Samorządy na własną rękę finansują programy środowiskowe, z których rząd się wycofał. Przekonują, że to odpowiedź na mniej korzystne wsparcie, jakie obecnie jest im oferowane.
Coraz więcej miast chciałoby powrotu do poprzednich zasad finansowania prośrodowiskowych inwestycji. – Po co zmieniać to, co już się sprawdziło i przyczyniło do poprawy jakości powietrza? – pytają.
Wiele z nich decyduje się więc kontynuować inicjatywy dotowane dotąd ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, z których ten się wycofał lub właśnie je wygasza.
Walka ze smogiem - za czyje pieniądze? / Dziennik Gazeta Prawna
Mowa tu m.in. o programach Kawka (dopłaty do wymiany pieców), Ryś (termomodernizacja) i Prosument (instalacja OZE), które zastąpił jeden program – Region. Nie cieszy się on jednak już taką popularnością jak np. Kawka. Powód jest prozaiczny: zamiast bezzwrotnych dotacji fundusz oferuje gminom wsparcie w postaci niskooprocentowanych pożyczek.
Wiele samorządów nie jest zadowolonych z takiego obrotu spraw. W zeszłym tygodniu o utrzymanie wsparcia dla programów Kawka i Ryś zaapelowali do NFOŚiGW radni województwa zachodniopomorskiego.
– Programy te były dużym wsparciem dla naszego regionu. Skorzystali z nich m.in. mieszkańcy Szczecina, Szczecinka oraz Stargardu – mówi Olgierd Geblewicz, marszałek woj. zachodniopomorskiego.
Samorządy decydują się wziąć sprawy w swoje ręce. Postanawiają dalej oferować korzystne dla mieszkańców dofinansowanie. Szkopuł w tym, że muszą już sięgać do własnej kiesy.
Miasta idą pod prąd...
Przykładem jest Wrocław, który zarezerwował w budżecie ponad 12 mln zł na wymianę indywidualnych źródeł ogrzewania. Warunki i zasady wsparcia to de facto kopia programu Kawka, z którego finansowano m.in. podłączenie lokali do sieci ciepłowniczej.
Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, podkreśla, że uruchomienie miejskiego programu Kawka+ to jego symboliczna kontynuacja. – Mieszkańcy mogą liczyć na dotacje w wysokości do 70 proc. kosztów kwalifikowanych, a na jeden lokal mieszkalny może przypaść nawet 12 tys. zł. – wyjaśnia prezydent.
Na analogiczne rozwiązanie zdecydowała się Łódź. Na program wzorowany na Kawce przeznacza rocznie ok. 4 mln zł. Tą drogą poszły ostatnio też Szczecin i Poznań.
Inicjatywa samorządowców nie dziwi dr. Jana Rączki, doradcy Forum Energii. Zwraca uwagę, że rząd dotuje wiele innych przedsięwzięć, a wciąż nie może przekierować strumienia pieniędzy na najbardziej obecnie naglący problem, jakim jest jakość powietrza. – Cały czas płyną wielomilionowe dotacje na sieci kanalizacyjne i oczyszczalnie ścieków, choć 95 proc. problemów w tym obszarze jest już rozwiązanych, a same spółki wodno-kanalizacyjne są silnymi przedsiębiorstwami – uważa ekspert.
Co na to NFOŚiGW? W tej chwili prowadzi aż 16 programów, które mają pomóc poprawić jakość powietrza – informuje nas przedstawiciel funduszu, ekspert Wojciech Stawiany. – Do 2020 r. zostanie przeznaczonych na ten cel co najmniej 11 mld zł – dodaje.
Zaznacza, że w planach są też kolejne inicjatywy, m.in. program termomodernizacji budynków mieszkalnych, na który NFOŚiGW będzie przekazywał środki poprzez wojewódzkie fundusze. Największe wsparcie ma trafić do osób zmagających się z ubóstwem energetycznym.
– Na końcowym etapie przygotowania jest też wspólne porozumienie NFOŚiGW i wojewódzkich funduszy w sprawie przyjęcia i realizacji Krajowego Pakietu Czystego Powietrza (KPCP) – podkreśla Wojciech Stawiany.
...czy grają pod publiczkę?
Pojawiają się jednak głosy, że zbyt hojne wsparcie, do którego gminy przyzwyczaiły mieszkańców, ma też negatywne skutki.
Andrzej Guła, prezes Polskiego Alarmu Smogowego, przekonuje, że źle zaprojektowane instrumenty wsparcia potrafią czynić więcej szkody niż pożytku, bo pieniądze często trafiają nie tam, gdzie powinny. Korzystają z nich nie najubożsi, ale ci, których na wymianę pieca stać, tylko wolą poczekać, aż pieniędzmi sypnie gmina albo wojewódzki fundusz.
– Znane są przypadki, gdy to bogaci mieszkańcy najbardziej korzystają na dofinansowaniach, bo żaden samorząd nie zdecyduje się na wprowadzenie kryterium dochodowego w obawie o rozjuszenie elektoratu – mówi Guła.
Dodaje, że zarówno stronie rządzącej, jak i samorządom często brakuje całościowej refleksji nad programami dotacyjnymi.
– Dochodzi do sytuacji, gdy wojewódzkie fundusze, miasta i NFOŚiGW konkurują ze sobą o to, kto da więcej, bez zastanowienia się, czy są to najlepiej wydane pieniądze – twierdzi ekspert.
Lekarstwo aplikowane punktowo
Wśród samorządowców pojawiają się też głosy sceptyczne wobec najnowszego rządowego programu „Smog stop”. W założeniu ma on pomóc ubogim mieszkańcom gmin najbardziej dotkniętych problemem zatrutego powietrza. Na ten cel rząd planuje przeznaczyć ponad 750 mln zł.
Na razie na takie wsparcie będą mogły liczyć jednak tylko 33 miasta, które znalazły się na niechlubnej liście 50 Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
Przypomnijmy, że w pierwotnej wersji lista beneficjentów była krótsza o 10 miast. Program miał bowiem dotyczyć wyłącznie miejscowości do 100 tys. mieszkańców. Dlatego ze wsparcia na starcie zostały wykluczone m.in. najbardziej zanieczyszczone Żywiec czy Rybnik.
Na poniedziałkowej konferencji w Senacie wiceminister przedsiębiorczości i technologii Piotr Woźny zapewnił jednak, że wstępnie nieuwzględnione w pilotażowym projekcie miasta załapią się na wsparcie. Zaznaczył też, że większe ośrodki będą wymagały innego modelu współpracy, a rząd usiądzie do rozmów z samorządami już w kwietniu.
Zdaniem ekspertów problem w tym, że są to wciąż punktowe działania. Bo nawet wymiana wszystkich pieców w jednym mieście nie spowoduje, że truć przestaną mieszkańcy okolicznych gmin. Przykładem jest Kraków, w którym ponad 30 proc. wszystkich zanieczyszczeń napływa od sąsiadów.
Najnowszy program ma jednak charakter pilotażowy i pozwoli zebrać doświadczenie niezbędne, by wdrożyć podobne rozwiązania na ogólnopolską skalę.