Joanna Kopczyńska: Jesteśmy adwokatem obu stron. Musimy chronić mieszkańców przed nieuprawnionym wzrostem cen, jednocześnie dbając o przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne, które powinny inwestować, by jak najlepiej świadczyć usługi i jednocześnie mieć możliwość pokrycia kosztów funkcjonowania.
Proces weryfikacji taryf za wodę i ścieki trwa już wiele miesięcy. Wygląda jednak na to, że mimo trudnych początków Wody Polskie wypracowały kompromis z gminami i przedsiębiorstwami; w wielu przypadkach udało się uniknąć drastycznych podwyżek.
Zdecydowana większość wniosków taryfowych (ok. 2 tys. z ponad 2,1 tys. zaakceptowanych przez Wody Polskie – przyp. red.) jest już zatwierdzona i są to taryfy z cenami obniżonymi, utrzymanymi na stałym poziomie lub zindeksowanymi o wskaźniki makroekonomiczne (tj. inflacja). Ten ostatni przypadek oznacza, że cena nie wzrosła więcej niż 3 proc. W praktyce więc – zwłaszcza w większych aglomeracjach, gdzie działa efekt skali – mieszkańcy najprawdopodobniej nawet nie odczują różnicy w rachunkach między dotychczasową a nową taryfą.
To jednak nie koniec pracy, bo do rozpatrzenia wciąż pozostało ponad 480 dokumentów.
To prawda. Dyrektorzy regionalnych zarządów gospodarki wodnej (organy pierwszej instancji – przyp. red.) wciąż jeszcze badają te wnioski. Część z nich została przesłana bardzo późno, bo niektóre trafiły do urzędów dopiero w czerwcu, podczas gdy ustawowy termin na ich złożenie minął 12 marca.
Skąd te opóźnienia?
Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, wydając decyzje dotyczące wniosków taryfowych, jesteśmy związani trybami określonymi w ustawie o zbiorowym zaopatrzeniu oraz k.p.a., jak przy wszystkich innych decyzjach administracyjnych. W praktyce oznacza to, że zarówno nas, jak i przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne obowiązują określone terminy na przedłożenie dokumentów, wyjaśnień, uzupełnienie wniosków. Staramy się też być elastyczni i dostosowywać te terminy do możliwości drugiej strony, bo nie zawsze zobowiązywanie spółki do przesłania wielu pism czy korekt w najkrótszym przewidzianym w ustawie terminie to najlepsza droga, żeby to było zrobione rzetelnie. Wymaga to zawsze uzgodnienia.
Z drugiej strony na tempo naszej pracy wpływa też poziom przygotowania wniosków. A tu jest wiele do nadrobienia. Niektóre spółki i gminy dostały decyzje bardzo szybko, bo wnioski były złożone prawidłowo. Zauważamy jednak, że istnieje też pokaźna grupa podmiotów, które – jak przypuszczamy – takich wniosków nigdy nie składały, mimo że było to wymagane przepisami. Na ten problem możemy jednak spojrzeć z różnych stron. Najmniejsze podmioty nie mają takiego samego zaplecza kadrowego jak duże spółki komunalne, obsługują bowiem dużo mniejsze grupy mieszkańców. Zdarza się, że nie jest to nawet stu odbiorców usług. Statystycznie największa część rynku przypada na duże miasta, gdzie spółki są dużo lepiej zorganizowane i z wnioskami nie miały problemów.
Może część gmin sobie nie poradziła, bo rozporządzenie wyznaczające szczegółowe zasady sporządzania wniosków kilkukrotnie zmieniało się w trakcie prac legislacyjnych, zawierało wiele nowych elementów, a do tego zostało opublikowane na kilkanaście dni przed ostatecznym terminem?
Pamiętajmy jednak, że rozporządzenie było uzgodnione ze stroną samorządową, co oczywiście musiało mieć wpływ na termin jego przyjęcia. Ponadto sam kształt rozporządzenia, pomimo wydłużenia okresu taryfowego i niewielkich zmian we wzorach załączników, nie uległ radykalnej zmianie. Nie chcę się wypowiadać za ministerstwo, ale przypuszczam, że mógł pojawić się taki dylemat: albo przyjąć rozporządzenie szybko, co prawdopodobnie okazałoby się niesatysfakcjonujące dla drugiej strony, albo wypracować te regulacje wspólnie.
W lokalnych mediach, zwłaszcza w miejscowościach, gdzie samorządowcy są niezadowoleni z podwyżek, pojawia się narracja, że to Wody Polskie narzuciły mieszkańcom takie stawki. Jak się państwo do tego odnoszą?
Uważam, że to wymaga uściślenia. Absolutnie to nie regulator ustala ceny. Odpowiedzialne za nie są przedsiębiorstwo wodociągowo-kanalizacyjne i gminy, a nie organ, który jedynie ocenia i weryfikuje wyliczenia przedstawione we wniosku. Zwróćmy uwagę, że największy wpływ na wysokość stawek mają koszty stałe przedsiębiorstw. Największy udział mają w tym wynagrodzenia i świadczenia dla pracowników, a także koszty inwestycji. Te z kolei są ustalane na podstawie wieloletniego planu rozwoju i modernizacji kanalizacji, który również zatwierdza rada gminy. Jeżeli więc dwa najważniejsze czynniki wpływające na cenę leżą w gestii gminy, to trudno przekonywać, że to regulator cokolwiek narzuca i arbitralnie ustala taryfę w oderwaniu od lokalnych warunków.
Skoro tak wiele zależy od samych samorządów, to jaka jest w tym wszystkim rola Wód Polskich?
My możemy wskazać, które elementy uwzględnione we wniosku taryfowym nie powinny się tam w ogóle znaleźć i być brane pod uwagę przy kształtowaniu cen. Przykładowo spotkaliśmy się z sytuacją, w której w kosztach wyliczenia taryfy spółka chciała uwzględnić wywóz nieczystości z przydomowych szamb. Taka pozycja nie powinna się jednak znaleźć w wyliczeniach, bo nie dotyczy ona zbiorowego zaopatrzenia w wodę i odprowadzania ścieków. Jeżeli widzimy bardzo wysokie koszty, to występujemy do spółki o szczegółowe wyjaśnienie. Prosimy też o wyliczenie, co się na to składa. Było wiele takich sytuacji, gdy pierwotnie złożona taryfa w toku dyskusji z organem regulacyjnym została obniżona. Często po wspólnym przeliczeniu wszystkich pozycji okazywało się, że można było zmniejszyć koszty.
Warto też pamiętać, że jeżeli taryfa jest wysoka – co wynika np. z dużych inwestycji, które zwrócą się za kilka lat, ale obecnie generują koszty – to prawo przewiduje możliwość, by gmina uchwaliła w swoim budżecie dopłaty do taryf dla mieszkańców. Są takie przypadki. My tego nie widzimy we wnioskach taryfowych – nie jest to w nich przedstawiane, bo nie podlega ocenie przez regulatora. Ale w wyjaśnieniach gminy informują, że owszem, stawka jest wysoka, ale w planach są dopłaty. Oczywiście zawsze można zadać pytanie, czy inwestycji nie można było inaczej rozplanować w czasie.
Minister Marek Gróbarczyk podkreślał na naszych łamach, że celem powołania regulatora jest też kompleksowa analiza danych o stanie polskiej gospodarki wodnej. Ma to pozwolić na trafniejsze diagnozy i lepsze systemowe rozwiązania. Jakie wnioski już teraz wypływają z pozyskanych w procesie weryfikacji informacji o spółkach komunalnych?
Z daleko idącymi wnioskami musimy się jeszcze wstrzymać do czasu zakończenia całego procesu. Bezdyskusyjnie jest duże zapotrzebowanie na taki materiał porównawczy, z uwzględnieniem m.in. tego, jak wygląda koncentracja podmiotów na tym rynku, jak kształtują się ceny. Oczywiście są statystyki GUS, ale dużą wartością będą też takie informacje z rynku. Na ten moment widzimy, że głównym czynnikiem wpływającym na podwyżki są inwestycje. W oczy rzuca się też ekonomiczna zależność efektu skali. Zazwyczaj im większy podmiot, tym mniejsza cena. Wynika to m.in. stąd, że przy już istniejącej infrastrukturze łatwiej i taniej jest podłączać kolejnych użytkowników do sieci. A im więcej osób z niej korzysta, tym więcej pieniędzy trafia do spółki. Dla kontrastu w małych miejscowościach, gdzie podłączonych do sieci jest mniej mieszkańców, pewne koszty stałe związane z utrzymaniem infrastruktury rozkładają się na mniejszą liczbę użytkowników. Mówimy tu o przeskoku z kilkuset podłączeń do sieci w małych miejscowościach do tysięcy na kilometr sieci w miastach.
Kiedy ten proces się ostatecznie zakończy? I jakie dalsze działania planują wtedy Wody Polskie?
Przewidujemy, że weryfikacja wniosków skończy się na początku jesieni. Nie można oczywiście wykluczyć, że niezadowolone spółki będą chciały odwoływać się do sądów. Ale przy obecnej liczbie 80 odwołań na ponad 2,6 tys. złożonych wniosków nie obawiamy się, by sądy zalała fala skarg. Na pewno przyjrzymy się też planom modernizacji i rozwoju sieci kanalizacyjnej, co jest istotne w związku z ciążącymi na nas zobowiązaniami wynikającymi z Krajowego Programu Oczyszczania Ścieków Komunalnych.