PROBLEM:. O tym, że reforma edukacji nie spotkała się z aplauzem w gminach, wiadomo nie od dziś. Samorządowcy, którzy borykają się z jej skutkami obecnie i będą zapewne przez kilka lat, wpadli na pomysł: zmiany trzeba monitorować. I na niedawnym posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Związek Miast Polskich, w imieniu społeczności lokalnych, zaproponował to stronie rządowej. Ministerstwo Edukacji przyklasnęło pomysłowi, a nawet zadeklarowało pomoc. Okazuje się jednak, że niektórzy włodarze nic nie wiedzą o inicjatywie ZMP, inni zaś mówią wprost, że monitoring jest bez sensu, bo i tak przy realizacji zmian zostaną pozostawione same sobie. Inne z kolei wskazują, co powinno być sprawdzane. Tymczasem 14 lutego sprawą monitoringu bardziej wnikliwie ma się zająć zespół edukacji kultury i sportu przy Komisji Wspólnej.
Wszystko jednak wskazuje na to, że spotkanie nie będzie należeć do spokojnych. Bo samorządowcom zależy na monitorowaniu nie tylko tego, jak poszczególne jednostki będą wdrażać reformę, ale także działań rządu i ewentualnych negatywnych skutków zmian dla lokalnych budżetów. Eksperci zwracają też uwagę, że już teraz mają mnóstwo niejasności technicznych i interpretacyjnych związanych z wygaszaniem gimnazjów, a nie wszystkie kuratoria jednakowo spieszą samorządom z pomocą.
Potrzebne analizy, platforma, a może i aplikacja
Paweł Tomczak, dyrektor biura Związku Gmin Wiejskich RP, broni inicjatywy i twierdzi, że niedługo będzie o niej głośniej. – Zbliża się 14 lutego, a to termin na dyskusje w zespole edukacji kultury i sportu przy Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Mamy sygnały z wielu gmin, że jest pełno niejasności i pytań, jak prowadzić reformę w lokalnych realiach. Natomiast do MEN i kuratoriów trudno się przebić z pytaniami. My te pytania kolekcjonujemy i zbieramy blokowo. Chcemy stworzyć specjalną platformę składającą się z liderów, którzy radzą sobie z problemami, a niedługo mogą okazać się ekspertami – wyjaśnia Paweł Tomczak. – Wszystkie pytania, które spływają do nas masowo z całej Polski, mamy zamiar wkrótce przedstawić na szerszym forum. Żeby usprawnić wymianę doświadczeń oraz przyjmowanie zapytań, myślimy też o postawieniu na naszej stronie korporacyjnej specjalnej aplikacji. Czas pokaże, czy poradzimy sobie z reformą. To będzie dłuższy proces – mówi Tomczak.
Idei obserwowania, w jaki sposób będzie wdrażana reforma, broni też jej pomysłodawca, dyrektor biura Związku Miast Polskich Andrzej Porawski. – Monitoring jest czymś pożądanym. Ma polegać na mierzeniu i gromadzeniu danych oraz ich analizowaniu, zatem wyciąganiu wniosków. Z jednej strony zamierzamy obserwować skutki finansowe i tempo wydawania rozporządzeń, ale też chcemy znać indywidualne przypadki. Bo każda gmina jest inna i ma swoje problemy. Na ostatnim posiedzeniu Komisji Wspólnej minister Teresa Wargocka entuzjastycznie przyjęła naszą inicjatywę – twierdzi Porawski.
MEN oficjalnie potwierdza wniosek korporacji, ale, jak można wywnioskować z udzielonej nam odpowiedzi, nie ma jeszcze pomysłu na przebieg prac. – Podczas spotkania propozycja została jedynie zasygnalizowana, ale o ewentualnych szczegółach należy rozmawiać z wnioskodawcą – mówi Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN.
Z kolei Grzegorz Kubalski, ekspert Związku Powiatów Polskich, ocenia, że taka odpowiedź może przemawiać za beztroską ministerstwa. – MEN wskazuje, że na poziomie syntetycznym nie będzie negatywnych skutków. A jest to dalece wątpliwe. Zwłaszcza w niektórych jednostkach samorządu terytorialnego skutki w zakresie finansowym i personalnym mogą być bardzo znaczące – zwraca uwagę ekspert.
Pomysłem samorządowców zainteresowała się też sejmowa komisja edukacji, nauki i młodzieży. W porządku prac już uwzględniono, że w kwietniu zajmie się problemami samorządowców w zakresie realizacji reformy.
Włodarze sceptyczni
Tymczasem wielu samorządowców pytanych przez nas o inicjatywę monitorowania reformy wzrusza ramionami. Ich zdaniem nic to nie zmieni, a wypracowane z czasem kryterium oceny skutków i tak nie będzie miarodajne dla wszystkich gmin. Specyfika każdej JST jest inna, a najgorzej będą miały te małe – twierdzą. – Nic nie wiem o wspólnych konsultacjach i wcale ich nie pragnę – mówi Urszula Miłosz-Michalkiewicz, kierownik wydziału oświaty Urzędu Miasta w Koninie. – Jeżeli mają one tak wyglądać jak dotychczasowe, to jest to tylko obrażanie ludzi. Sami żmudną pracą musimy tak dopiąć zadania, żeby nie ucierpiał uczeń. W tej chwili zadanie goni zadanie. Należy przygotować się do rekrutacji, a jeszcze nie jest znana sieć szkół. Nadal nie wiemy, czy możemy liczyć na pomoc finansową w urządzaniu pracowni przedmiotów przyrodniczych i zakupie mebli dostosowanych do wieku ucznia – dodaje Urszula Miłosz-Michalkiewicz.
– Nic nie wiemy o monitorowaniu tej zmiany – potwierdza Katarzyna Pienkowska z warszawskiego ratusza. – Na pewno ustawa, którą tak późno podpisał prezydent RP, jest wprowadzana za szybko, co z kolei powoduje chaos. Likwiduje ona nie tylko gimnazja, ale burzy cały system oświaty, a równocześnie przerzuca odpowiedzialność na gminy. Do tej pory nie wiemy, czy Warszawa dostanie pieniądze na wprowadzenie reformy. Tymczasem szacujemy, że tylko w tym roku poniesiemy koszty w wysokości 80 mln zł, a w ciągu kilku lat, wzrosną one nawet do 200 mln zł – mówi Pienkowska.
Nad czym trzeba się zastanowić
Przypomnijmy. Samorządowcy są zaniepokojeni przede wszystkim stroną finansową zmian w oświacie. – Podobno na cel przystosowania pracowni dydaktycznych w szkołach jest przeznaczonych 100 mln zł w rezerwie subwencji. Ale rezerwa subwencji to są nasze pieniądze, przeznaczone na inne cele – zwraca uwagę Andrzej Porawski. – Co prawda gimnazja będą wygaszane, ale koszty utrzymania budynków, w których działały, będą rosły. Wydatki na obiekt, który był np. na 900 uczniów, będą teraz rozłożone na 600 dzieci, a następnie na 300. Nie będzie można zwolnić nauczycieli, bo program musi być realizowany, a obiekt będzie funkcjonował w całości. Natomiast pieniądze przychodzą za uczniem – mówi Popławski, którego zdaniem koszty wygaszania gimnazjów w ciągu dwóch najbliższych lat pochłoną ok. 1 mld zł. – Jednak o tym nikt nie mówi. Problemy są też z kuratoriami, a propos zmian w sieci szkolnej. Już słyszę od wójtów, że kuratorzy nie chcą pomagać, interpretować i nie zgadzają się na proponowane zmiany – dodaje dyrektor.
Więcej zgrzytów może być w małych samorządach. – Z punktu widzenia zwłaszcza małego miasteczka największym problemem jest zmniejszanie liczby godzin – uważa Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz Kowala i wiceprzewodniczący Unii Miasteczek Polskich. – Tymczasem minister edukacji twierdzi, że dzięki zmianom przybędzie miejsc pracy dla nauczycieli (w skali kraju ma to być nawet 5 tys. etatów – red.). Natomiast w żadnej mierze nie widać, gdzie są te miejsca pracy i za jakie pieniądze miałyby powstać. To problem zasadniczy, bo z mojego punktu widzenia w każdej małej gminie ubędzie pracy dla nauczycieli – stwierdza Eugeniusz Gołembiewski. – Problem ten wynikać będzie też z siatki godzin. Zwłaszcza nauczycieli przyrody, która do tej pory była preferowana. Nie widomo, czy będą pieniądze na przekwalifikowanie tych pedagogów. Widziałem też dane z MEN dotyczące subwencji na 2017 rok. Moja jest mniejsza niż za 2016 rok, mimo tego, że są w niej większe środki na dzieci przedszkolne – mówi burmistrz. ⒸⓅ
Przez dwa lata koszty wygaszania gimnazjów będą wynosić 1 mld zł. Jednak o tym nikt nie mówi.
Andrzej Porawski,
dyrektor biura Związku Miast Polskich
Mamy sygnały z wielu gmin, że jest pełno niejasności i pytań, jak prowadzić reformę w lokalnych realiach. Natomiast do MEN i kuratoriów trudno się przebić i dopytać.
Paweł Tomczak
dyrektor biura Związku Gmin Wiejskich RP
SONDA. Czy monitorowanie jest potrzebne
● Iwona Waszkiewicz, zastępca prezydenta Miasta Bydgoszczy
Monitorowanie ma umożliwić szybkie reagowanie na pojawiające się trudności, wspólne rozwiązywanie problemów, korygowanie nieprawidłowości i korzystanie z modelowych rozwiązań. Jak to się będzie odbywać? To musi wypracować zespół, którego jeszcze nie ma.
● Stanisław Longawa, wójt gminy Kłodzko
Monitorowanie bardzo się przyda, bo reforma jest wdrażana w bardzo krótkim czasie. I trudno teraz przewidzieć jej skutki. Coś więcej będzie można powiedzieć po przyjęciu projektu sieci szkół, natomiast kwestie organizacyjne wyjaśnią się w maju, gdy będziemy mieli więcej danych o przepływie uczniów.
● Jan Machowski, kierownik referatu ds. informacji medialnej w Urzędzie Miasta Krakowa
W celu optymalnej realizacji reformy oświaty powołaliśmy nasz własny zespół zadaniowy ds. wdrażania reformy oświaty samorządowej na naszym terenie. W spotkaniach mogli brać udział wszyscy zainteresowani. W trakcie konsultacji uwzględniono większość uwag i postulatów odnośnie do nowej sieci szkół zgłoszonych przez środowiska szkolne i lokalne. Na podstawie wyników prac zespołu projekty uchwał dotyczących reorganizacji sieci szkół zostały przedstawione Radzie Miasta Krakowa, do której należy ostateczna decyzja w tej sprawie.
● Monika Pawlak, biuro rzecznika prasowego Urzędu Miasta Łodzi
Nie możemy udzielić szczegółowych informacji w sprawie ewentualnego monitorowania reformy oświaty przez samorządy, ponieważ nie otrzymaliśmy żadnej oficjalnej informacji w tej sprawie. Jeśli chodzi o wdrażanie reformy w Łodzi, to dopiero pod koniec przyszłego tygodnia będziemy mogli służyć informacjami, ponieważ ostateczne decyzje dotyczące nowej siatki szkół jeszcze nie zapadły.
● Włodzimierz Tutaj, rzecznik prasowy UM Częstochowy
Reforma niesie koszty społeczne i finansowe oraz systemowe konsekwencje organizacyjne, których skutki należałoby na pewno monitorować. Jeżeli chodzi o kwestie aktualne w Częstochowie, to przy ustalaniu projektu nowej siatki szkół najwięcej problemów sprawiło i sprawia dostosowanie obwodów szkół podstawowych z uwagi na fakt, iż planuje się uruchomienie nowych tego typu placówek po przekształceniu dotychczasowych gimnazjów. W celu dostosowania szkół do wymogów nowej podstawy programowej należy dotychczasowe szkoły podstawowe doposażyć w pracownie szkolne – chemiczne i fizyczne (w Częstochowie będzie potrzebna kwota rzędu 4,6 mln zł).
● Leszek Kuliński, wójt gminy Kobylnica
Takie działania powinny być podejmowane i organizacje samorządowe wspólnie ze stroną rządową powinny wyłapywać problemy z terenu. Dziś właściwie tylko jedna strona mówi, że wszystko jest w porządku. Tak nie jest. Powinno się analizować wszystkie przypadki na zasadzie białej księgi i wskazywać bolączki w realizacji reformy oświaty. Ja sam nie mam na co narzekać, bo u mnie gimnazja były w budynkach podstawówek i naturalnie będzie można je wygasić. Ale inni nie mają tak komfortowej sytuacji.
● Krzysztof Iwaniuk, wójt Terespola
Jestem za. Zagwozdką jest m.in. demografia, która bardzo dokucza w województwie lubelskim. A to z kolei negatywnie wpływa na zasilanie placówek i subwencję. Cała ta reforma to praca na żywym organizmie i eksperymenty. Pod sporym znakiem zapytania znajduje się też szkolnictwo zawodowe, które jest marginalne. Potrzeba większej dyskusji i wymiany doświadczeń oraz podpatrywania wzorców europejskich.