Pomysł PiS na trzy nowe województwa – częstochowskie, warszawskie i środkowopomorskie – wywołał niemałe poruszenie. Nic dziwnego, bo zmiany, które miałyby nastąpić już w 2019 r., na pewno naruszyłyby równowagę sił na samorządowej mapie kraju.
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Stanowiska są podzielone. Z jednej strony prezydenci Koszalina i Słupska się cieszą, że ich miasta znów stałyby się stolicami województw. Z nadzieją patrzy też na zmiany Częstochowa. Z drugiej strony marszałkowie Adam Struzik, Olgierd Geblewicz i Wojciech Saługa nie zostawiają na projekcie suchej nitki. Wojewoda pomorski Dariusz Drelich dyplomatycznie zaś odpowiada, że ocena decyzji rządu o podziale terytorialnym kraju nie jest jego rolą. Poniżej przedstawiamy, jak pomysł rządu komentują zainteresowani włodarze w trzech planowanych regionach.
Województwo... środkowopomorskie???
PIOTR JEDLIŃSKI, prezydent miasta Koszalin
Koszalin chyba nie pierwszy raz słyszy o tym, że będzie sercem regionu?
Mieszkańcy Koszalina są za ideą zmian. Miasto przez kilkadziesiąt lat było stolicą województwa, więc temat jest żywy. Cały czas wraca jak bumerang, ale tylko po to, by zaraz umrzeć śmiercią naturalną – i to nie z naszej winy. To taka kiełbasa wyborcza. Widać to było już na spotkaniu z Aleksandrem Kwaśniewskim, kiedy na koszalińskim rynku powiedział, że takie województwo powstanie, po czym podpisał ustawę, z której wynikało coś zupełnie odwrotnego. Potem był wniosek Andrzeja Leppera, ale i wtedy nic z tym nie zrobiono. Temat pojawił się ponownie w 2015 r., kiedy nasza rada podjęła uchwałę o zgodzie na utworzenie województwa. No i teraz, po fiasku metropolii stołecznej, powróciła idea trzech nowych województw.
Zdaniem PiS samorządy wojewódzkie w Szczecinie i Gdańsku nie zapewniają zrównoważonego rozwoju regionu i dlatego powinno powstać województwo środkowopomorskie. Czy Koszalin rzeczywiście czuje się pokrzywdzony?
W 1999 r. było sporo nieuregulowanych kwestii techniczno-administracyjnych, m.in. dotyczących delegatur i kompetencji związanymi stricte z utratą statusu miasta wojewódzkiego. Jednak po 17 latach te sprawy już unormowaliśmy. Zwieńczeniem naszych starań są zintegrowane inwestycje terytorialne. Mamy je jako jeden z nielicznych obszarów w Polsce i to nie będąc stolicą województwa.
Sądzi pan, że nowy twór będzie niósł same korzyści, jak zapewnia rząd?
Mimo własnych osiągnięć wciąż jesteśmy za województwem. Ale widzimy też problemy, które przedstawiliśmy już w 2015 r. w formie trzech pytań skierowanych do ówczesnej pani premier Ewy Kopacz. Pozostały bez odpowiedzi. Pierwsze dotyczyło sposobu i zakresu konsultacji społecznej. Każdy z samorządowców jest przecież ograniczony do granic swojej gminy. Ja mogę zorganizować referendum na terenie Koszalina, ale w ościennej gminie, np. w Mielnie, nie mam już szans. Kolejna kwestia to finanse. Mówiąc o terminie 2019 r., mówimy o połowie perspektywy finansowej. Więc obecnie w toku mamy złożone wnioski o inwestycje, niektóre już zakontraktowane, i liczymy na nowe. Wiadomo, że w 2018 r. będziemy rozliczać się z zaawansowania, a nie dzielić. Jak zatem będzie wyglądał podział środków niewykorzystanych? Teraz nie będę kontraktował czegoś, co ma się ewentualnie wydarzyć w 2019 r., bo skończy się jak z autostradami na euro. Trzecia kwestia to zobowiązania. Nie wierzę w to, że środkowopomorskie powstałoby z zerowym kontem. Chyba to działa jak testament – wszystko przechodzi z dobrodziejstwem inwentarza. Wystarczy wspomnieć np. o przewozach regionalnych, które są teraz w gestii marszałka.
ROBERT BIEDROŃ, prezydent Słupska
Po co rozdrabniać regiony na Pomorzu?
Sądzę, że powrót do rozmów na temat województwa środkowopomorskiego to dobry pomysł. Zrównoważony rozwój w takich dużych województwach, jak pomorskie i zachodniopomorskie, jest trudny do realizacji. Problemem jest m.in. skomunikowanie ze stolicami województw i podział środków unijnych. A idea stworzenia mniejszych jednostek podziału administracyjnego może nieść ze sobą wiele korzyści. Mieszkańcy Słupska zdają sobie z tego sprawę, ponieważ wielu z nich pamięta czasy województwa słupskiego.
Czy można tak po prostu narysować na mapie kilka nowych kresek?
Najważniejsze jest przygotowanie zmian. To przede wszystkim pogłębiona analiza demograficzna, ekonomiczna i społeczna. Sama decyzja musi być też poprzedzona szeroką dyskusją i konkretnymi założeniami. Kwestię, czy zmiana będzie pozytywna czy negatywna dla mieszkańców, rozstrzygnie dopiero konsultacja.
A czy wystarczy czasu na zmiany?
To zależy od tego, jak zostaną przeprowadzone rozmowy. Temat jest bardzo złożony, dlatego trudno teraz powiedzieć, czy starczy czasu. Najważniejsze dla mnie jest to, by mieszkańcy regionu zyskali na zmianach jak najwięcej.
DARIUSZ DRELICH, wojewoda pomorski
Czy 2019 rok to odpowiedni czas na wprowadzenie zmian i czy jest szansa, by się do nich odpowiednio przygotować?
Zgodnie z przepisami o wojewodzie i administracji rządowej w województwie wojewoda jako przedstawiciel rządu odpowiada za wykonywanie polityki Rady Ministrów w województwie, w szczególności dostosowuje do miejscowych warunków cele polityki rządu oraz koordynuje i kontroluje wykonanie wynikających stąd zadań. Nie jest zatem moją rolą rozważanie słuszności czy potrzeby ewentualnego podjęcia przez Radę Ministrów inicjatywy w zakresie zmian w podziale terytorialnym kraju.
OLGIERD GEBLEWICZ, marszałek województwa zachodniopomorskiego
Co PiS chce zyskać, wprowadzając nowe województwo?
To polityczna ocena Prawa i Sprawiedliwości stworzona na polityczne zamówienie działaczy tej partii. W dodatku nieprawdziwa, niepoparta żadnymi dowodami ani wyliczeniami. PiS uczyniło z dzielenia ludzi metodę na funkcjonowanie. Teraz w wyrachowany sposób chce skłócić zawiązujące się z trudem wspólnoty w celu przejęcia władzy. Skoro na Pomorzu nie można wygrać wyborów, to należy skłócić Polaków jak przed zaborami.
Czy takie działanie wróży katastrofę?
W całej Europie silne regiony są duże – zarówno pod względem terytorium, jak i liczby mieszkańców. Tworzenie takich, które będą liczyły poniżej miliona mieszkańców, jest mnożeniem problemów, mogą powstawać obszary niskiej jakości życia i zagrożenia ubóstwem. Dla regionu oznacza to de facto rozbiór całego Pomorza Zachodniego. Już poprzednia próba forsowania tematu spotkała się z oporem mieszkańców m.in. Kołobrzegu, Goleniowa, Mieszkowic, Złotowa, Wałcza, Drawska, Człuchowa, Bytowa.
O województwie środkowopomorskim PiS mówił już od 2009 r., m.in. w trakcie kolejnych kampanii wyborczych. Podobno nowy region miałby odwoływać się do tego funkcjonującego w latach 1950–1975...
Posługując się tą logiką, należałoby odtworzyć 49 województw, przywracając czasy Edwarda Gierka, bo w przywracaniu realnego socjalizmu PiS jest niewątpliwie liderem.
Województwo... częstochowskie???
KRZYSZTOF MATYJASZCZYK, prezydent Częstochowy
Swego czasu PiS stwierdził, że „Częstochowa z duchową stolicą Polski na Jasnej Górze powinna mieć samodzielne województwo”. Czy to wystarczający argument?
Częstochowa to największe miasto pozbawione statusu wojewódzkiego, większe od kilku obecnych stolic polskich regionów. Status wojewódzki to bycie samorządowym partnerem dla rządu i instytucji Unii Europejskiej, możliwość decydowania o podziale środków regionalnych – w tym europejskich – i szansa na realizację większej liczby kluczowych projektów w regionie częstochowskim. To także perspektywa pozyskania dużych inwestorów lokujących swoje przedsięwzięcia w regionalnych centrach administracyjnych lub przyznania wyższych ulg w podatku dochodowym dla firm inwestujących na terenach specjalnych stref ekonomicznych.
Od czasu reformy administracyjnej niezadowolenie z roli Częstochowy jako „miasta na Śląsku” wielokrotnie wyrażane było przez różne środowiska i mieszkańców. Odzyskanie statusu stolicy województwa to również rozwój miasta jako ośrodka akademickiego, kulturalnego, zapewne szybsze powołanie Uniwersytetu Częstochowskiego.
Dochodzi też mocny argument ekonomiczny. Województwo śląskie może przekroczyć wkrótce 75 proc. średniego unijnego PKB na mieszkańca, a to skutkowałoby – w nowej perspektywie unijnej – pozbawieniem całego regionu środków np. z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Do tego dojdzie też obniżenie poziomu wsparcia pomocy publicznej dla dużych firm – na terenach specjalnych stref ekonomicznych – do poziomu 10 proc.
Czy ostatnio zapowiedziany przez ministerstwo termin jest dla was zadowalający?
Mieszkańcy czekają na zmiany właściwie od momentu wprowadzenia reformy administracyjnej. A już na pewno od chwili, kiedy się okazało, że zapowiadane działania rządu wyrównujące szanse rozwojowe dla takich miast jak Częstochowa nie zostały wprowadzone w życie. Wydaje się, że częstochowianie woleliby nie być karmieni wyłącznie kolejnymi deklaracjami, za którymi nie idą konkretne działania. A te ostatnie by się przydały, bo w 2019 r., kiedy będą już zaawansowane prace nad rozdziałem środków unijnych w kolejnej perspektywie finansowej, na rozpoczęcie prac nad korektami administracyjnymi na poziomie regionalnym może być za późno. Te prace powinny uwzględniać kalendarz związany z planowaniem środków europejskich, aby nowy region mógł zostać uwzględniony w nowej unijnej perspektywie finansowej po 2020 r.
Podobno poza wami ideę województwa częstochowskiego popierają tylko powiaty kłobucki i częstochowski...
Trudno, żebym wypowiadał się w tej sprawie w imieniu innych samorządów. Oczywiście wiem, że m.in. w granicach dawnego województwa częstochowskiego są gminy, które chcą zmian i odtworzenia województwa, ale są też takie, które przynajmniej na razie nie są nimi zainteresowane. Każdy samorząd i jego mieszkańcy mają prawo do wyrażania własnego zdania i kierowania się interesem lokalnym. To zrozumiałe, że dopóki nie trwają żadne oficjalne konsultacje oraz nieznane są założenia i koszty korekty administracyjnej, dopóty część gmin pozostaje ostrożna bądź sceptyczna.
Jakie tereny miałyby objąć obszar nowego województwa? Czy ma przypominać to istniejące w latach 1975–1998? Czy miasto już ma na to gotowy plan, mapę?
To nie miasto będzie ustalać granice przyszłego regionu i rysować mapy. Wszystkie formalne kwestie związane ze zmianami administracyjnymi w kraju są poza kompetencjami władz samorządowych. My możemy tylko przekonywać do pewnych rozwiązań, jeżeli będziemy mieć pewność, że są one dobrze przemyślane i korzystne dla mieszkańców danego miasta, gminy, powiatu. Zakładam, że jeżeli ktoś deklarował wyborcom utworzenie nowego województwa, to ma plan, z jakich ziem powinno się składać, i pomysł, jak przekonać taką liczbę gmin i powiatów, aby nowy region miał stosowny potencjał ludnościowy i powierzchniowy.
WOJCIECH SAŁUGA, marszałek województwa śląskiego
Czy Częstochowa jest na tyle silna, aby wkrótce konkurować ze Śląskiem?
W moim przekonaniu rozwojowi województwa śląskiego – jako całości – służy integracja, a nie podział. Głosy płynące z Częstochowy uważam za ważny sygnał mówiący, że powinniśmy więcej w regionie rozmawiać. Jednak postulat utworzenia nowego województwa uważam za pomysł niedobry – zarówno dla Częstochowy, jak i dla całego regionu. Gdyby częstochowskie powstało, byłoby województwem słabym, z niewielkim budżetem, porównywalnym do budżetu niektórych, wcale nie największych w regionie miast. A przecież musiałoby konkurować zarówno ze Śląskim, jak i z silną aglomeracją.
Jeśli nie nowy region, to co ma dać siłę ziemi częstochowskiej?
Z mojego punktu widzenia ważne jest jednak, by współpracować, bo siła regionu bierze się właśnie z jego różnorodności.
Województwo... warszawskie???
ADAM STRUZIK, marszałek województwa mazowieckiego
Prace nad wydzieleniem nowego województwa miały się zacząć w 2008 r., lecz je zawieszono, gdy PiS przegrało wybory. Czy obecnie stolica potrzebuje rozwodu z Mazowszem?
Zdecydowanie nie. Niepokojąca jest jednak nonszalancja, z jaką PiS formułuje kolejne pomysły dotyczące stolicy. To bardzo nerwowe ruchy. Po wyciągniętym z kapelusza koncepcie posła Sasina, który spowodował olbrzymi opór społeczny, teraz pojawia się kolejny, czyli osobne województwo warszawskie. Myślę, że mieszkańcy Mazowsza zadają sobie to samo pytanie, które i ja sobie zadaję. O co tu właściwie chodzi? Niestety, odpowiedź brzmi: o politykę, a nie o mieszkańców i przyszłość regionu.
Sugeruje pan, że to zemsta? Rząd ma jakiś ukryty plan, bo wcześniejsze zabiegi nie doszły do skutku?
Wygrana w stolicy jest symboliczna i prestiżowa. Poprzednim razem się nie udało. A to boli. Domyślam się również, że z analiz PiS wynika jasno, że bez mieszania w ordynacji lub podziale administracyjnym nie mogą liczyć na wygraną w stolicy. Stąd ta nerwowość i nieprzebieranie w środkach. Tak się nie godzi. To zwyczajnie nieuczciwe.
Podobno województwo warszawskie powinno być naturalną konsekwencją podziału statystycznego województwa, do którego dojdzie w 2018 r. Ma to m.in. wpływ na wysokość wsparcia unijnego, bo stolica zawyża dane ekonomiczne dla biednego województwa mazowieckiego. Czy tak jest faktycznie?
To nonsens. Właśnie dlatego od lat zabiegałem o podział statystyczny, aby uniknąć dewastowania Mazowsza podziałem administracyjnym. Udało się w ten sposób zapewnić regionowi możliwość dalszego finansowania ze środków unijnych. Dziś nie ma racjonalnego powodu, aby wracać do pomysłu podziału. Z jednej strony słyszymy jak posłanka Pawłowicz mówi, że jeśli się UE coś nie spodoba, to się najwyżej z niej wypiszemy, a chwilę później PiS uzasadnia kosztowny i destrukcyjny podział administracyjny naszą obecnością w UE. Tylko, że UE ani o tym pomyśle nie wie, ani go nie potrzebuje. Inną kwestią są środki unijne. Trzeba też pamiętać, że obowiązuje nas zasada n+3, czyli rozliczanie środków z obecnej perspektywy będzie trwało do 2023 r. Jakie instytucje mają się tym zająć? Warszawskie czy mazowieckie? Zmiany mogą zagrozić wykorzystaniu środków unijnych. Należy pamiętać, że małe, biedne województwa nie mają racji bytu. Są skazane na jałmużnę w postaci subwencji rządowych. Sądzę, że przybędzie tylko urzędników i oczywiście kosztów związanych z utrzymaniem dodatkowej administracji.
A może referendum?
Referenda powinno się organizować przy jasno określonych dylematach. W tym przypadku nie ma żadnego dylematu.
MACIEJ FIJAŁKOWSKI, dyrektor biura funduszy europejskich i polityki rozwoju w Urzędzie m.st. Warszawy
Czy dla stolicy propozycja rządu to rozwój czy regres? I co z kosztami zmian w administracji regionu? Taki ruch w końcu będzie wiązać się z przesunięciami w etatach, zmianami siedzib władz, nie mówiąc już o tak drobnych sprawach, jak pieczęcie.
Tworzenie granic nie jest metodą na rozwój gospodarczy. Jak mówi stare powiedzenie „od samego mieszania herbata nie robi się słodsza”. W tym konkretnym przypadku część cukru będzie musiała trafić w konkretne miejsca. Bo jakie będą bezpośrednie skutki tej zmiany? Dwa województwa to podwójna administracja – dwa urzędy wojewódzkie, dwa urzędy marszałkowskie, dwa sejmiki, podwójny zestaw podległych wojewodzie i marszałkowi służb, takich jak inspekcja transportu drogowego, straż pożarna, inspekcja handlowa, sanitarna, służby weterynaryjne, inspekcja ochrony środowiska... Tych pozycji jest kilkadziesiąt. Oczywiście nie zawsze koszt takiego mechanizmu będzie podwójny, ale z pewnością wyższy niż obecnie... Kto za to zapłaci? Oczywiście mieszkańcy – Warszawy i Mazowsza.
Co więc tak naprawdę mogłoby łączyć mieszkańców nowego województwa i gdzie, jeśli nie w Warszawie, byłaby jego stolica? Jaki byłby wspólny mianownik dla mieszkańców okolic Ostrołęki, Radomia i Płocka?
Tu widać kuriozalność sytuacji. Mnożą się też kolejne pytania. Podróżując między tymi miastami (np. do siedziby wojewody), należałoby pokonać odległość porównywalną z tą pomiędzy Warszawą i Krakowem. Jaką realną zachętę, poza przymusem administracyjnym, mieliby mieszkańcy „Nowego Mazowsza” do tego, aby jechać do nowej stolicy województwa, gdy niemal w każdym przypadku przejeżdżaliby przez Warszawę, która z uwagi na swój metropolitalny charakter będzie i tak stanowić naturalny punkt ciążenia? Ile trwałaby taka podróż pociągiem i kto utrzymywałby Koleje Mazowieckie w sytuacji, gdy województwo warszawskie dysponowałoby swoją spółką metropolitarną – SKM? Kto utrzymywałby służbę zdrowia i jaki byłby do niej dostęp? Kilka ważnych szpitali w metropolii warszawskiej to szpitale marszałka, zapewniające dostęp do określonych usług mieszkańcom całego województwa. Jak wreszcie wyglądałoby rozprzestrzenianie się impulsów rozwojowych poza metropolię warszawską przy różnych politykach rozwojowych, rozbieżnych planach inwestycyjnych itp.?
Czy zatem działania PiS należy rozumieć jako karę?
Trzeba pamiętać, że Mazowsze jest obecnie liderem w regionalnych rankingach gospodarczych. I wszystko wskazuje na to, że PiS chce ukarać region za bezprecedensowy w najnowszej historii sukces. Wbrew zapowiedziom „kara” obejmie nie tylko warszawiaków, lecz także wszystkich pozostałych mieszkańców regionu.