy, gdy inni odchodzą – twierdzi nasz rozmówca.

Trzecia przyczyna to słabnąca atrakcyjność zawodu. – Zawód strażnika gminnego czy miejskiego nie jest wybitny, jeśli chodzi o zarobki, a osłona socjalna jest iluzoryczna. Zwłaszcza jeśli porównamy ją np. z ochroną policjantów: im przysługuje wiele dodatków, o których strażnicy mogą tylko marzyć. Np. mieszkaniowy, jeśli pracują poza miejscem zamieszkania – wskazuje.

W nieoficjalnych rozmowach strażnicy skarżą się też na PR, jaki wytworzył się wokół ich formacji. – Nagłośniony przypadek straży z Czerska, która ścigała za przekroczenie prędkości właściciela auta jadącego na lawecie, dobrze nam nie zrobił, a wręcz może posłużyć jako najlepszy dowód, że trzeba się nas pozbyć – mówi nam jeden ze strażników.

Jak wskazuje Edward Trojanowski, sekretarz Związku Gmin Wiejskich RP, swoje dołożyły też samorządy. – Gdy gminy wyczuły, że mogą zarobić pieniądze na fotoradarach, fala nienawiści ze strony kierowców przeniosła się na strażników. A to często stawia w złym świetle całą formację – przyznaje Edward Trojanowski. Podkreśla, że zazwyczaj to nie atmosfera nagonki decyduje o tym, czy gmina zlikwiduje daną jednostkę, czy nie, lecz pieniądze. – Utrzymywanie straży gminnych kosztuje, a samorządy poszukują pieniędzy – wskazuje sekretarz ZGW RP. Przykładowo Stalowa Wola, jedno z największych miast bez strażników, wolało zapłacić za większą liczbę patroli policji i paliwo do radiowozów (ok. 150 tys. zł w ubiegłym roku). Zwłaszcza że – jak przekonywały władze miasta – przestępczość nie wzrosła, a wcześniejsze utrzymywanie straży miejskiej kosztowało miasto ok. 1 mln zł rocznie.

Edward Trojanowski z ZGW RP zaznacza, że wciąż jest wiele gmin, w których strażnicy cieszą się uznaniem lokalnej społeczności. Zwłaszcza tam, gdzie zlikwidowano lokalny posterunek policji i gmina może liczyć tylko na sporadyczne patrole wysyłane z najbliższej komendy powiatowej. Strażnicy z kolei zwracają uwagę, że równolegle do likwidowanych jednostek zdarzają się przypadki ich reaktywowania – od 1994 r. było ich 19. Jedną z takich gmin był Gubin. – Straż zlikwidowano w latach 90. po skandalu finansowym. W 2006 r. jednym z punktów mojego programu wyborczego była reaktywacja tej jednostki. Ale tym razem jasno określiłem jej zadania, np. zabroniłem kupna fotoradarów – opowiada nam burmistrz Bartłomiej Bartczak.

W najbliższych miesiącach o strażnikach miejskich będzie mówiło się więcej niż zwykle. Przed wyborami lokalnymi (te odbędą się w połowie listopada) temat likwidacji straży miejskiej stanie się głównym hasłem niektórych kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Wygra ten, który lepiej wyczuje nastawienie mieszkańców do swoich municypalnych strażników.

Samorządy bez straży nie tracą na bezpieczeństwie

Miasta, które pozbyły się strażników, przekonują, że nie musi się to odbyć ze szkodą dla bezpieczeństwa mieszkańców. W Stalowej Woli formacja ta została rozwiązana w 2008 roku. Władze miasta zapewniają, że od tego czasu przestępczość nie wzrosła. Z danych komendy powiatowej policji wynika, że w 2008 r. w kategorii „przestępstwa rozbójnicze” wszczęto 31 postępowań, a w 2012 roku – 24. Zwiększył się też wskaźnik wykrywalności takich przestępstw jak bójki i pobicia (z 68,3 proc. w 2008 r. do 80 proc. w 2012 r.).

W tym samym roku, co Stalowa Wola, podobną decyzję podjęły władze Chrzanowa. Również nie odbiło się to jakoś szczególnie na statystykach bezpieczeństwa. Jeszcze w 2004 roku na terenie powiatu popełniono 7 tys. przestępstw, podczas gdy w 2010 r. (dwa lata po likwidacji straży miejskiej) było ich ponad 2 tys. mniej (49 proc. wszystkich przestępstw z całego powiatu popełniono na terenie gminy Chrzanów).

Strzegom zlikwidował straż miejską w kwietniu 2012 roku. Została ona włączona w struktury urzędu miejskiego, a poszczególne wydziały przejęły zadania takie jak zapobieganie bezdomności zwierząt czy obsługa monitoringu wizyjnego miasta. Resztą (np. ochroną spokoju w miejscach publicznych czy kontrolą ruchu drogowego) zajęła się policja. Takie działanie odniosło efekt. Z raportu przedstawionego w ubiegłym roku przez strzegomską policję wynika, że stan bezpieczeństwa w gminie w 2012 roku poprawił się w porównaniu z 2011 rokiem. Nastąpił wzrost wykrywalności ogólnej (o 1 proc.), wykrywalności kryminalnej (o 9,5 proc.) i wykrywalności w 7 innych kategoriach (o ponad 13 proc.). Wykrywalność przestępstw rozbójniczych, takich jak bójki, pobicia i uszkodzenia ciała, wyniosła 100 proc.