Ustawa z 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych jest takim samym reliktem poprzedniego systemu jak Karta nauczyciela. Obecna władza wyłącznie źle wspomina czas PRL-u, ale jakoś dziwnym trafem nie chce zmierzyć się z przepisami z tamtej epoki. O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że likwidowanie karty może rozzłościć nauczycieli, o tyle nie mogę pojąć, dlaczego posłowie PiS nie chcą zlikwidować ustawy o pracownikach urzędów państwowych, tylko chcą ją znowelizować – zmiana ma polegać na wprowadzeniu mechanizmu powołania dla dyrektorów departamentów i biur, do których stosuje się ustawę z 1982 r.



Rozumiem, że przy bezbolesnym szybkim pozbyciu się kilkudziesięciu dyrektorów lepiej się sprawdzi specnowelizacja, która doprowadzi do hurtowego wygaszenia stosunków pracy osobom, bez ryzyka włóczenia się latami po sądach ze zwolnionymi. Tylko czy poprawna legislacja powinna polegać na sztucznym reanimowaniu PRL-u, które umożliwia zatrudnianie ludzi bez żadnych konkursów, wręcz po krótkiej kurtuazyjnej rozmowie? Moim zdaniem nie.
Nie wspomnę już, że na podstawie ustawy z 1982 r. można wciąż nadawać odznaczenia Zasłużony Pracownik Państwowy PRL. Co więcej, osobom, które w poprzednim systemie były urzędnikami w aparacie partii, w dalszym ciągu staż można wliczać np. do nagrody jubileuszowej. Dla porównania w ustawie o służbie cywilnej i pracownikach samorządowych jest wyraźny zakaz. Trzeba oddać poprzedniej ekipie rządzącej, że przez ostatnie osiem lat trzy razy próbowano coś zmienić z tym aktem – np. wprowadzić cywilizowane zasady informowana społeczeństwa o konkursach, a także mechanizm otwartego i konkurencyjnego naboru. Za każdym razem jednak szefowie urzędów (potocznie określanych świętymi krowami), do których stosuje się archaiczną ustawę, pokątnie blokowali pracę nad nią. Dlaczego? Otóż ta ustawa jest idealna do zatrudniania swoich, a to, że promuje poprzedni system, no cóż, to taka mała niezręczność. Obawiam się, że jeśli szefami kancelarii Sejmu, Senatu zostaną osoby związane z obecną partią, to im też spodobają się dotychczasowe regulacje. A wtedy marzenia o nowoczesnej ustawie dla urzędników niebędących członkami służby cywilnej oddalą się w czasie.