Władze lokalne coraz skuteczniej opóźniają wejście w życie kluczowych dla PiS ustaw m.in. dzięki pozyskiwaniu potężnych sprzymierzeńców.
Wykorzystywanie ścieżki poselskiej do forsowania nowych przepisów ma w Polsce wieloletnią tradycję. I korzysta z niej także rząd PiS. Niejednokrotnie mimo podejrzeń, że parlamentarzyści tej partii podpisani pod danym projektem nie są jego autorami, nowelizacja przepisów zgłaszana jest jako ich inicjatywa. Pozwala to na szybkie uchwalanie zmian i ominięcie obowiązku konsultacji, m.in. przedkładania projektu samorządowcom z Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.
O tym problemie głośno alarmowali lokalni włodarze – ich niezadowolenie było na tyle duże, że w pewnym momencie poważnie rozważali zawieszenie swojego udziału w jej posiedzeniach. Uznali jednak, że to zbyt ryzykowny manewr. – Rząd znalazłby sobie takich, którzy dalej chcieliby rozmawiać. Stwierdziliśmy, że nieobecni nie mają racji – tłumaczy nam jeden z samorządowców.
Ale lokalni włodarze, kiedy tylko mogą, rewanżują się rządowi pięknym za nadobne. Jeśli tylko mają możliwość, stosują obstrukcję ważnych dla PiS ustaw. I, trzeba im przyznać, ostatnio są coraz bardziej skuteczni.
Jawność w zawieszeniu
Tak jest w przypadku projektowanej przez ministra ds. służb Mariusza Kamińskiego i jego ludzi ustawy o jawności życia publicznego. Nowe przepisy drastycznie zwiększają liczbę osób zobowiązanych do składania oświadczeń majątkowych. Poza tym – zdaniem samorządowców – skutkiem tych regulacji będzie to, że kierownicy jednostek zaczną odpowiadać za przewinienia swoich podwładnych. Dlatego zasypali stronę rządową uwagami.
– Udało nam się też namówić przedstawicieli biznesu, by zgłosili swoje. Przekonaliśmy ich, że zmiany dotkną także pracodawców. To może okazać się kluczowe dla odsunięcia zmian w czasie – mówi nam samorządowiec zasiadający w komisji wspólnej.
Do kancelarii premiera wpłynęło tak wiele uwag i propozycji zmian w projekcie, że trzeba było powołać specjalny zespół roboczy, który je analizuje. Zgodnie z pierwotnymi założeniami ustawa miała wejść w życie 1 marca. Teraz rząd dość mgliście zapowiada, że może uda się to w połowie roku. I to też wygląda na optymistyczne założenie – współprzewodniczący komisji wspólnej ze strony samorządowej Wojciech Długoborski zapowiedział, że samorządowcy oczekują ponownego skierowania ostatecznej wersji projektu do zaopiniowania. I nie jest powiedziane, że także wtedy nie pojawią się punkty zapalne. Lokalni działacze nieoficjalnie komentują, że ustawa mogłaby mieć istotny wpływ na przebieg zbliżającej się kampanii wyborczej. – W gminach istniała obawa, że jest to oręż PiS szykowany m.in. na włodarzy związanych z opozycją. W tym momencie wydaje się już, że ustawa nie odegra kluczowej roli w kontekście wyborczych zmagań – tłumaczy nam jeden z włodarzy.
Złoża w oddaleniu
Jeszcze bardziej ugrzęzła ustawa o Polskiej Agencji Geologicznej, która ma zarządzać złożami i decydować o inwestycjach w tym obszarze. I przy okazji odebrać niektórym gminom górniczym część wpływów z tzw. opłaty eksploatacyjnej. Projekt jest na etapie opiniowania od października 2016 r.
Główny geolog kraju Mariusz Orion Jędrysek otwarcie zaczął oskarżać samorządy o to, że blokują wejście ustawy w życie, a tym samym – hamują inwestycje związane z wydobyciem polskich złóż. Takie postawienie sprawy jeszcze bardziej usztywniło lokalnych włodarzy. Dlatego podjęli kolejne działania blokujące. Właśnie wyszli z propozycją spotkania 14 lub 15 marca z ministrem środowiska Henrykiem Kowalczykiem.
– Mamy też przygotowaną opinię kancelarii prawnej wskazującą na niekonstytucyjność projektowanej ustawy. Do tego ok. 30 gmin podjęło już uchwały popierające nasz sprzeciw – informuje Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP.
Zapytaliśmy resort, czy jego przedstawiciele podejmą negocjacje z samorządami i czy jest szansa, że PAG powstanie jeszcze w tej kadencji rządu. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Ale biorąc pod uwagę tempo tworzenia Wód Polskich (które zaczęły funkcjonować od stycznia i wciąż są w fazie reorganizacji, a ustawa je wprowadzająca właśnie jest nowelizowana), perspektywa ta staje się coraz odleglejsza.
OZE na wietrze
Na opór napotkała też nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii, szykowana przez Ministerstwo Energii. Projekt zmierza do przywrócenia poprzednich zasad opodatkowania elektrowni wiatrowych podatkiem od nieruchomości. Do tej pory przedmiot opodatkowania wiatraków jest różnie interpretowany. Niektóre samorządy (z powodu różnic w interpretacji dotychczasowych przepisów, także na szczeblu ministerstw) chciały, by nakładać podatek od całej budowli, a nie tylko od powierzchni, którą te instalacje zajmują. Projektowana nowelizacja doprecyzowuje, że wiążąca będzie ta druga metoda. A więc potencjalnie mniej korzystna dla gmin niż pierwsza.
Projekt był już przedmiotem obrad komisji wspólnej w ubiegłym roku. Pierwotne plany zakładały, że ustawa wejdzie w życie od stycznia br. Tak się jednak nie stało.
– Komisja wspólna nie wydała opinii, gdyż miały być wprowadzane zmiany. Mimo zapewnień strony rządowej projekt nie wrócił już do komisji, a teraz ma być pilnie kierowany do prac parlamentarnych – podaje Związek Miast Polskich.
Podczas lutowego posiedzenia plenarnego komisji wspólnej samorządy zwróciły uwagę na ten fakt i wymusiły na urzędnikach Ministerstwa Energii ponowne przedłożenie projektu do zaopiniowania, co zapewne znów spowoduje poślizg. Nie bez znaczenia jest też to, że podczas niedawnych obrad komisji wspólnej lokalne władze wsparł w tych dążeniach wiceszef MSWiA i pełnomocnik ds. współpracy rządu z samorządem terytorialnym Paweł Szefernaker.

OPINIA

W spowalnianiu kluczowi są sojusznicy

Mec. Maciej Kiełbus z Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners

To, czy i jak szybko jakieś przepisy wchodzą w życie, zależy przede wszystkim od determinacji rządu. Przypomnę, że mimo sprzeciwu samorządów rząd przeforsował np. nowe prawo wodne, ustawę o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków czy nowy kodeks wyborczy. Dlatego skuteczność samorządów do spowalniania prac nad niektórymi regulacjami zależy w dużej mierze od tego, jakich sojuszników uda im się pozyskać. Wyraźnie to widać w przypadku projektu ustawy o jawności życia publicznego. Podejrzewam, że gdyby nie fakt, że szykowane regulacje zaniepokoiły także biznes, protestami wyłącznie strony samorządowej mało kto w rządzie by się przejął.