Kolejne miasta przedstawiają założenia, na podstawie których opracują projekty przyszłorocznych budżetów. Zapowiadają się one optymistycznie. Ale obaw nie brakuje.
Podczas gdy rząd szykuje budżet państwa na 2018 r., podobne prace równolegle trwają w Polsce lokalnej. Szefowie gmin do 15 listopada muszą przedstawić projekty założeń finansowych. Z reguły samorządy najpierw czekają, aż swoje wstępne prognozy makroekonomiczne przedstawi rząd. I od nich uzależniają własne plany.
Zgodnie z zaktualizowanym w kwietniu Programem Konwergencji i założeniami do projektu budżetu państwa na 2018 r. z czerwca, w 2017 r. wzrost PKB wyniesie 3,6 proc., czyli o 0,9 pkt proc. powyżej poziomu z 2016 r. W kolejnych latach zakłada się, że realne tempo wzrostu PKB będzie stopniowo przyspieszać. Na podstawie tego typu danych władze lokalne przygotowały założenia do przyszłorocznych budżetów. W pewnej mierze można to uznać za wyraz zaufania do prognoz rządowych i to nawet ze strony samorządów, w których rządzi opozycja.
– Jednostki samorządu terytorialnego są samodzielne w zakresie ustalania wskaźników makroekonomicznych potrzebnych do przygotowania własnego budżetu. W praktyce jednak przyjmuje się szacunki rządowe – przyznaje Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich. Ekspert jednak ostrożnie podchodzi do wyciągania na tej podstawie wniosków natury politycznej. – Prognozy samorządów w dużej mierze dotyczą dochodów zależnych do państwa. Mamy np. udział w podatku dochodowym PIT, za którego pobór odpowiada państwo. Dlatego w prognozach wpisujemy tyle, ile rząd przewiduje, że zbierze i przekaże samorządom – tłumaczy Kubalski.
Inny samorządowiec przekonuje, że owszem, w grę wchodzi tu polityka, ale pod innym kątem. – Gdybyśmy przyjęli wskaźniki inne niż rządowe, zaraz pojawiłyby się pytania ze strony radnych, dlaczego tak zrobiliśmy, i uwagi, że przecież moglibyśmy wpisać większe inwestycje, by rozruszać lokalny rynek. Dlatego wpisuje się zazwyczaj dane rządowe, by zdjąć z siebie odpowiedzialność, jeśli prognozy makroekonomiczne okażą się fałszywe – tłumaczy nasz rozmówca proszący o zachowanie anonimowości.
Kolejne miasta już publikują swoje przewidywania, w oparciu o które skonstruują przyszłoroczne budżety. I tak np. Warszawa optymistycznie zakłada, że w 2018 r. kwota planowanych dochodów bieżących będzie wyższa niż kwota dochodów za 2017 r. Zakłada się też przeznaczenie 3 mld zł na cele rozwojowe, w tym w szczególności dotyczące rozbudowy drugiej linii metra, czy też projektów drogowych (zwłaszcza modernizacji ciągu ulic Marsa – Żołnierska i przebudowy ul. Marynarskiej).
Równie optymistycznie w przyszłość patrzą władze Gdańska. Ich zdaniem dochody miasta przekroczą w przyszłym roku granicę 3 mld zł (w 2017 r. dochody wyniosły 2,8 mld zł), a jako przyczynę podają spodziewany wzrost dochodów z PIT. Z kolei władze Łodzi przewidują, że w przyszłym roku wzrosną zarówno dochody miasta (prawie 3,9 mld zł, wzrost o 2,7 proc. w porównaniu z tym rokiem), jak i wydatki (prawie 4 mld zł, wzrost o 1,9 proc.). Przy czym lokalna prasa informuje, że mieszkańcy powinni liczyć się z podwyżkami. W założeniach budżetowych na 2018 r. przyjęto m.in. wprowadzenie górnych stawek podatkowych od nieruchomości i środków transportu.
Przy okazji z lektury samorządowych dokumentów wyłaniają się także pewne obawy. Władze Katowic wskazują np. na nową formułę obliczania kwoty wolnej od podatku, która może doprowadzić do spadku dochodów samorządów. Zmianę wprowadzono w 2017 r., ale jej skutki będą odczuwalne właśnie w 2018 r. Przypomnijmy: podatnicy o rocznych dochodach w 2017 r. nieprzekraczających 6,6 tys. zł nie zapłacą podatku, ci o dochodach do 11 tys. zł zapłacą mniej, z kolei podatnicy o dochodach przekraczających I pro´g podatkowy poniosą wyższe obciążenia, a kwota odliczana będzie malała do 0 zł wraz ze wzrostem dochodu. Na tym nie koniec. „Począwszy od 2018 r., kwota odliczana od podatku zostanie ponownie podniesiona tak, aby osoby o dochodzie rocznym do 8 tys. zł nie płaciły podatku. Efekt będzie widoczny w rozliczeniu rocznym podatku za 2018 r., czyli w 2019 r.” – zwraca uwagę samorząd.
Warszawa jako pewne ryzyko wskazuje możliwość uchwalenia przez parlament projektu nowelizacji ustawy o finansach publicznych, za który odpowiada resort finansów. Projekt, który obecnie znajduje się na etapie uzgodnień międzyresortowych, zakłada, że przy obliczaniu potencjału zadłużeniowego gmin nie będzie można brać pod uwagę planowanych dochodów ze sprzedaży samorządowego majątku. Powód? MF wykazało, że w 2016 r. wykonanie dochodów w samorządach z tytułu sprzedaży majątku wyniosło tylko 69 proc. w stosunku do dochodów prognozowanych. Czyli sztucznie zawyżało to potencjał zadłużeniowy gmin. „Zmiana ta negatywnie wpłynie na poziom nadwyżki operacyjnej, a co za tym idzie – na obniżenie zdolności do zaciągania zobowiązań dłużnych i w konsekwencji na ograniczenie możliwości rozwojowych jednostek samorządowych w najbliższych latach” – oceniają władze stolicy.
Gdańsk z kolei głośno mówi o negatywnych skutkach reformy edukacji. – Niestety, więcej wydamy z własnych dochodów, natomiast zmniejsza się subwencja oświatowa. To bardzo zła tendencja dlatego, że oświata, wychowanie, edukacja to zadania rządu centralnego – podkreślił prezydent Paweł Adamowicz, prezentując założenia dla przyszłorocznego budżetu miasta.