Samorządowcy zarzucają firmom wywożącym odpady zmowę cenową. Rząd rozważa powrót do monopolu gmin
Gospodarka odpadami do zmiany / Dziennik Gazeta Prawna
Resort środowiska szykuje rewolucję w przepisach śmieciowych. O jej szczegółach mówił wiceminister Janusz Ostapiuk w opublikowanym wczoraj wywiadzie dla DGP.
– Zastanawiamy się np., czy odstąpić od procedury przetargów na odbiór odpadów – zapowiedział Janusz Ostapiuk. – Uważam, że samorządy mogą stosować zasadę in house, ale powinno to dotyczyć tylko tych sytuacji, gdy ich przedsiębiorstwa będą spełniały wysokie standardy przetwarzania odpadów – podkreślił.
Wymagałoby to zmiany prawa zamówień publicznych. Ostatecznie swoją propozycję rząd przedstawi na przełomie lipca i sierpnia.
– Jeśli znalazłoby się to w planowanym projekcie, byłaby to odpowiedź na nasze postulaty – ocenia Krzysztof Choromański, ekspert ds. gospodarki odpadami Związku Miast Polskich.

Zalew pozwów

Od 1 lipca 2013 r. przepisy ustawy z 13 września 1996 r. o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1399) zobowiązują samorządy do przeprowadzania przetargów na odbiór śmieci. Ta zmiana wywołała burzę. Gminy domagały się, aby z tego wymogu zrezygnować. Inowrocław np. zaskarżył te przepisy do Trybunału Konstytucyjnego (sprawa została umorzona).
– Mimo że obowiązki w zakresie gospodarki odpadami spoczywają na gminach, te nie mogą zlecać własnym spółkom wykonania tego zadania. Samorządowe firmy odbioru odpadów musiały startować w przetargach. Jeśli nie wygrały, to gminy miały problem, co z nimi zrobić, czy ich nie zlikwidować – mówi Krystyna Flak, dyrektor gospodarki odpadami w Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania w Krakowie.
Propozycja Janusza Ostapiuka byłaby więc bardzo korzystna dla samorządów.
– Wymaga jednak dookreślenia to, jakie standardy miałyby spełniać samorządowe przedsiębiorstwa. Czekamy więc na ostateczną propozycję – zaznacza Krzysztof Choromański.
Firmy prywatne są przeciwko.
– Zasada ich house powinna być stosowana tylko w wyjątkowych przypadkach – uważa Marian Mazurek z Kancelarii M. Mazurek i Partnerzy, ekspert Pracodawców RP.
Wskazuje, że jeśli rząd odstąpiłby od procedury przetargów, straciliby i mieszkańcy, i budżet państwa.
– Przedsiębiorstwa prywatne o 30 proc. lepiej gospodarują środkami niż publiczne. Uniemożliwienie im startowania w przetargach nie przyniesie więc żadnych korzyści, a przecież za wywóz śmieci płacą mieszkańcy – podkreśla Marian Mazurek.
Uzupełnia, że jeśli propozycja przejdzie, to zagraniczne przedsiębiorstwa, które zainwestowały w firmy, będą wnosić do rządu o rekompensatę poniesionych strat.
– Wystarczy, że przedstawią wyniki, jakie miały korzyści, kiedy mogły startować w przetargach, a jakie osiągają w momencie wprowadzenia in house. Udadzą się do rządu z fakturą, która przedstawi tę różnicę, a jeśli ten jej nie uwzględni, pójdą nawet do Brukseli – ostrzega Marian Mazurek.
– Trzeba przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, co da nam przywrócenie monopolu gmin. Sektor publiczny i prywatny powinny się uzupełniać w tym zakresie – podkreśla Jean-Michel Kaleta, prezes SITA Polska.
Prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista, argumentuje, że rezygnacja z przetargów godzi w zaufanie obywatela do państwa. – Firmy poniosły nakłady, aby przygotować się do zmian. Jeśli teraz rząd zrezygnuje z przetargów, powinien dać dłuższy okres przejściowy – uważa.

Spór o ceny

Samorządy twierdzą, że rezygnacja z przetargów pozwoliłaby ograniczyć patologie.
– Dochodzą do mnie informacje, że w niektórych regionach mogło dojść do zmowy cenowej między firmami – alarmuje Krzysztof Choromański.
Wyjaśnia, że mimo iż na danym terenie działa kilka firm odbierających odpady, ofertę złożyła tylko jedna, i to proponując o 100 proc. wyższą stawkę niż w roku ubiegłym.
– Z uwagi na rok wyborczy gminy nie chcą robić awantury. Ale jeżeli to się potwierdzi, w styczniu trzeba będzie skierować kroki do prokuratury – rozważa ekspert Związku Miast Polskich.
Jean-Michel Kaleta podkreśla, że taki zarzut wymaga wnikliwego sprawdzenia. Tłumaczy też, jaka może być przyczyna zaistniałej sytuacji.
– Gminy chcą mieć najtańsze usługi, więc firmy w ubiegłym roku składały oferty po 3–4 zł za odbiór odpadów od jednego mieszkańca, podczas gdy koszty wynoszą przynajmniej 10 zł. Oznacza to, że musiały dopłacać. Nie ma problemu, jeśli jest z czego. W tym roku widocznie pieniądze się skończyły, dlatego zaproponowano 8 zł – mówi Jean-Michel Kaleta.
In house jest to powierzanie zleceń podległym sobie podmiotom, bez przeprowadzania przetargu