Już jutro rząd zajmie się projektem założeń umowy partnerstwa, przedłożonym mu przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Będzie to jeden z najważniejszych dokumentów określających sposób wydatkowania unijnych pieniędzy w latach 2014–2020 i to zarówno na poziomie ogólnopolskim (krajowe programy operacyjne), jak i regionalnym (czyli głównie przez samorządy). Pierwsze wypłaty mają ruszyć w 2015 r.
Procent unijny środków zakontraktowanych przez poszczególne województwa / DGP
Do tego czasu gminy, powiaty i województwa mogą jeszcze wydawać pieniądze pochodzące z obecnej perspektywy finansowej. Ale to tylko teoria. W praktyce regiony wykorzystały niemal wszystkie środki, jakie dała im Bruksela w ramach regionalnych programów operacyjnych.
A resztki, które zostały, trudno będzie zagospodarować, bo w samorządach nastał czas zaciskania pasa. Deklarują, że nie mają lokalnych środków na zapewnienie wkładu własnego przy unijnych inwestycjach.
– Teraz samorządy mają czas na złapanie oddechu i zbilansowanie budżetów. Tak będzie do 2015 r., bo wtedy powinniśmy zacząć wydawać pieniądze w ramach nowej perspektywy UE – deklaruje minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska.
Jak wynika z najnowszych danych resortu, na koniec 2012 r. województwa wykorzystały 85,1 proc. pieniędzy dostępnych w funduszach regionalnych (najszybciej wydały je pomorskie, łódzkie i opolskie, gdzie zakontraktowano już 90–93 proc. środków). Resztę Bruksela zwróci im lada chwila – MRR do końca roku planuje rozliczyć w Komisji Europejskiej 14 mld zł pochodzące z programów regionalnych (i około 50 mld zł z programów krajowych).
Samorządowcy mówią wprost: „Przez najbliższe dwa lata nie będzie nowych inwestycji. W tym czasie będziemy kończyli i rozliczali te stare”. Nie będą rozpoczynali projektów także dlatego, że w ostatnich latach mocno nadwyrężyły one ich własne budżety. Teraz przyszedł czas na odkucie się, czyli wypracowanie budżetowych nadwyżek. Realnie będzie można myśleć o powrocie do inwestycji w 2015 r.
– Władze lokalne już dziś potrzebują informacji, w jaki sposób efektywnie wykorzystać środki w kolejnej perspektywie, aby mogły lepiej się do niej przygotować – zwraca uwagę wiceprezydent Szczecina Dariusz Wąs. Dodaje, że jeśli w mieście pojawią się jakieś nowe inwestycje dofinansowane z Brukseli, to raczej będą to niewielkie, konieczne projekty, np. związane z bezpieczeństwem mieszkańców. Nie ma mowy o inwestycjach zwiększających komfort życia.
Lokalni włodarze z niepokojem czekają na ustalenia dotyczące utrzymania zasady kwalifikowanego VAT, który obecnie pozwala im rozliczać z komisją koszty brutto inwestycji. Wszystko wskazuje na to, że nastąpi odejście od tej zasady i samorządy będą musiały wyłożyć więcej pieniędzy na wkład własny (dostaną z Brukseli zwrot kosztów netto, VAT będą musiały pokryć same).
Kluczową kwestią jest wysokość maksymalnego dofinansowania inwestycji, które może okazać się niższe niż obecnie 85 proc. Jeszcze skończy się na tym, że Unia wyłoży pieniądze na stół, a nikt nie będzie chciał po nie sięgnąć.