82 mln zł. O tyle mniej w porównaniu z zeszłym rokiem zamierza zarobić stołeczne Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w nadchodzących 12 miesiącach. Już pod nadzorem Wód Polskich.



Od 241 mln zł rocznie do niespełna 5 mln zł – tak bardzo swój zarobek zamierza zredukować stołeczne Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Spółka gospodaruje największą siecią w kraju. Dotarliśmy do szczegółowych wyliczeń, jakie marże zysku na swoich usługach MPWiK chce zainkasować w najbliższych 3 latach.
Podane w nich liczby zaskakują zarówno naszych informatorów, jak i ekspertów z branży. I to nie dlatego, że są wysokie. Wręcz przeciwnie. Okazuje się bowiem, że spółka zrezygnowała z wpływów rzędu co najmniej 236 mln zł.
Jak wynika z naszych informacji, w ciągu pierwszych 12 miesięcy obowiązywania nowych – oficjalnie jeszcze niezatwierdzonych przez Wody Polskie – taryf opłat za wodę marża zysku spółki ma spaść o ponad 76 proc. w porównaniu z poprzednim okresem (II półrocze 2017 r. i I półrocze 2018 r.).
Oznacza to, że zamiast ok. 106 mln rocznie MPWiK planuje zarobić ok. 24,6 mln zł. To o 82 mln mniej niż w ubiegłym roku. Co więcej, kwota ta będzie systematycznie spadać. W drugim roku do 17,4 mln zł, a w ostatnich 12 miesiącach obowiązywania 3-letniej taryfy dojdzie do niespełna 3,9 mln zł.
Równie radykalne cięcie dotyczy marż za odprowadzanie ścieków. Zamiast 134,9 mln zł kwota ta miałaby wynieść 30,1 mln, czyli o ok. 104,8 mln (77,7 proc.) mniej niż w ciągu ostatnich 12 miesięcy. W ostatnim roku obowiązywania taryfy marża nie wyniesie nawet miliona złotych. Zgodnie z propozycją MPWiK będzie to ok. 984,4 tys. zł.
Za 5 mln też się da
Co ważne, zaproponowane przez MPWiK cięcia dotyczą marż naliczanych przy dwóch podstawowych usługach spółki, które odpowiadają za 98,5 proc. jej przychodów.
Jednocześnie stołeczny MPWiK zgodnie z deklaracjami i raportami finansowymi – mimo zmniejszonych wpływów z opłat – nie planuje zwolnienia modernizacyjnego tempa. Do 2025 r. przewiduje inwestycje na 4 mld zł (do tej pory spółka wydała ponad 6,2 mld zł w ciągu 10 lat).
Spytaliśmy MPWiK, czy tak znacząca obniżka marży na podstawowych usługach spółki nie przeszkodzi jej realizować zadań, do których została powołana. A jeżeli nie będzie ona miała wpływu na działalność spółki, to dlaczego w okresie ostatnich 12 miesięcy była taka wysoka?
Jak informuje nas Marzena Wojewódzka, rzecznik prasowy MPWiK, złożenie wniosku o niższą taryfę nie mogło nastąpić wcześniej z uwagi na konieczność skutecznego przeprowadzenia restrukturyzacji spółki.
„Od 2012 r. prowadzony był konsekwentny nadzór właścicielski, który przejawiał się skutecznym realizowaniem działań restrukturyzacyjnych w obszarze kosztów osobowych, finansowych oraz zarządzania aktywami spółki. Prowadzona polityka zarządzania firmą umożliwia dziś kontynuację finansowania inwestycji w znaczącym stopniu, środkami własnymi” – czytamy w odpowiedzi.
Rzeczniczka dodaje, że „wartością spółki było utrzymanie taryfy na niezmienionym poziomie przez ostatnich 6 lat”. – W tym okresie skutecznie zrealizowano plan restrukturyzacji spółki i plany inwestycyjne w zakresie rozbudowy i modernizacji infrastruktury. – Pozwoliło to na pozyskanie środków unijnych na kolejny pakiet inwestycji oraz na znaczące ograniczenie kosztów spółki, w konsekwencji umożliwiając złożenie wniosku o niższą niż dotychczasowa taryfę – konkluduje rzeczniczka MPWiK. I podaje, że zamiast 11,47 zł brutto za m.sześć. wody warszawiacy mieliby zapłacić teraz 9,85 zł brutto. Dla czteroosobowej rodziny oznacza to średnio 311 zł oszczędności w skali roku.
Spytaliśmy stołeczny ratusz, czy urzędnicy sprawdzali wnioski taryfowe składane przez MPWiK w poprzednich latach, kiedy proponowanych nie opiniowały jeszcze Wody Polskie, a także czy zgłaszali oni jakiekolwiek uwagi do stawek i obliczeń przedstawianych przez spółkę. Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi.
Szerszy trend
Przemysław Daca, prezes PGW Wody Polskie, potwierdza, że stolica nie jest na wodnej mapie Polski wyjątkiem.
– W wielu samorządach nikt nie kontrolował stawek za wodę i ścieki, ani nie patrzył na ich racjonalność – mówi. I zapowiada, że PGW WP przygląda się wszystkim nieprawidłowościom i będzie na nie reagować.
– Mieszkańcy muszą mieć pewność, że płacą za wykorzystaną wodę i ścieki, a nie np. za ukryte remonty elewacji budynków gmin czy kampanie wyborcze – wskazuje Przemysław Daca.
I przypomina, że taki proceder naświetliła Najwyższa Izba Kontroli, która w 2016 r. wzięła pod lupę przedsiębiorstwa wod.-kan. w pięciu dużych miastach. NIK wykazała, że w większości urzędów miast taryfy nie były poddawane szczegółowej analizie przed ich przekazaniem radom miast do zatwierdzenia. Nie sprawdzano m.in. strony kosztowej przedsiębiorców.
Praktykę tę potwierdzają pracownicy Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, z którymi rozmawialiśmy. Przekonują, że w wielu mniejszych gminach wniosków taryfowych w ogóle nikt nie składał. – Wystarczyło dogadać się z burmistrzem, jakie opłaty są wymagane, by spółka wychodziła na plus. Ustalano to na drodze uchwały rady gminy, bez szczegółowych analiz – słyszymy od urzędnika, który chce zachować anonimowość.
Jaki jest tego efekt? Taki, jak wynika z konkluzji po kontroli NIK.
– W niektórych przypadkach obciążano mieszkańców kosztami, które na cenę za dostarczanie wody i odprowadzanie ścieków w ogóle nie powinny mieć wpływu. Były to m.in. koszty promocji, tj. wspieranie organizacji i klubów sportowych, finansowanie wydarzeń kulturalnych czy festynów osiedlowych – czytamy w raporcie NIK.
Nasi inni rozmówcy dodają też, że to niejedyna naganna praktyka. Zwłaszcza w małych gminach powszechne jest bowiem finansowanie z opłat za wodę m.in. budowy dróg. Jak to się odbywa?
– Otóż przy robotach budowlanych na danym odcinku wodociągu, w imię „doprowadzenia nawierzchni do poprzedniego stanu” remontuje się całą drogę, a nie tylko wąski odcinek, gdzie odbywały się prace – mówi nam anonimowo urzędnik pracujący przy taryfach. ⒸⓅ
Gospodarka wodna od początku ma pod prąd
Reforma gospodarki wodnej i związane z nią zmiany w kompetencjach organów odpowiedzialnych nie tylko za wysokość opłat, ale i bezpieczeństwo przeciwpowodziowe wzbudzały kontrowersje jeszcze przed 1 stycznia, czyli wejściem w życie znowelizowanej ustawy – Prawo wodne (Dz.U. z 2017 r. poz. 1566).
Co więcej, jak ostatnio zapowiedział minister Marek Gróbarczyk, w najbliższych miesiącach powinniśmy spodziewać się kolejnej nowelizacji. Resort zauważa bowiem, że część jej zapisów wzbudza kontrowersje i rodzi wątpliwości prawne.
Prace nad nowelą toczyły się w dużym pośpiechu, czego nie kryją sami rządzący. Od początku krytycy sygnalizowali, że skutkiem tak daleko idących zmian będzie ogromny organizacyjny chaos. Ich złowrogie prognozy w pewnym stopniu się sprawdziły.
Nowa instytucja Wody Polskie rozpoczęła swoją działalność z 58 mln deficytem. Od miesięcy w jej strukturach wrze też nierozwiązany spór o obiecane przez poprzedniego ministra środowiska Jana Szyszkę podwyżki dla pracowników.
Nie zanosi się też na to, by ucichł spór między Wodami Polskimi a marszałkiem województwa małopolskiego Jackiem Krupą. W lutym wysłał on list do premiera Mateusza Morawieckiego informujący o problemach z ochroną przeciwpowodziową i z prośbą o interwencję. Przekonywał, że jego region został pozostawiony sam sobie i znajdzie się w katastrofalnej sytuacji w razie nieoczekiwanego wezbrania wody. Zdaniem marszałka przyczyną takiego stanu rzeczy jest nieprzygotowanie pracowników regionalnego oddziału gospodarki wodnej, który podlega pod PGW WP. Tamtejsza jednostka nie zdążyła bowiem przejąć wszystkich nieruchomości należących do likwidowanych zarządów melioracji, które wcześniej odpowiadały za ochronę przeciwpowodziową.