45 mln zł – tyle kosztować będzie najnowszy pionierski program Ministerstwa Środowiska, polegający na wprowadzeniu tzw. gospodarki o obiegu zamkniętym (GOZ) w pięciu rozrzuconych po całej Polsce gminach.
Już od poniedziałku mogą one składać wnioski o dofinansowania do inwestycji m.in. w systemy selektywnego zbierania odpadów, ich odzysku i recyklingu czy też rozwój lokalnych elektrociepłowni i biogazowni.
Wszystko po to, by zapanować nad rosnącymi każdego roku górami odpadów, które zalegają na wysypiskach. Według danych GUS przypada ich średnio 283 kg na jednego mieszkańca naszego kraju.
Do kogo konkretnie trafią te pieniądze? Beneficjentami pożyczek (25 mln) i dotacji (20 mln) będą: Krasnobród (woj. lubelskie), Tuczno (woj. zachodniopomorskie), Wieluń (woj. łódzkie), Łukowica (woj. małopolskie) i Sokoły (woj. podlaskie). Do końca przyszłego roku mają one podpisać umowy na dofinansowania.
Niewykluczone, że nawet tak szczodre wsparcie może być niewystarczające, bo pomysłów, jak skorzystać z dostępnych funduszy włodarzom, nie brakuje.
– Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której żadna tona odpadów nie będzie lądować na naszych śmietniskach – przekonuje Paweł Okrasa, burmistrz Wielunia.
Jak chce to osiągnąć? Chociażby rozbudowując tamtejszy RIPOK i oczyszczalnie ścieków płynnych. Ale nie tylko, bo w planach gminy jest także odwiert geotermiczny i budowa elektrociepłowni na biomasę.
Wybrane pięć gmin idzie na pierwszy ogień, jako te miejscowości, w których lansowana przez UE – a także ministerstwa Środowiska i Rozwoju – koncepcja circular economy zostanie przetestowana na żywym organizmie.
Potencjalnie z korzyścią dla ogółu, bo wypracowane przez nie rozwiązania mają być później zastosowane na szerszą skalę. Pieczę nad tym – oprócz resortu środowiska – sprawuje też Ministerstwo Rozwoju, które jeszcze w czerwcu ubiegłego roku powołało międzyresortowy Zespół do spraw Gospodarki o Obiegu Zamkniętym.
Idea stojąca za promowaną przez UE i polski rząd gospodarką o obiegu zamkniętym jest stosunkowo prosta. Chodzi o przestawienie całej unijnej gospodarki na nowe tory i odejście od schematu „kup-wyrzuć” na „kup-przetwórz”. Nie oznacza to jednak tylko i wyłącznie większego nacisku na recykling. Celem jest bowiem też taka organizacja całego rynku, by jak najmniej śmieci w ogóle trafiało do obiegu. A także, by odpady były traktowane jako surowce wtórne, które mogą być wykorzystane np. w profesjonalnych spalarniach, gdzie powstała z nich energia służyłaby ogrzewaniu lokalnych mieszkań.
Konieczność zmian wymusza na nas UE, która przykręca śrubę polskim gminom, stawiając im wysokie cele odzysku. W grudniu ubiegłego roku Komisja Europejska przyjęła pakiet regulacji dotyczący gospodarki odpadami w obiegu zamkniętym, który zobowiązuje kraje członkowskie, w tym Polskę, do zwiększenia recyklingu odpadów komunalnych do poziomu 65 proc. w 2030 r.
Polska ma bardzo mało czasu na dostosowanie się do europejskich wymogów i wiele do nadrobienia. Bo – jak podaje GUS – chociaż w 2015 r. zebrano w Polsce prawie 11 tys. ton odpadów komunalnych, to niewiele ponad połowa z nich trafiła do odzysku (55 proc.), a jeszcze mniej do późniejszego recyklingu (26,4 proc.). Średnia europejska to ok. 40 proc.