W regionach zaczął się przedwyborczy boom inwestycyjny. Na odbicie w inwestycjach wszyscy wyczekują już od półtora roku. Przez cały 2016 r. nakłady na środki trwałe dołowały, a pierwsze półrocze tego roku przyniosło tylko symboliczną poprawę – inwestycje już nie spadały, ale ich wzrost był rachityczny.
Ożywienie w regionach to dobra informacja dla całej gospodarki, która rośnie w tym roku głównie dzięki konsumpcji / Dziennik Gazeta Prawna
Dzisiaj wszystko wskazuje na to, że wyraźniejsze ożywienie przyniósł dopiero III kw. Chociaż wzrost inwestycji ogółem o ok. 5 proc., który przewiduje wicepremier Mateusz Morawiecki, będzie nadal daleki od oczekiwań.
Regiony popuściły pasa
Wstrzemięźliwie do inwestowania wciąż podchodzi sektor prywatny, także nakłady finansowane z budżetu państwa nie są imponujące. Dobra zmiana zaszła jedynie w samorządach. Władze lokalne między początkiem lipca a końcem września przeznaczyły na inwestycje 8 mld zł – aż o 45 proc. więcej niż rok temu o tej porze. W ciągu dziewięciu miesięcy tego roku zainwestowały w sumie 14 mld zł, czyli o jedną trzecią więcej niż rok temu.
Ekonomiści PKO BP uważają, że boom w regionach jest faktem i wskazują, że wzrost nakładów w całej gospodarce w III kw. będzie głównie zasługą sektora publicznego.
Co ciekawe, samorządowcom udaje się zwiększać inwestycje i wciąż trzymać imponującą, sięgającą 14,7 mld zł nadwyżkę w kasie. Z jednej strony widać, że pole do zwiększania wydatków wciąż jest duże, a z drugiej, że regionalne budżety też korzystają z koniunktury gospodarczej, która zapewnia im większe wpływy z podatków.
Co skłoniło lokalnych włodarzy do większego wydawania właśnie teraz? Przede wszystkim to, że coraz szerszym strumieniem płyną miliardy z Brukseli. – Rok 2016 był dramatycznie zły, bo brakowało funduszy europejskich z budżetu na lata 2014–2020. Dlatego lepiej byłoby patrzeć w perspektywie co najmniej kilkuletniej – przyznaje Adam Neumann, wiceprezydent Gliwic.
W ubiegłym roku przez brak unijnego źródła finansowania nakłady jednostek samorządowych tąpnęły aż o 34,4 proc. rok do roku. Teraz widać odbicie. Nadal istnieją duże dysproporcje między wykorzystaniem eurofunduszy zarówno z programów krajowych (nadzorowanych przez Ministerstwo Rozwoju), jak i regionalnych (zarządzanych przez władze województw). Różnice są również między samymi regionami, ale wszędzie wyraźnie widać, że fundusze z UE przyspieszają.
I tak np. jeszcze na koniec 2016 r. Pomorze (najlepiej radzące sobie z wykorzystaniem pieniędzy z Brukseli) miało zakontraktowane 40 proc. środków. Tymczasem na koniec października tego roku poziom kontraktacji wzrósł do 72 proc. Z kolei w województwie kujawsko-pomorskim wykorzystanie eurofunduszy wzrosło z 4 do 32 proc.
– Wiosną rząd przypuścił na nas atak, próbując udowodnić, że jemu na złość i z pobudek politycznych nie inwestujemy. Jak widać, okazało się to nieprawdą. Po prostu brakowało naborów i regulacji prawnych, by w pełni zacząć korzystać ze środków unijnych – zwraca uwagę Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP.
Ekonomiści sądzą, że lokalne tendencje wzrostowe powinny się utrzymać. – W kolejnych kwartałach wzrost inwestycji publicznych, w tym infrastrukturalnych, pozostanie silny ze względu na absorpcję środków unijny, natomiast inwestycje firm prywatnych będą rosły, ale wolno – przewiduje Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Kalendarz sprzyja wydawaniu
Nie bez znaczenia jest to, że za rok będą wybory samorządowe, a to zawsze zachęca do wydawania. Z analizy sprawozdań finansowych samorządów wynika, że w latach wyborczych hojnie planują inwestycje i chociaż nigdy nie udaje się zrealizować wszystkich założeń, to i tak wydatki poniesione w latach 2010 i 2014 były jednymi w najwyższych w historii statystyk MF.
– Powszechne jest zjawisko przecinania wstęg w roku wyborczym i chęć zdążenia z oddaniem kluczowych inwestycji przed końcem kadencji – uważa Adam Neumann. – Bywa, że część spektakularnych przedsięwzięć specjalnie odkładana jest na rok wyborczy. Wyborcy mają niestety krótką pamięć do sukcesów, bardziej pamiętają porażki – tłumaczy inny samorządowiec.
Patrząc przez pryzmat czteroletnich kadencji, zazwyczaj poziom wydatków inwestycyjnych w samorządach jest najwyższy właśnie w ostatnim roku.
Na ten rok samorządowcy zaplanowali inwestycje warte ok. 50 mld zł i to również jest jeden z najwyższych poziomów w historii. Wcześniej cele podobnej wielkości stawiali sobie jedynie w latach wyborczych. W ostatnich 14 latach średnio realizowano ok. 85 proc. inwestycyjnego budżetu. Tegoroczny plan jest na razie wykonany w niespełna 29 proc., czyli znacznie poniżej średniej z ostatnich lat. Jest szansa, że zmieni się to w ostatnim kwartale roku, w którym zazwyczaj zaczyna się wielkie wydawanie, a nakłady mają wyższą wartość niż przez pozostałe dziewięć miesięcy roku.
Ożywienie w regionach to dobra informacja dla całej gospodarki, która rośnie w tym roku głównie dzięki konsumpcji. Jak obliczają eksperci mBanku, wzrost wydatków samorządowych w III kw. może dodać do dynamiki PKB w tym okresie 0,5–0,6 pkt proc.
Samorządowcy zwracają jednak uwagę, że w kolejnych latach bezzwrotne granty z UE stopniowo będą zastępowane przez preferencyjne instrumenty zwrotne (pożyczki, kredyty, poręczenia, wejścia kapitałowe). Ale w korzystaniu z nich przeszkadzać będzie tzw. indywidualny wskaźnik zadłużenia, wyliczany dla każdej jednostki z osobna i biorący pod uwagę wyniki finansowe tylko z poprzedzających trzech lat. Samorządowcy chcieliby wydłużenia tego okresu do 7–8 lat, by w ten sposób w większym stopniu brać pod uwagę cykle koniunkturalne w gospodarce.
Nieoficjalnie wiadomo, że w Ministerstwie Finansów taki wariant jest rozważany, przy okazji szykowanej nowelizacji ustawy o finansach publicznych. Samorządowcy mają nadzieję, że na rozważaniach się nie skończy. – Jak tąpną inwestycje z uwagi na brak środków na niezbędny wkład własny, to dopiero wtedy rząd się obudzi i może najdzie go refleksja, że najwyższa pora uelastycznić przepisy – przestrzega Leszek Świętalski.
Wykorzystanie eurofunduszy wzrosło nawet kilkakrotnie