Komisja Europejska rozważa wprowadzenie opłaty za wykorzystywanie przez wyszukiwarki treści chronionych prawem autorskim
Czego chciały Hiszpania i Niemcy / Dziennik Gazeta Prawna
Opłata miałaby dotyczyć zarówno podmiotów unijnych, jak i – a może przede wszystkim – koncernów z państw trzecich, głównie z USA. Prace nad takim rozwiązaniem trwają – potwierdza biuro prasowe Günthera Oettingera, komisarza ds. jednolitego rynku cyfrowego i społeczeństwa. Danina ma być wzorowana m.in. na rozwiązaniach niemieckich i hiszpańskich. W tym drugim kraju została potocznie nazwana podatkiem Google, gdyż w praktyce to amerykański koncern wykorzystujący w wyszukiwarce treści europejskich twórców miał być nią najbardziej obciążony.
Opłata stała się symbolem planowanej przez Günthera Oettingera reformy prawa autorskiego. Jego zdaniem ma to pomóc europejskim start-upom rywalizować z koncernami amerykańskimi, takimi jak np. Facebook czy Google. Zakładane jest stworzenie wspólnego rynku własności intelektualnej (dziś obowiązuje 28 reżimów prawnych), a to z kolei ma przełożyć się na nowe miejsca pracy i szybszy rozwój gospodarczy. Elementem reformy ma być też jednoznaczne określenie, co jest własnością intelektualną i jakie prawa przysługują twórcom.
Pomysł wprowadzenia opłaty popiera prof. Jan Błeszyński, wykładowca na UW, partner w kancelarii Błeszyński i Partnerzy Radcowie Prawni. Podkreśla jednak, że aby przyniosła ona efekty, powinna być wprowadzona globalnie, a nie na poziomie poszczególnych krajów.
– Kluczowe są pytania, jaka ma być wysokość nowej opłaty, kto będzie ją pobierał i w jaki sposób dystrybuował oraz jakie podmioty ona obejmie. Tylko mądre uregulowanie takich kwestii pozwoli osiągnąć cel, jakim jest odpowiednie zrekompensowanie twórcom powszechnego i często nielegalnego wykorzystania stworzonych przez nich treści – mówi prof. Jan Błeszyński.
Jak przekonuje, bez takiego rozwiązania twórcom i producentom przestanie się opłacać praca nad nowymi utworami.

Trudno pokonać giganta

Sama danina nie jest nowym pomysłem, ale dotychczas nie przynosiła rezultatów. Pierwsi nałożyli ją Niemcy. W sierpniu 2013 r. wprowadzili przepisy, zgodnie z którymi wyszukiwarki internetowe powinny płacić za wykorzystanie zbyt długich fragmentów tekstów pobieranych ze stron podczas prezentowania ich w wynikach wyszukiwania. Amerykański potentat, w który przede wszystkim wymierzone były nowe regulacje, nie przejął się nimi zbytnio. Zamiast płacić wydawcom nawet 11 proc. przychodów, pogorszył widoczność ich witryn w wyszukiwarce, a część usunął. To doprowadziło do szybkiej kapitulacji koncernu Axel Springer, który w krótkim czasie stracił dużą liczbę odbiorców i dochodów z reklam. W efekcie sam poprosił Google o darmowe wykorzystywanie treści, do których posiada prawa autorskie.

Hiszpania jeszcze walczy

30 października 2014 r. również hiszpański parlament zaaprobował reformę prawa autorskiego, której elementem jest nałożenie daniny na firmy linkujące do artykułów.
Taki krok pozwalał wydawcom stron internetowych żądać zapłaty od witryn, które zamieszczają linki do ich treści, o ile zawierają ich znaczące omówienie. I tu nowe przepisy w praktyce skierowane były głównie przeciwko Google. Ustawodawca liczył, że uzyska wpływy w wysokości około 80 mln euro rocznie, które miały wspomóc rodzimy rynek medialny. Koncern zareagował podobnie jak w Niemczech. Wyraził rozczarowanie nowymi regulacjami, przypomniał, że oferowane przez niego usługi (np. agregator Google News) pomagają wydawcom zwiększyć ruch na ich stronach. Zadeklarował, że będzie kontynuował współpracę z hiszpańskimi firmami medialnymi i pomoże zwiększyć ich przychody, aby zrekompensować skutki finansowe, jakie wiążą się z nowym prawem. Następnie miesiąc po złożeniu oświadczenia wycofał usługę Google News z Hiszpanii, czym naraził wydawców na spadek ruchu na ich stronach i zmniejszenie wpływów z reklam. W odpowiedzi Hiszpański Związek Wydawców Prasy (AEDE) wezwał rząd i Komisję Europejską do podjęcia dialogu z Google i powrotu do poprzedniego status quo.

Co dalej

Doświadczenia Niemiec i Hiszpanii nie zniechęciły Komisji Europejskiej. Biuro prasowe komisarza Günthera Oettingera podkreśliło, że Bruksela w trakcie prac nad nowymi rozwiązaniami uwzględni doświadczenia poszczególnych państw członkowskich. Propozycja reformy prawa autorskiego ma być zbalansowana i zadowolić wszystkie strony – zapewniają przedstawiciele komisji.
Z udzielonej DGP odpowiedzi wynika, że nacisk będzie położony zarówno na ochronę interesów wydawców (i ich ewentualne straty z tytułu spadku odwiedzin na stronach), jak i ostateczny cel, czyli stworzenie jednolitego unijnego rynku cyfrowego i ochronę tworzonych na nim treści.
Następne spotkanie zespołu roboczego planowane jest już 28 stycznia. Prace skończą się w maju 2015 r. Wtedy poznamy najpierw oficjalną strategię, która pozwoli stworzyć jednolity rynek cyfrowy, a następnie szczegóły powiązanej z nią reformy prawa autorskiego.