Prędkość łącza oferowanego przez publiczne hotspoty ma wzrosnąć 30-krotnie. Ale na efekty tej rewolucji poczekamy nawet kilka lat. Samorządom chce finansowo pomóc Komisja Europejska, ale na razie musiała anulować konkurs dla gmin.
Przyspieszenie ogólnodostępnego internetu zakłada projekt rozporządzenia ministra cyfryzacji w sprawie minimalnej przepływności łącza dla świadczonej przez jednostki samorządu terytorialnego usługi dostępu do internetu. Formalnie znajduje się jeszcze w fazie opiniowania, ale już uzyskał pozytywną ocenę Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.

Jest za wolnoŚlady po pożarach wysypisk prędko nie znikną. Trujące resztki czekają na usunięcie

Określenie nowego minimalnego limitu przepustowości łącza na poziomie 30 Mb/s jest konieczne, bo – jak wynika z uzasadnienia do projektu – „jakość obecnie świadczonych usług przez jednostki samorządu terytorialnego (zwykle 1 Mb/s w miejscach publicznych) jest mało atrakcyjna dla potencjalnego użytkownika”. Potwierdzają to badania konsumenckie Prezesa UKE z 2015 r., dotyczące klientów indywidualnych. Tylko 14 proc. ankietowanych wyraziło zainteresowanie korzystaniem z darmowej usługi o podstawowych parametrach.
Tymczasem Ministerstwu Cyfryzacji (MC) zależy na rozwijaniu kolejnych usług rządowych świadczonych drogą elektroniczną (e-administracja, e-zdrowie, itp.). Do tego dochodzi prowadzony obecnie w całym kraju projekt budowy Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej, która połączy wszystkie szkoły w Polsce (ok. 30,5 tys. jednostek). Szybki, publiczny internet może w tym pomóc.
Problem polega na tym, że choć w wielu miejscach przyspieszy – i to nawet 30-krotnie – to stanie się to w iście żółwim tempie.
– Jednostki samorządu terytorialnego będą miały trzy lata na dostosowanie prędkości transferu danych już uruchomionych hotspotów do wymagań określonych w projektowanym rozporządzeniu. Po tym okresie wszystkie hotspoty będą musiały działać na poziomie min. 30 Mb/s i tylko z zasięgiem na miejsca publiczne – tłumaczy MC.
W niektórych przypadkach (np. jeśli gmina niedawno otrzymała decyzję UKE) rewolucja nastąpi jeszcze później. Nie będą bowiem wydawane decyzje zmieniające w stosunku do już wydanych decyzji. – Wygasną one po trzech latach z mocy prawa – precyzuje MC.
Ponadto resort zaznacza, że świadczenie tego rodzaju usług przez samorządy jest fakultatywne. Czyli łącza przyspieszyć będą musieli jedynie ci, którzy publiczny internet w ogóle będą chcieli zaoferować.

Kłopoty na horyzoncie

Co o perspektywie podkręcenia jego prędkości sądzą najbardziej zainteresowani, czyli władze lokalne? Część z nich już przewiduje, że sprawa nie będzie prosta. Na przykład władze Gdańska, gdzie są 104 hotspoty.
– U nas wszystkie urządzenia są podłączone odrębnymi łączami z internetem. Jeżeli zsumujemy przepływności łącz poszczególnych hotspotów, to warunek nakładany przez rozporządzenie na świadczenie usługi dostępu do internetu jest już spełniony. Natomiast jeżeli każde łącze hotspota zostanie potraktowane odrębnie, to konieczne będzie poniesienie dodatkowych kosztów, które dzisiaj trudno oszacować. Ponieważ usługa dostępu została zakupiona w trybie przetargu nieograniczonego, dodatkową trudnością w zmianie warunków umowy z operatorem jest ustawa – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1579) – mówi Jędrzej Sieliwończyk z referatu prasowego gdańskiego magistratu.
W Białymstoku obecnie jest 113 publicznych hotspotów. Jedenaście z nich w miejscach publicznych (park, dworzec PKS, PKP itp). Nie wymagały one zgody prezesa UKE, a ich przepustowość już wynosi do 30 MB/s.
Pozostałe 102 punkty zlokalizowane są w szkołach, przedszkolach i miejscach, które zasięgiem obejmują również niektórych mieszkańców. Te punkty objęte są już restrykcjami nałożonymi przez UKE (tj. prędkość 512 kb, możliwość korzystania przez 45 min w ramach jednej sesji, a limit transferu wynosi 750 MB). Uruchomienie tego systemu kosztowało ponad 74 tys. zł brutto, a bieżące utrzymanie to wydatek rzędu 2158,29 zł brutto miesięcznie. Jak słyszymy, zmiany tych 102 hotspotów mogą wymagać wymiany urządzeń czy doprowadzenia łącz o większych przepustowościach, w zależności od lokalizacji.
– Wymaga to aneksowania umowy z dotychczasowym operatorem – mówi Krzysztof Lachowski z urzędu miasta.
Samorządowcy z Krakowa twierdzą, że zwiększenie prędkości internetu nie powinno stanowić kłopotu od strony technicznej (miasto ma łącza światłowodowe i odpowiednie umowy z dostawcami usług). Na razie w mieście jest 29 hotspotów oferujących prędkość zaledwie od 0,5 do 2 Mb/s.
– Kłopot mogą stanowić stare urządzenia i być może konieczna będzie wymiana części z nich. Koszt jest trudny do oszacowania, ale myślę, że ok. 10 tys. zł na jeden hotspot. Takich starszych urządzeń mamy 21, więc mówimy maksymalnie o kwotach rzędu 200 tys. zł – szacuje Dariusz Nowak z biura prasowego Urzędu Miasta w Krakowie.
Są też miasta, które już na tym etapie otwarcie deklarują, że przyspieszenie internetu w ich przypadku nie powinno rodzić żadnych problemów. Takie deklaracje słyszymy np. w Rzeszowie (137 hotspotów) czy Kielcach (20).

Pomoc z Unii

Teoretycznie samorządy mogą sięgać po fundusze unijne na stworzenie punktów publicznego dostępu do internetu.
W maju z inicjatywy Komisji Europejskiej ruszył nabór dla gmin w ramach programu WiFi4EU. Oferowany jest bon o wartości 15 tys. euro na zakup i instalację sprzętu wi-fi w przestrzeni publicznej (potem koszty utrzymania sieci wezmą na siebie gminy). Niestety, na razie program zaliczył – delikatnie mówiąc – falstart.
Jak wynika z oficjalnych komunikatów KE, mimo „ogromnego sukcesu” pod kątem liczby złożonych aplikacji, unijna Agencja Wykonawcza ds. Innowacyjności i Sieci postanowiła anulować pierwsze zaproszenie do składania wniosków, ogłoszone w maju.
– Po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji stwierdzono, że błąd techniczny uniemożliwił użytkownikom składanie wniosków na równych warunkach – czytamy w komunikacie.
Nowe zaproszenie ma być opublikowane dopiero jesienią tego roku.
Internet w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna