Wątpliwy poziom dochodów, daleki od doskonałości sposób wyboru radnych, większe straty niż korzyści dla gmin – to główne słabości projektu PiS.
Dokument, który ma stworzyć nową jednostkę samorządową – metropolię warszawską – znalazł się pod ogniem krytyki opozycji, samorządowców i części ekspertów. Partia rządząca już zapowiada, że zostanie diametralnie zmieniony w toku konsultacji. My wskazujemy kwestie wymagające szczególnej uwagi.
Dochody. Właściwie nie wiadomo, jakimi pieniędzmi dysponowałby nowy twór. W rozmowie z nami autor projektu poseł Jacek Sasin podliczył, że dochody nowo powstałej jednostki administracyjnej to ok. 1,75 mld zł samych wpływów podatkowych (Warszawa jako powiat miałaby otrzymać 1,1 mld zł, do tego 350 mln zł z gmin, które miałyby utworzyć z miastem jeden powiat, oraz premię z budżetu państwa za połączenie jednostek). Samorządy mają spore wątpliwości, czy to wystarczająca kwota. – W tym roku wydamy 2,8 mld zł tylko na komunikację miejską w Warszawie. A mówimy o powierzchni pięciokrotnie większej niż obecnie – twierdzi jeden z urzędników ratusza.
Kolejny problem to kwestia janosikowego (mechanizmu równoważącego dochody samorządów, w ramach którego pieniądze trafiają od zamożniejszych do biedniejszych jednostek). Dziś Warszawa płaci je podwójnie – raz jako powiat, raz jako gmina. W 2017 r. stolica zapłaci aż 837 mln zł (łącznie od 2003 r. to już 10,6 mld zł). Pytanie więc, kto będzie płacił janosikowe po utworzeniu metropolii: sama gmina Warszawa czy w kosztach partycypować będą też musiały pozostałe gminy. PiS na razie nie wie, jak ten problem rozwiązać. Poseł Sasin mówi jedynie o potrzebie wypracowania nowego mechanizmu, by metropolia mogła realizować swoje zadania.
Problematyczna rada. Jak wiadomo, PiS nie zdecyduje się na zasadę „jedna gmina – jeden radny” (są 33 okołowarszawskie gminy i 18 dzielnic gminy Warszawa). Zamiast tego szykuje się system proporcjonalny – preferujący duże partie i zmniejszający szanse lokalnych komitetów. Co więcej, utrzymanie liczby 51 radnych (jak chce PiS) oznacza, że siłą rzeczy kilka gmin będzie wybierać jednego reprezentanta. – Teoretycznie to nie jest przeszkoda. Gorzej, jeśli każda z gmin na tej samej liście wystawi swojego kandydata i wygra tylko jeden z nich. Może istnieć obawa, że bardziej będzie go obchodzić los gminy, z której się wywodzi, niż sąsiednich – mówi Jarosław Flis, politolog z UJ. Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłaby kombinacja ordynacji proporcjonalnej i większościowej, trochę na wzór przyjęty w Badenii-Wirtembergii. – W każdym okręgu startuje jeden kandydat. Potem sumujemy głosy na kandydatów w poszczególnych okręgach, przypisując mandaty kolejnym radnym z zastosowaniem systemu proporcjonalnego. Czyli okręgów jest mniej niż mandatów, a zwycięzców więcej niż okręgów. Dlatego partie mogą zdobywać mandaty także tam, gdzie nie są najsilniejsze – wskazuje Jarosław Flis.
Problemem może być wielkość rady metropolii warszawskiej, a dokładnie jej oderwanie od lokalnej społeczności. Przy 51 radnych wychodzi, że na jednego przypada aż 50 tys. mieszkańców aglomeracji.
Pojawiają się też pytania o decyzyjność takiego ciała. Za przyjęciem jakiejkolwiek uchwały musi zagłosować większość rady, ale też taka liczba radnych, z˙eby mieszkan´cy reprezentowanych przez nich gmin lub dzielnic stanowili wie?kszos´c´ ludnos´ci zamieszkałej na obszarze m.st. Warszawy. Paraliż decyzyjny niemal gwarantowany.
Obawy gmin, czyli więcej strat niż korzyści. PiS, podkreślając zalety projektu, wskazuje na aspekty komunikacyjne (wspólna polityka biletowa gmin, inwestycje). Ale zapomina o potencjalnych problemach. Przykładowo burmistrz Halinowa Adam Ciszkowski obawia się, że dzięki zmianom Warszawa będzie mogła przenieść wysypisko śmieci z Radiowa pod Michałów. – To 300 metrów od naszych domów – wskazuje. Z kolei Konstancin-Jeziorna zastanawia się, czy nie utraci statusu uzdrowiska. Niemal wszyscy zachodzą w głowę, co dalej ze środkami unijnymi, o które już przecież wnioskują, i z tymi, które już są wydawane.
Unia personalna. Burmistrz gminy Warszawa ma być też prezydentem aglomeracji, wybieranym w powszechnym głosowaniu. To budzi wątpliwości ekspertów, którzy zwracają uwagę, że do tej pory nigdy nie było tak, że jedna gmina wybiera burmistrza drugiej. Do tego może pojawić się problem, gdy wkroczy zarząd komisaryczny do stołecznego ratusza. Wówczas powodowałoby to paraliż w całej aglomeracji.
Problemy kompetencyjne. Gminom nie podoba się, że projekt przewiduje ingerencję w ich uprawnienia do kształtowania ładu przestrzennego. Na tym może się nie skończyć, bo projekt przewiduje, że na podstawie porozumienia m.st. Warszawa będzie mogło przejąć realizację zadań z zakresu działania gminy. To rodzi pole do sporów między urzędami. Skutki tych roszad odczują wszyscy. – Mam obawy, czy na zmianie nie ucierpią mieszkańcy, którzy wiele spraw mogą teraz załatwić w urzędzie gminy lub w starostwie powiatowym, a więc blisko miejsca zamieszkania – mówi wójt gminy Jabłonna Jarosław Chodorski. Burmistrz Brwinowa Arkadiusz Kosiński wskazuje, że projekt przewiduje możliwość podejmowania uchwał rady gminy dopiero po ich zaopiniowaniu przez m.st. Warszawę. Jego zdaniem to po części odbierze gminom autonomię i pozbawi je szans na samodzielne aplikowanie o fundusze unijne. Dzisiaj w sprawach ważnych i nagłych nadzwyczajna sesja Rady Miejskiej w Brwinowie zwoływana jest w ciągu trzech dni – np. gdy jest taka potrzeba przed złożeniem wniosku. Opiniowanie będzie tę drogę wydłużać, pozbawiając szansy na złożenie aplikacji.