Bezpłatna komunikacja miejska dla dzieci ma przy okazji zachęcić do przesiadania się do niej rodziców i pomóc w walce z zanieczyszczeniem środowiska. Miasta jednak mają problem ze stwierdzeniem, czy tak się dzieje.
Dziennik Gazeta Prawna
Przed dylematem, czy finansować uczniom podstawówek i gimnazjów (do czasu ich wygaszenia) darmowe podróże komunikacją miejską, staną wkrótce radni Gdańska. W przyszłym tygodniu zadecydują, czy takie ułatwienie dla najmłodszych i ich rodziców jest warte wysupłania z gminnej kiesy od 3 do 4 mln zł rocznie.
Wiele polskich miast nie miało takich wątpliwości i zdecydowało się sypnąć groszem, by najmłodsi podróżowali komunikacją miejską bez opłat. Od początku tego roku korzystają na tym uczniowie w Wejherowie. Pod koniec stycznia na bezpłatne przejazdy zgodził się też Szczecin. Biletu nie muszą już kasować też dzieci z Warszawy, Częstochowy czy Krakowa.
Ostatnio dołączył do nich Poznań, który wprowadził ulgi dla ok. 27 tys. uczniów do 15. roku życia. Koszty takiej inicjatywy szacowane są na ok. 2,5 mln zł rocznie.
Na podobne rozwiązanie zdecydowało się też 41 gmin zrzeszonych w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Kamila Rożnowska z tamtejszego departamentu promocji i komunikacji społecznej wylicza, że prawo do bezpłatnych przejazdów dzieci i młodzieży do 16 lat dotyczy obecnie ok. 150 tys. najmłodszych mieszkańców metropolii. Koszt? 9 mln zł rocznie.
W trosce o środowisko i portfele
Przejazdy za uśmiech mają być zachętą dla rodziców, by zamiast podwozić pociechy do szkoły, zaufali miejskiej komunikacji i zostawili samochody przed domem.
Ma to nie tylko pomóc środowisku, bo w końcu mniej aut na drogach to mniej spalin, ale także przełożyć się na konkretne oszczędności (czas, benzyna, zużycie pojazdu) dla domowych budżetów.
– To od 660 do ponad 1 tys. zł rocznie na jedno dziecko – wylicza Michał Grobelny, rzecznik stołecznego Zarządu Transportu Miejskiego.
I podaje, że w 2017 r. warszawski ZTM wydał ponad 142 tys. kart ucznia, które uprawniają do bezpłatnych przejazdów, a dzięki tym ulgom zwiększyła się liczba pasażerów. W efekcie spółka odnotowała większe wpływy ze sprzedaży biletów.
– Od czerwca do grudnia 2017 r. ponad 77 tys. osób po raz pierwszy wyrobiło kartę miejską. Co ciekawe, najwięcej było ich we wrześniu i październiku (odpowiednio 16,4 tys. i 14,3 tys.). Oczywiście, część z nich to studenci, ale można domniemywać, że są wśród nich także rodzice, którzy wcześniej podwozili swoje pociechy samochodami, a teraz przesiedli się do komunikacji miejskiej – zauważa Michał Grobelny.
Na wzrost liczby pasażerów zwracają też uwagę samorządowcy z Częstochowy. Jak informuje nas tamtejszy magistrat, wydano już prawie 10 tys. biletów uprawniających do korzystania z darmowych przejazdów młodzieży szkół podstawowych i klas gimnazjalnych.
Zdaniem Włodzimierza Tutaja, rzecznika prasowego UM w Częstochowie, świadczy to o zwiększonym zainteresowaniu komunikacją publiczną po wprowadzeniu darmowych przejazdów.
– Wielu rodziców uczniów, którzy wcześniej nie korzystali z usług MPK, zdecydowało się teraz wyrobić swoim dzieciom karty uprawniające do darmowych przejazdów – mówi rzecznik.
Niepoliczalne zyski
Wiele samorządów nie potrafi jednak podać konkretnych danych, które potwierdzałyby, że darmowa komunikacja miejska dla najmłodszych popularyzuje ten środek transportu, rozładowuje korki i pomaga chronić środowisko. Jak mówi Andrzej Mikołajewski, dyrektor naczelny Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie, spółka nie prowadziła analiz dotyczących skuteczności takich działań, ale z obserwacji własnych wynika, że uzyska zamierzony skutek.
– Nie wykluczamy jednak, że w przyszłości przeprowadzimy takie badania – zapewnia Mikołajewski.
Również Kołobrzeg, w którym z bezpłatnych przejazdów skorzystało w ubiegłym roku ponad 1 mln osób, nie dysponuje szacunkami, na ile wprowadzenie tych ulg przyczyniło się do zmniejszenia ruchu samochodowego.
Jak zapowiadają władze Częstochowy i Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, o tym, czy bezpłatna komunikacja przynosi pożądane efekty, urzędnicy przekonają się dopiero z biegiem czasu.
– Oba pilotażowe programy darmowych przejazdów dla uczniów mają posłużyć m.in. do zebrania tego rodzaju danych. Przygotujemy analizę dotyczącą skutków ulgi wprowadzonej w 2017 r. jeszcze w tym roku – wyjaśnia Włodzimierz Tutaj, rzecznik prasowy UM w Częstochowie.
Także samorządowcy ze Śląska planują zbadać, jak uprawnienie do bezpłatnych przejazdów wpłynie na zachowania mieszkańców i czy przełoży się na wzrost korzystania z transportu publicznego.
Walka o głosy wyborców?
Zdarza się też, że pomysł zwolnienia dzieci z opłat za podróże miejskimi autobusami wywołuje nie lada kontrowersje. Przekonali się o tym mieszkańcy Słupska.
Pod koniec zeszłego miesiąca miejscy radni uznali, że zgłoszony przez prezydenta Roberta Biedronia pilotażowy projekt bezpłatnych przejazdów dla dzieci ma wyłącznie charakter propagandowy. To część kampanii wyborczej – podnosili.
I choć zgodzili się że idea darmowych przejazdów komunikacją miejską dla dzieci i młodzieży w wieku szkolnym jest słuszna, to zwrócili uwagę, że potrzebne są dokładne wyliczenia, jak bardzo obciąży to budżet. Szkopuł w tym, że już samo oszacowanie kosztów jest nie lada wyzwaniem.
– Z tych powodów pomysł stoi pod znakiem zapytania, choć nie chcielibyśmy też z niego tak łatwo rezygnować – ubolewa Karolina Chalecka, specjalistka ds. komunikacji w gabinecie prezydenta miasta Słupska.
I wyjaśnia, że aby bilans zysków i strat był wiarygodny, należałoby uwzględnić w nim bardzo wiele czynników.
– Trzeba by wyliczyć, jak wiele osób miałoby korzystać z ulg, w jakim wieku, a także czy preferencje dotyczyłyby tylko mieszkańców Słupska, czy też również tych, którzy nie mieszkają bezpośrednio w mieście, ale posyłają tutaj dzieci do szkoły? – zastanawia się Chalecka.
Podkreśla też, że zlecenie takiej analizy zewnętrznej firmie wiązałoby się z dużymi kosztami. Z kolei dla miejskich urzędników byłoby bardzo czasochłonne i wymagało oderwania się od wielu innych codziennych obowiązków.

Trwa ładowanie wpisu