Sądy coraz częściej potwierdzają rację ZUS, który kwestionuje umowy o dzieło. Może to wpłynąć na jakość oferty proponowanej przez samorządy.
W wyroku z 2 czerwca (sygn. akt III UK 147/16) Sąd Najwyższy uznał, że zagranie w spektaklu, podobnie jak opracowanie oprawy konferansjerskiej, nie może być uznane za dzieło, ale za umowę o świadczenie usług. Kilka miesięcy wcześniej SN orzekł, że wykonanie cudzych utworów przez muzyka też nie jest dziełem (wyrok SN z 10 stycznia 2017 r., sygn. akt III UK 53/16). Obydwa wyroki zapadły w wyniku kontroli ZUS w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie.
Wygląda więc na to, że sądy coraz częściej uznają, że niematerialny rezultat umowy o dzieło powinien mieć charakter utworu w rozumieniu prawa autorskiego. Potwierdzają tym samym, że stosowana przez ZUS zawężająca definicja dzieła jest prawidłowa.
To zła wiadomość dla miast. Chodzi oczywiście o pieniądze, inne są bowiem koszty, które ponoszą w związku z umowami. W przypadku dzieła opiewającego np. na 200 zł brutto koszty ograniczają się tylko do tej sumy. Umowa-zlecenie pociąga za sobą większe wydatki, przy tej przykładowej kwocie o ok. 41 zł.
Miasta już dostrzegają tę niekorzystną dla nich praktykę. – W ostatnim czasie zauważalna jest tendencja podważania przez ZUS poprawności formalnoprawnej umów o dzieło zawieranych z artystami i to w zasadzie w każdej dziedzinie sztuki – mówi DGP Marek Szóstakowski, radca prawny z gdańskiego magistratu. Jak podkreśla, do tej pory przedsięwzięcia artystyczne dość powszechnie traktowane były jako dzieło, co znacznie usprawniało administracyjną stronę realizacji takich wydarzeń. Z kolei Dominika Kawczyńska, rzecznik prasowy Łódzkiego Centrum Wydarzeń, przyznaje, że sami artyści oczekują nawiązania współpracy właśnie w oparciu o taką umowę.
Zmiana praktyki w zakresie takich umów oznaczałaby dla samorządów spore problemy.
– Jeśli linia orzecznicza Sądu Najwyższego będzie konsekwentnie utrzymywana, to może spowodować utrudnienia związane z podpisywaniem umów z artystami – podkreśla Michał Zalewski, rzecznik prasowy Krakowskiego Biura Festiwalowego. Jak wyjaśnia, zachowanie wysokiego poziomu wiąże się bezpośrednio z budżetami, które przeznaczane są na realizację wydarzeń. W sytuacji, w której nie ulegną one zmianie, a koszty związane z umowami wzrosną, instytucje i menedżerowie kultury będą zmuszeni realizować imprezy na niższym poziomie technologicznym lub nieposiadające aż tak rozbudowanych programów.
W podobnym tonie wypowiada się również Marek Will, zastępca dyrektora Stołecznej Estrady, jednej z największych warszawskich instytucji kultury, który nie ukrywa, że gdyby linia orzecznicza SN się utrzymała, wówczas znacząco wzrosłyby koszty obsługi administracyjnej w jednostce, którą współzarządza. – Obecnie na umowę o dzieło zatrudniamy blisko 800 osób. Gdybyśmy byli zmuszeni do przekształcenia tych umów w zlecenia, wiązałoby się to z koniecznością zatrudnienia dwóch dodatkowych ludzi do ich ewidencjonowania. Nie wspominając już o wzroście kosztów związanych z samymi składkami – tłumaczy Will. Zwraca jednocześnie uwagę, że podczas ostatniej kontroli przeprowadzonej przez ZUS w Stołecznej Estradzie nie zakwestionowano żadnych umów o dzieło. Jego zdaniem kluczowe jest tutaj prawidłowe ich zredagowanie.
Sceptycznie podchodzi do tego adwokat Hubert Hajduczenia z DLA Piper. – Dobrze napisana umowa z pewnością nam nie zaszkodzi, jednak istotniejsza jest faktyczna jej realizacja, w tym przede wszystkim rezultat, który osiągnęliśmy – wyjaśnia. W swojej ocenie powołuje się na orzeczenie Sądu Najwyższego z 13 marca 1967 r. (sygn. akt I CR 500/66), wydane jeszcze na gruncie kodeksu zobowiązań, w którym SN orzekł, że umowa, w której strona zobowiązuje się do wykonania określonej produkcji artystycznej za wynagrodzeniem, ma cechy umowy o dzieło, a nie zlecenia. Treścią bowiem zobowiązania wykonawcy nie jest samo podjęcie i wykonywanie określonych czynności, lecz oznaczony w umowie ich wynik w postaci wystawienia widowiska odpowiadającego pewnym, z góry ustalonym, warunkom. W opinii eksperta w celu dokonania oceny, z jaką umową mamy do czynienia, powinny być brane pod uwagę normy prawa cywilnego, które je regulują, a także zasada swobody umów, nie zaś przepisy prawa autorskiego czy też ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych.