Zbiory zbóż będą w tym roku o ok. 14 proc. mniejsze niż w poprzednim. Za to owoce obrodziły wyjątkowo.
Żniwa będą słabsze z kilku powodów, z których jednym z najważniejszych jest susza, z jaką rolnicy borykali się w maju i w czerwcu. Według Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi problem jest poważny, a straty zanotowano już na ok. 2 mln ha upraw. Szef resortu Jan Krzysztof Ardanowski zapowiadał w ubiegłym tygodniu, że na dzisiejszym posiedzeniu rząd zajmie się sprawą rekompensat dla rolników, których najbardziej dotknęła klęska. Ministrowie mają określić, ile pieniędzy z budżetu trzeba będzie przeznaczyć na pomoc, ale też jakimi narzędziami miałaby ona być udzielana.
Na razie szacunki dotyczące tegorocznych zbiorów, które uwzględniają już problem braku wody, podał GUS. Wynika z nich, że największy spadek – aż o 35 proc. – będzie w przypadku pszenżyta zasianego wiosną tego roku. Jednak w skali zbiorów wszystkich zbóż to akurat nie odgrywa największej roli (rocznie rolnicy zbierają go nieco ponad 500 tys. t). Najważniejsza w strukturze produkcji jest pszenica ozima. Tu też zbiory będą mniejsze, bo wyniosą ok. 8,4 mln t, co jest wielkością o 16 proc. mniejszą od tej z 2017 r. Zauważalny spadek odnotują też ci, którzy pszenżyto zasiali jesienią. W ich przypadku żniwa będą gorsze o około jedną piątą.
W przypadku pozostałych zbóż produkcja też będzie mniejsza, ale spadki nie będą już tak duże. Zauważalnie mniej będzie owsa (o ok. 15 proc.) i jęczmienia jarego (spadek o 13 proc.). Zbiory żyta będą mniejsze o 9 proc., a jęczmienia ozimego – o 10 proc. Jakub Olipra, ekonomista banku Crédit Agricole, mówi, że gorsze żniwa są zrozumiałe ze względu na suszę, ale mogło być znacznie gorzej. Przypomina, że w 2006 r., gdy susza była wyjątkowo dotkliwa, produkcja zbóż była mniejsza nawet o 18 proc.
– Tym razem nie ma wielkiej tragedii. Dlatego nie spodziewam się dużego ruchu cen. One zapewne wzrosną, ale to będzie raczej wynikało z kształtowania się kursów zbóż na światowych rynkach – ocenia ekonomista. Według niego nie grozi nam więc powtórka sprzed kilku lat, gdy po spadku światowej produkcji zbóż ostro zdrożała mąka, a wraz z nią pieczywo i produkty zbożowe. Wtedy ceny rosły nawet o 11 proc. w ciągu roku. – Teraz wzrost cen w tej kategorii wynosi ok. 3,5 proc. Ale nie spodziewam się dużego przełożenia na inflację. Mimo tego, że ceny produktów zbożowych i pieczywa są dość istotne w koszyku inflacyjnym – mówi ekspert.
Skąd ten optymizm? Nawet jeśli pieczywo podrożeje, będzie to skutecznie niwelowane przez spadek cen owoców. GUS podał wczoraj, że szykują się nam rekordowo dobre zbiory. Z drzew owocowych sadownicy zbiorą ponad 4,2 mln t owoców, co kontrastuje ze słabymi wynikami z 2017 r. Szczególnie dobrze w tym porównaniu wypada prognoza zbiorów jabłek: mają one być o połowę większe, a względem średniej z lat 2011–2015 – większe o jedną czwartą. W sumie zbiory jabłek miałyby wynieść 3,7 mln t. Według ekspertów GUS, jeśli pogoda się nie załamie, wyniki mogą być jeszcze lepsze. Dobry rok będą mieli szczególnie plantatorzy gruszek (85 tys. t, o blisko 55 proc. więcej niż w 2017 r.) i śliwek (119 tys. t, ponaddwukrotnie więcej niż w ubiegłym roku).
„W bieżącym roku zanotowano rekordową produkcję wiśni i czereśni. Tegoroczna produkcja wiśni przekracza 200 tys. t, a czereśni została oszacowana na ok. 60 tys. t, jednak według opinii rzeczoznawców nie wszystkie owoce zostaną zebrane” – piszą autorzy raportu GUS. Powód? Zbyt niskie ceny skupu i brak pracowników, którzy mogliby owoce zebrać. Podobnie może być też z malinami, których produkcja może przekroczyć rekordowe 130 tys. t. O połowę większe będą zbiory porzeczek, a ich łączna produkcja jest obecnie oceniana na 200 tys. t. Ale, tak jak w przypadkach pozostałych owoców, które są przeznaczone głównie do przetwórstwa, znaczna ich część może nie zostać zebrana.
Według Jakuba Olipry rekordowo dobre zbiory owoców oznaczają duże prawdopodobieństwo spadku cen żywności pod koniec roku. Crédit Agricole szacuje, że ten spadek w czwartym kwartale wyniesie ok. 0,1 proc. rok do roku.
– Duża część owoców z tegorocznych zbiorów pojawi się na rynku dopiero na przełomie trzeciego i czwartego kwartału. W połączeniu z efektem bazy z poprzedniego roku będzie to silny bodziec do obniżenia cen – mówi ekonomista. Jego zdaniem czynnikiem ryzyka dla tego scenariusza są ceny warzyw. Na razie GUS szacuje, że w ich przypadku produkcja będzie mniejsza o ok. 8 proc. w porównaniu z 2017 r.
Coraz wolniejszy wzrost cen żywności już teraz ma być czynnikiem, który będzie ściągał w dół inflację. Tak przynajmniej sądzą ekonomiści BZ WBK. Dziś GUS poda jej wstępny odczyt za lipiec. Bank spodziewa się jej spadku z 2 proc. w czerwcu do 1,9 proc. Inni eksperci – jak ci z Banku ING – również dostrzegają hamujące tempo wzrostu cen żywności. Ale ich zdaniem to może być za mało, by zniwelować skutki wzrostu cen paliw. Ich zdaniem inflacja nadal może wynosić ok. 2 proc., jak w poprzednim miesiącu.