- W przypadku fikcyjnej rekrutacji zgoda kandydata na udostępnienie danych osobowych będzie nieważna. Wprowadzono go bowiem w błąd co do celu ich zbierania- mówi Patrycja Zawirska, partner K&L Gates Jamka w Warszawie.

Ostatnio jeden z dziennikarzy zorganizował fikcyjną rekrutację. Jego celem nie było zatrudnienie pracowników, ale sprawdzenie jak daleko są w stanie się posunąć – oferował kandydatom prace upokarzające albo nielegalne. Przykładowo byłemu policjantowi, nie przepadającemu za muzułmanami, zaproponował przewóz nielegalnych imigrantów, jednemu z emerytów – aplikowanie narkotyków bogatym, a młodemu mężczyźnie pracę jako kierowca bussineswoman w połączeniu ze świadczeniem usług seksualnych. Zdarza się, że również firmy organizują rekrutację, której celem nie jest zatrudnienie pracowników, ale np. rozeznanie się w rynku, czy tak naprawdę sprzedaż produktów. Czy takie fikcyjne nabory są zgodne z prawem?

Nie do końca. Należy bowiem pamiętać, że podczas rozmowy rekrutacyjnej, w tym także tej fikcyjnej, kandydat podaje wiele informacji na swój temat. Czyni to, wierząc, że celem spotkania jest zatrudnienie. Oznacza to, że zarówno osoba przeprowadzająca taką rozmowę, jak i firma organizująca spotkanie bezprawnie przetwarzają dane osobowe kandydata. Choćby z tego punktu widzenia takie działanie jest nie tylko moralnie naganne, lecz również niezgodnie z przepisami.

Czyli nie ma takiej możliwości, aby firma, która prowadzi fikcyjną rekrutację, mogła gromadzić dane osobowe kandydatów?

Nie. Przepisy prawa bardzo jasno określają, w jakich okolicznościach dane osobowe mogą być przetwarzane. W przypadku fikcyjnej rekrutacji nie może być mowy o realizacji uprawnienia określonego w przepisach. Nawet jeżeli kandydat udzielił zgody na udostępnienie swoich danych, to będzie ona nieważna. Został on bowiem wprowadzony w błąd, w szczególności co do celu zbierania informacji.

Czy pracodawca oferujący pracę nielegalną może być pociągnięty do odpowiedzialności?

Jeżeli potencjalny pracodawca rzeczywiście zlecałby zadania polegające na popełnieniu przestępstwa, to możemy brać pod uwagę odpowiedzialność karną za podżeganie lub tak zwane sprawstwo kierownicze. Jeżeli jednak mamy do czynienia z fikcyjną rozmową rekrutacyjną, z grą pozorów, to wydaje się, że nie będzie to wystarczające do przypisania odpowiedzialności z kodeksu karnego. Nie można jednak wykluczyć sankcji karnych np. za nieuprawnione przetwarzanie danych osobowych czy np. za znieważenie. W grę wchodzi także odpowiedzialność cywilna za naruszenie dóbr osobistych.

Czy jeżeli na rekrutacji dochodzi do sytuacji, w której pracownik np. zostałby obrażony, przysługują mu z tego tytułu jakieś roszczenia?

Kandydatowi, którego dobra zostały naruszone podczas fikcyjnej rozmowy o pracę, przysługuje pełna ochrona prawna. Przede wszystkim może on podnieść roszczenia związane z naruszeniem dóbr osobistych, takich jak np. godność, na czele z żądaniem zadośćuczynienia pieniężnego i publikacji przeprosin (np. w poczytnym dzienniku).

A czy w praktyce da się udowodnić, że rekrutacja była pozorna?

Szanse udowodnienia pozorności rekrutacji i samego naruszenia dóbr osobistych nie muszą być małe. Pamiętajmy, że poszkodowany będzie mógł użyć praktycznie wszelkich środków dowodowych w celu wykazania swoich racji. W takiej sytuacji kluczowe będą zapewne zeznania świadków. Udowodnienie określonych okoliczności będzie stosunkowo łatwiejsze, jeżeli rozmowa była nagrywana.

Jakie są szanse wygrania sprawy przez pracownika, którego prawa w trakcie rekrutacji zostały naruszone?

Wszystko zależy od posiadanych dowodów. Jeżeli ze zgromadzonego materiału będzie wynikać, że do naruszenia dóbr doszło, szanse na wygranie sprawy są znaczne.