- Obecnie bardzo wielu warszawiaków ma poczucie, że decyzje władz miasta mają wyłącznie na celu utrudnienie im życia. Nawet wśród moich znajomych są osoby, które nie do końca rozumieją, czemu ma służyć ograniczanie liczby miejsc parkingowych, zwężanie ulic w centrum miasta czy wprowadzanie ograniczenia prędkości. Moim zdaniem dzieje się tak, ponieważ brakuje szerokiej debaty społecznej i dyskusji - mówi w wywiadzie dla DGP Rafał Trzaskowski, kandydat Platformy Obywatelskiej na prezydenta Warszawy.
Oficjalnie potwierdził pan start w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Warszawy. Jakimi argumentami chce pan przekonać warszawiaków do swojej kandydatury? Zwłaszcza biorąc pod uwagę niełatwą dla ugrupowania, z którego pan startuje, kwestię reprywatyzacji...
To nie jest jeszcze moment, by rozmawiać o szczegółowym programie. Część propozycji mamy już dopracowane, zwłaszcza w tych obszarach, na których się bardzo dobrze znam, ale są też takie, nad którymi będziemy jeszcze pracować. Proszę pamiętać, że kampania, zwłaszcza jeżeli się ją zaczyna rok przed wyborami, musi mieć swój rytm. Dlatego program przedstawimy prawdopodobnie w marcu. Ten czas wykorzystam na szerokie konsultacje z mieszkańcami, aby ostateczny program uwzględniał oczekiwania osób, na rzecz których chcę pracować. Niemniej jednak już dziś mogę powiedzieć, że dla mnie kluczowe będzie przejście z obecnej fazy rozwoju miasta skupionej na budowie infrastruktury do fazy nastawionej na podniesienie jakości życia i uczynienie miasta przyjaznym dla mieszkańców i bardziej wrażliwym społecznie, otwartym szczególnie na potrzeby najmniej uprzywilejowanych grup mieszkańców.
Muszę w tym miejscu powiedzieć, że są sprawy, którymi prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zajęła się w wystarczającym stopniu. Dlatego zapowiadam zmianę. Mówiłbym o konieczności zmiany nawet wtedy, gdyby nie było problemu reprywatyzacji. Miastu są potrzebne nowe priorytety i nowe spojrzenie kogoś, kto ma inną perspektywę niż pani prezydent. Kogoś, kto m.in. ma małe dzieci i porusza się po mieście nie tylko samochodem, lecz także komunikacją miejską i rowerem.
Mówiąc o jakości życia w Warszawie, nie sposób pominąć problemu zanieczyszczonego powietrza. Dla prezydenta może to być wielkie wyzwanie.
Identyfikując najważniejsze problemy, wskazałbym nie tylko smog, lecz także wszechobecne korki i – jak ja to nazywam – szyldozę, czyli nieład w przestrzeni publicznej. Te sprawy wymagają bardziej zdecydowanych działań. Narzędzia w tym zakresie są ułomne i, podobnie jak w przypadku reprywatyzacji, samorząd musi mieć wsparcie ustawodawcy. Być może walkę o ład w przestrzeni publicznej wesprze funkcjonująca od niedawna ustawa krajobrazowa, ale jej konsekwencją musi być szybko przyjęta i jednocześnie efektywna uchwała krajobrazowa dla Warszawy.
Wracając do jakości powietrza – poziomy alarmowe ustawione są na zbyt wysokim poziomie. Dodatkowo powszechny alarm podnosi się wtedy, gdy przekroczenie norm dotyczy całego miasta, co wciąż zdarza się o wiele rzadziej niż na Śląsku czy w Krakowie. Ale są w Warszawie miejsca, w których smog utrzymuje się przez cały okres grzewczy. Dotyczy to zwłaszcza osiedli, gdzie jest dużo domów jednorodzinnych. Dla mieszkańców tych obszarów poprawa jakości powietrza jest zapewne priorytetem. Jednak obecne instrumenty prawne, czyli np. zakaz sprzedaży najtańszych, najgorszej jakości paliw, nie wystarczą. Potrzebny jest kompleksowy program składający się z wielu elementów – zachęt finansowych, pomocy dla najbiedniejszych i zakazów handlowych, ale też wsparty twardym egzekwowaniem przepisów. Przy czym niczego nie można robić bez konsultacji z mieszkańcami.
Czy jako prezydent będzie pan gotowy na podejmowanie niepopularnych decyzji, np. związanych z ograniczeniem ruchu w centrum miasta?
Obecnie bardzo wielu warszawiaków ma poczucie, że decyzje władz miasta mają wyłącznie na celu utrudnienie im życia. Nawet wśród moich znajomych są osoby, które nie do końca rozumieją, czemu ma służyć ograniczanie liczby miejsc parkingowych, zwężanie ulic w centrum miasta czy wprowadzanie ograniczenia prędkości. Moim zdaniem dzieje się tak, ponieważ brakuje szerokiej debaty społecznej i dyskusji.
Nie ma też prawnych instrumentów regulowania ruchu, m.in. uelastyczniania opłat za parkowanie. To skuteczne narzędzie ograniczania liczby samochodów wjeżdżających do centrum. Oczywiście takie zmiany wymagają dyskusji, ale pierwszeństwo, jeżeli chodzi o parkowanie, powinni mieć mieszkańcy. Dodatkowo trzeba się zastanowić, czy w pewnych obszarach miasta opłaty parkingowe nie powinny być kształtowane na odrębnych zasadach oraz czy nie powinny funkcjonować strefy z różną wysokością opłat.
Do tego należy przeprowadzić dyskusję, czy budować parkingi P&R, czy inwestować w inne rozwiązania. Są przecież sprawdzone i dosyć niekontrowersyjne sposoby poprawy płynności ruchu w mieście – narzędzia smart city w obszarze transportu. Zdaję sobie sprawę, że większość decyzji w zakresie transportu i komunikacji, począwszy od buspasów, zwężania ulic, a kończąc na ograniczaniu ruchu w centrum, będzie jednak kontrowersyjna i bez szerokich konsultacji i dyskusji mieszkańcy potraktują to jako szykany. Dlatego właśnie żadna decyzja, zwłaszcza w tak kontrowersyjnych obszarach, nie może być podjęta bez rozmowy z warszawiakami.