Przedstawiając projekt założeń do ustawy o otwartych zasobach publicznych, Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji otworzyło puszkę Pandory. Zawrzało w wydawnictwach, na uczelniach, w instytucjach naukowych etc. – Amerykańscy naukowcy w otwartych zasobach opublikują projekt rakiety kosmicznej, a my grafenu
Nam ich wyniki badań na nic się nie przydadzą, bo i tak takiej rakiety nie wybudujemy, za to oni skorzystają z wyników polskich badań i zaleją nas wyprodukowanym przez siebie grafenem – tak prof. Wojciech Cellary, informatyk z Uniwersysteu Ekonomicznego w Poznaniu, tłumaczy, dlaczego naukowcy, wydawcy, organizacje zarządzania zbiorowego prawami autorskimi oraz sami twórcy protestują przeciwko ustawie przygotowywanej przez resort Michała Boniego.
Rzeczywiście, projekt założeń do ustawy może wzbudzać ogromne emocje – proponuje się w nim uwolnienie wszelkiego rodzaju dzieł, prac i dokumentów, które powstały za publiczne pieniądze, m.in.: rejestrów, map, książek, filmów, muzyki czy właśnie prac i badań naukowych. Miałyby one zostać udostępnione w internecie wszystkim i całkowicie bezpłatnie, a w dodatku można by je wykorzystywać w celach komercyjnych.
Taki odważny pomysł spotkał się z krytyką ze strony samych zainteresowanych. Na portalu MamZdanie.org.pl służącym do konsultacji społecznych umieszczono aż 189 komentarzy, w większości negatywnych i bardzo emocjonalnych. Dowodzi tego choćby ten, pod którym podpisało się kilkunastu polskich twórców: „Konstytucja gwarantuje nam prawo własności i równość wobec prawa – dlaczego chcecie pozbawić owoców swojej pracy tylko jedną grupę zawodową?

Rejestry, mapy, prace naukowe, dzieła kultury – wszystko za darmo

Dlaczego tylko twórcy mają zostać pozbawieni prawa korzystania ze swojej pracy? Kategorycznie sprzeciwiam się ustawie o zasobach publicznych. Kto dał wam prawo zabierania zapłaty za naszą pracę? Tantiemy to nasza pensja, trzynastka i szansa na płatny urlop. NIE ustawie o zasobach publicznych!”.
Do resortu dotarło również ponad 60 pism z opiniami od innych resortów, organizacji pozarządowych i organizacji broniących praw autorskich. Emocje wokół tej ustawy są tak duże, że choć MAiC planowało konsultacje prowadzić do 5 lutego, to już zapowiedział ich przedłużenie. Ich elementem będzie też odbywający się dziś drugi Kongres Wolności w Internecie. Pierwszy kongres zwołano rok temu, aby rozładować napięcie wokół ACTA.
Tegoroczny miał być tylko grzecznościowym powrotem do dyskusji o prawach autorskich, gospodarce i internetowej prywatności w sieci. Ustawa o otwartych zasobach skierowała go jednak na nowy tor.
To, jak szeroko otwarte zasoby mogą funkcjonować, zależy od konkretnej definicji prawnej. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych za takie zasoby uznana jest niemalże cała twórczość sfinansowana z pieniędzy publicznych. W Wielkiej Brytanii zaś za takie materiały uważa się projekty naukowe sfinansowane przez Research Councils UK.
– Podobne dyskusje o tym, czy i w jaki sposób otwierać zasoby publiczne, toczą się w coraz większej liczbie państw. U nas także Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji swoim projektem wywołało efekt kija w mrowisku. I najgłośniej zaczęli krzyczeć twórcy i wydawcy zainteresowani obroną status quo – tłumaczy dr Paweł Szczęsny, specjalista od biologii molekularnej roślin z UW i jednocześnie działacz w ruchu Obywatele Nauki.
– Tyle że takiej sytuacji jak dziś dłużej nie da się utrzymać. Otwieranie zasobów, oczywiście odpowiednio prawnie opisane i pod pewnymi embargami (np. w przypadku badań naukowych powinny to być publikacje, ale już nie patenty) staje się koniecznością.
Bez tego wstrzymujemy dalszy rozwój nauki, gospodarki i ogólnie społeczeństw – dodaje Szczęsny. Tłumaczy, że nikt nie chce zmuszać twórców do oddawania wszystkich dzieł za darmo. Ale sami twórcy wiedzą swoje. Najpierw wyprodukowali swoje dzieła za pieniądze społeczeństwa, a teraz oburzają się na to, że muszą te dzieła społeczeństwu pokazać.