Coraz więcej miast, miasteczek i wsi chce mieć bezpłatne hotspoty na rynkach, w urzędach czy na dworcach. Na zgodę Urzędu Komunikacji Elektronicznej, by utworzyć takie internetowe punkty, czeka 46 samorządów.

Teatr Lalek, Hala Stulecia, Panorama Racławicka, Stare Miasto, Ostrów Tumski, park Stanisława Tołpy, wyspy Słodowa i Bielarska – to tylko kilka spośród blisko 80 miejsc we Wrocławiu, gdzie miasto uruchomiło bezpłatne punkty WiFi.

Dzień w dzień korzysta z nich około dwóch tysięcy osób. Tysiące osób dziennie loguje się do 150 miejskich hotspotów w Warszawie. W Szczecinie takich punktów jest dziś kilkanaście, ale miasto czeka właśnie na zgodę na uruchomienie kolejnych 163.

Coraz więcej samorządów inwestuje w WiFi i to nie tylko w urzędach, szkołach czy bibliotekach, ale także w lokalizacjach popularnych turystycznie.

– WiFi na lotnisku, dworcu czy rynku pokazuje, że samorząd chce być przyjazny, że chce pomóc swoim mieszkańcom oraz turystom – tłumaczy nam John Godson, poseł PO. Jako radny Łodzi monitorował projekt otwarcia sieci takich hotspotów, między innymi na tamtejszym lotnisku.

Hot spot to sygnał dla ludzi: jesteśmy przyjaźni, dbamy o wasze potrzeby

Teraz Godson chciałby, by ten projekt rozszerzyć na cały kraj. Zapytał Urząd Komunikacji Elektronicznej o to, czy nie ma prawnych przeciwwskazań, by zobowiązać samorządy, aby wszystkie nowo budowane budynki użyteczności publicznej z góry wyposażać w punkty internetowe.

– Konieczna jest do tego zmiana rozporządzenia Ministerstwa Infrastruktury. Chciałabym, żeby był to projekt komisji innowacyjności i nowych technologii, bo wówczas miałoby łatwiejszą ścieżkę legislacyjną – mówi Godson.

Ale nawet bez nałożenia na samorządy takiego obowiązku i tak zapanował w nich prawdziwy hotspotowy szał. Szczególnie dużo punktów pojawiło się w związku z Euro 2012. Część z samorządów decyduje się uruchamiać je na podstawie tzw. megaustawy, czyli jako usługę bezpłatnego internetu dla mieszkańców.

By móc skorzystać z takiej opcji, muszą jednak uzyskać na to zgodę UKE.

– Do tej pory zostało wydanych 17 decyzji, kolejne 46 postępowań jest w toku – mówi Jacek Strzałkowski, rzecznik UKE. – Wydawane są również opinie prezesa UKE o braku konieczności przechodzenia procedury rejestracyjnej, jeśli hotspot swoim zasięgiem obejmuje tylko i wyłącznie miejsca publiczne – dodaje.

Inne samorządy wolą się informatyzować wspólnie z lokalnymi operatorami.

– Początkowo miasto nie bardzo rozumiało, po co uruchamiać taką usługę, ale przekonaliśmy je, że to naprawdę przydatna sprawa. My daliśmy za darmo całą obsługę techniczną hotspotów w kilkunastu najpopularniejszych miejscach, m.in. przy ratuszu.

Miasto w zamian zaoferowało nam możliwość postawienia masztów w kilku dodatkowych ważnych dla nas punktach. A mieszkańcy i turyści mogą bezpłatnie zalogować się i skorzystać z internetu – opowiada Damian Poźniak z firmy Datech z Bolesławca.

A to i tak dopiero początek oplatania miast i miasteczek bezprzewodową siecią. Według badań organizacji Wireless Broadband Alliance liczba publicznych hotspotów na całym świecie zacznie drastycznie wzrastać. Do 2015 roku ma być 5,8 miliona publicznych punktów dostępowych. To 3,5 razy więcej niż jest ich dzisiaj.

Operatorzy boją się hotspotów

Rok temu Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji zrzeszająca największych operatorów uznała, że UKE zgody na uruchamianie hotspotów przyznaje zbyt lekką ręką. Postulowała zaostrzenie zasad, na jakich można korzystać z socjalnej sieci.

Według PIIT z takim bezpłatnym hotspotem użytkownik powinien mieć możliwość połączyć się tylko raz dziennie i na maksymalnie 60 minut. A bezpłatny powinien być tylko transfer do 500 MB.

UKE zapewnia, że zgody, jakich udziela samorządom, zawsze są powiązane z ograniczeniami nakładanymi na jakość internetu.

Złagodziło za to wymagania wobec hotspotów, które działają w miejscach publicznych. Samorząd, który je otwiera po ocenie UKE, że rzeczywiście internet nie ma zasięgu na tereny mieszkalne, uzyskuje wpis do rejestru w UKE bez przechodzenia żmudnej procedury konsultacyjnej z branżą IT.