Prawie każdy chłopak w dzieciństwie bawił się w wojnę i starał się zgromadzić jak największą armię plastikowych żołnierzyków. Niestety patrząc na ostatnie wydarzenia, mam wrażenie, że niektórzy politycy nadal mentalnie tkwią w świecie dzieciństwa.



Zapowiedź zwiększenia armii ze 100 tys. do 150 tys. może okazać się niczym innym, jak budowaniem kolosa na glinianych nogach. Resort obrony bowiem nie wyklucza obniżenia wymagań dla przyszłych żołnierzy, jeśli wśród młodych ludzi zabraknie chętnych.
Wydaje mi się, że nowemu szefowi MON marzy się, aby Polska dysponowała co najmniej drugą pod względem siły armią świata (najsilniejsza jest w USA). Na razie musimy się zadowolić tym, że jesteśmy dopiero na 18 miejscu. Można oczywiście dyskutować, czy nie należałoby zwiększyć liczebności wojska w aspekcie zagrożeń ze Wschodu. Jednak zanim zaczniemy to robić, warto zmusić naszych sojuszników z NATO, aby na terenie naszego kraju powstały stałe bazy Sojuszu wyposażone w odpowiedni sprzęt. MON powinien też jak najszybciej podjąć działania mające na celu modernizację sił zbrojnych, w tym bez zbędnej zwłoki kupić nowoczesny sprzęt. Jak dotąd nowy szef MON skupił się na odkręcaniu tego, co zrobił jego poprzednik.
Liczna armia na pewno nam nie zaszkodzi, jednak zanim zaczniemy ją rozbudowywać, trzeba przygotować infrastrukturę. Nie możemy też zapomnieć o profesjonalnej bazie szkoleniowej i kształceniu przyszłych dowódców. Dziś armia potrzebuje wykwalifikowanych specjalistów, którzy znają się na elektronice i logicznym myśleniu. Niestety do tego wszystkiego potrzebne są pieniądze. PiS w kampanii obiecywał, że zwiększy wydatki na armię z 2 proc. PKB do 3 proc. W exposé z ust pani premier jednak nie padła taka zapowiedź. I tak będzie wielkim sukcesem, jeśli w 2016 r. nowemu szefowi na tworzenie profesjonalnej armii uda się wydać te zaplanowane 2 proc. PKB.
Bez dodatkowych pieniędzy nie będziemy mieli silniejszej armii, a tworzenie wydmuszki jest bez sensu. Dlatego proponuję skupić się na przykład na uzupełnieniu brakujących etatów w poszczególnych jednostkach wojskowych. Nie będziemy mieli też dobrej armii, jeśli nowy szef MON nie będzie miał zaufania do osób, które przejął z tzw. dobrodziejstwem inwentarza po swoim poprzedniku. A wymienić wszystkich wojskowych i urzędników raczej się nie da, co więcej w obecnej sytuacji byłoby to niewskazane...