Dwie firmy sprzedające węgiel i dwie osoby prywatne, którym niespieszno wymieniać zdezelowane przydomowe piece. Z drugiej strony władze województwa małopolskiego, z ustami pełnymi haseł o trosce o zdrowie mieszkańców i ponad 11 tys. wniosków za przyjęciem uchwały antysmogowej w dłoniach. A w tle zarzuty o naruszeniu zasad równości i wolności gospodarczej. Tyle wystarczyło, by sypnąć piachem w tryby rozpędzonej antysmogowej machiny i zainicjować precedensową sądową batalię o legalność pierwszej w Polsce uchwały zakazującej spalania węgla najgorszej jakości.



Rozegrała się ona 19 września przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Krakowie. Jej wynik jest na razie nierozstrzygnięty, bo sędziowie odroczyli rozstrzygnięcie do 3 października.
To jednak dość symptomatyczne, że to właśnie władze tego województwa – które ze smogiem boryka się najdłużej, jako pierwsze zakazało palenia najgorszym węglem i nakazało wymieniać stare kotły – stoją teraz pod pręgierzem zarzutów, że... nie dbają o wszystkich swoich mieszkańców. Bo wykluczają tych, którzy mają stare piece. I wymuszają na nich zbyt drastyczne zmiany, bez odpowiedniego vacatio legis.
I chociaż tej walce z uchwałą antysmogowową przewodzą w sumie tylko cztery podmioty, to tych umiarkowanie zadowolonych z podobnych regulacji (chociażby na Śląsku, gdzie od 1 września obowiązuje podobna uchwała) jest już niemała armia. W końcu w samej tylko Małopolsce, czyli kolebce antysmogowej krucjaty, na 122 gminy i powiaty, które zgłosiły opinie do projektu uchwały, aż 21 wyraziło sprzeciw.
Skąd bierze się więc to pęknięcie na wydawałoby się idealnym obrazku huraoptymistycznej antysmogowej rewolucji, która – po zeszłorocznych przekroczeniach norm i głośnych doniesieniach medialnych – przetoczyła się przez nasz kraj? Czy coś w trakcie konsultacji przegapiono?
Częściowej odpowiedzi udzielili radni Pszczyny w woj. śląskim, którzy niedawno śmieli powiedzieć na głos to, czego mówić w światłym towarzystwie nie wypada. Czyli że mieszkańcom wielu gmin wciąż boleśnie doskwiera bieda. A flotów i mułów – wbrew obiegowym opiniom niektórych ekologów – do starych pieców nie wrzucają jedynie wyzuci z empatii masowi smogowi mordercy. Bo po najgorszy opał sięgają często ci przyparci do muru. Przede wszystkim przez finanse.
A o tym już nie mówi się tak głośno, podczas gdy jest to niemała grupa. Jak podaje Instytut Badań Strukturalnych (IBS), na którego dane powołuje się samo Ministerstwo Energii, ubóstwo energetyczne dotyka bowiem 9,6 proc. polskich gospodarstw domowych, czyli ponad 4 mln osób. I znajdą się wśród nich właśnie ci, którzy nie chcą wyrzucać zapasów taniego węgla z poprzedniego roku, a boją się, że zapłacą mandat, jeśli tego nie zrobią. I chcieliby tym węglem jeszcze tej zimy się ogrzać, co już od września jest na Śląsku – podobnie jak w Małopolsce – niezgodne z prawem.
Osobiście nie dziwi mnie więc ów desperacki apel radnych gminy, którzy zgłosili do sejmiku wojewódzkiego postulat, by przesunąć wejście w życie zakazu stosowania najgorszej jakości paliw z 1 września tego roku na 31 marca 2018 r.
Nie trzeba było jednak długo czekać, by na Pszczynę spadł ogrom krytyki. Mocny cios wyprowadził chociażby Polski Alarm Smogowy. Jego szef Andrzej Guła nie krył oburzenia. Działania gminy określił jako wyraz „skrajnie nieodpowiedzialnej postawy, w której interes polityczny jest ważniejszy od zdrowia mieszkańców”.
Czy w tym przypadku rzeczywiście można jednak mówić o populizmie, umywaniu rąk i skandalicznym braku odpowiedzialności? Śmiem się nie zgodzić. Uważam raczej, że to zwykły pragmatyzm. Oparty na konkretnych potrzebach tu i teraz, a nie mglistych zależnościach w przyszłości, gdy – jak to wynika ze statystyk – z powodu przewlekłych chorób przez smog rocznie umrze w jednym tylko województwie śląskim ok. 4 tys. osób.
Siła tego argumentu pozostawia wiele do życzenia w konfrontacji z bezpośrednim bilansem wydatków m.in. na nowy ekologiczny opał, którego ceny mocno odbiegają od kosztów zakupu zakazanego już węgla brunatnego, flotów, mułów i mokrego drewna. Na tym tle blado wypadają też zapewnienia wicemarszałka Małopolski, który przekonuje, że w trakcie prowadzonych konsultacji społecznych uwagi i wnioski zgłosiło prawie 12 tys. podmiotów, w tym aż 98 proc. popierało wprowadzenie uchwały.
Ten odsetek oczywiście robi wrażenie. Ale też ze świecą szukać dziś kogoś, kto nie podpisałby się pod stwierdzeniem, że smog jest zły, i chciałby oddychać świeżym powietrzem. To tak jakby pytać, kto nie chciałby przejść na wcześniejszą emeryturę. Założę się, że zdecydowana większość. Oczywiście do czasu, aż nie zobaczy, ile przyjdzie jej za to zapłacić. Szkoda, że podobna refleksja dotycząca smogu przebija się do medialnego mainstreamu dopiero ostatnio, gdy prawo weszło już w życie, a we wszystko zaangażowano sądy.