Dobry wynik opozycji w wyborach samorządowych na poziomie największy miast i w sejmikach, może zachęcić rządzących do popuszczenia pasa w budżecie przed kluczowymi wyborami do parlamentu w przyszłym roku



W tych wyborach wiele partii może ogłosić sukces, bo ten dzieli się na wyniki na różnych szczeblach lokalnej władzy. Wygrał PiS, wygrała PO i Nowoczesna, zwycięzcą jest też PSL. Każdy w różnej kategorii. Kluczowe jest jak uda się poukładać koalicje w sejmikach wojewódzkich, bo to pokaże realnego zwycięzcę wyborów. Koalicja Obywatelska z PSL mają razem prawie 42 proc. w exit polls przy nieco ponad 32 proc. PiS, które wygrało na razie arytmetycznie.

Trudno zakładać, że rynki finansowe i inwestorzy z zapartym tchem śledzili kampanię wyborczą i same wyniki samorządowej batalii.

Z punktu widzenia ich pieniędzy ważniejsze jest co wydarzy w przyszłorocznym wyścigu do ław poselskich. Prezes Jarosław Kaczyński tuż po ogłoszeniu wyników exit polls już dał sygnał do rozpoczęcia kampanii na 2019 r., a nawet prezydenckiego wyścigu rok później.

Czy to oznacza, że rezultat politycznego starcia na poziomie lokalnym należy lekceważyć? Nie, jeśli ktoś myśli w horyzoncie inwestycyjnym najbliższego roku czy dwóch lat. Jeśli opozycja złapie wiatr w żagle, to wyborczy wynik w 2019 r. może doprowadzić do przełamania jednowładztwa PiS lub nawet odsunięcia tej partii od władzy. To drugiej dzisiaj nie wygląda na prawdopodobne. Oczywiste jest, że rządzący zrobią wszystko, aby do takiego scenariusza nie dopuścić, a najwięcej atutów znajdą w budżecie państwa. Dzisiaj sytuacja gospodarcza jest bardzo dobra, a stan finansów publicznych stabilny z najniższym od wielu lat deficytem. Przestrzeń do wydawania jest, ale idzie już spowolnienie gospodarcze, więc rozsądne zarządzanie budżetem powinno sprowadzać się do utrzymania dyscypliny fiskalne.

Jednak ryzyko utraty obecnego stanu posiadania w polityce przez PiS, może być impulsem do zwiększenia wydatków, szczególnie tych, które już raz obecnie rządzącym przyniosły wyborczy sukces, czyli socjalnych. Taki scenariusz w piątek budowali już ekonomiści mBanku. Ich zdaniem ekspansja fiskalna połączona z dalszym usztywnieniem strony wydatkowej budżetu państwa i oczekiwaniami głębszego spowolnienia byłaby negatywna dla wyceny ryzyka kredytowego. W skrócie: drożej będziemy pożyczali pieniądze na rynkach finansowych. Na rok przed sejmowym sprawdzianem na budowanie wiarygodnych scenariuszy jest wciąż za wcześnie. Koniunktura gospodarcza rządzącym sprzyja, sondaże również. Utrzymanie władzy może jednak wymagać znów sięgnięcia po sprawdzone metody, czyli wróci licytacja na miliardy złotych. W tej kategorii PiS trudno będzie komukolwiek pobić.