W województwie warmińsko-mazurskim ludzie nauczyli się już żyć bez etatu.
W lutym stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w woj. warmińsko-mazurskim 19,6 proc. i była najwyższa w kraju – podał Główny Urząd Statystyczny. Pierwsza pozycja regionu w tym rankingu jest nieprzypadkowa. To efekt likwidacji państwowych gospodarstw rolnych na początku transformacji gospodarki. Choć minęło od tego czasu prawie ćwierć wieku, nie udało się rozwiązać problemu braku zatrudnienia dla byłych pracowników PGR-ów. Dlatego nadal wielu jest zarejestrowanych w urzędach pracy. Jeśli jednak uwzględni się szarą strefę gospodarki, to okazuje się, że mieszkańcy woj. warmińsko-mazurskiego są bardzo zaradni. Według najnowszych danych stopa bezrobocia liczona według badań aktywności ekonomicznej ludności wynosiła w tym regionie w IV kw. 2014 r. tylko 6,9 proc. i była o 1,2 pkt proc. mniejsza niż przeciętnie w kraju. Lepiej pod tym względem było tylko w woj. opolskim i mazowieckim.
Skąd ta relatywnie dobra sytuacja na rynku pracy w woj. warmińsko-mazurskim? Wynika ona m.in. z kryteriów przyjętych przy ustalaniu stopy bezrobocia w badaniach aktywności ekonomicznej ludności. Są one bardzo restrykcyjne – według nich, jeśli dana osoba przepracowała w tygodniu choćby godzinę, nie jest już zaliczana do grupy bezrobotnych. Nie jest to miernik wymyślony w Polsce. Jest on zgodny z zaleceniami Międzynarodowej Organizacji Pracy i Komisji Europejskiej i został przyjęty we wszystkich krajach Wspólnoty z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Irlandii.
– Przy takim określaniu poziomu bezrobocia mieszkańcy woj. warmińsko-mazurskiego wypadają dobrze, bo mają większe możliwości wykonywania prac dorywczych niż mieszkańcy innych regionów. Nauczyli się żyć z brakiem możliwości legalnego zatrudnienia – ocenia prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jesienią i zimą zarabiają, uczestnicząc np. w nagonkach podczas polowań. Teraz zbierają m.in. poroża zwierząt – za 1 kg poroża jelenia można otrzymać w skupie nawet 100 zł. Ponadto mazurskie jeziora przyciągają miliony turystów. Pojawia się więc dużo prac sezonowych w hotelarstwie i gastronomii. Część mieszkańców zatrudnia się, nie informując o tym fiskusa, pozostając w rejestrach urzędów pracy jako osoby bezrobotne. Inni gremialnie odwiedzają obwód kaliningradzki, gdzie kupują tańsze produkty, które potem sprzedają z zyskiem na polskich bazarach.
Podobnie jest na Podkarpaciu. Tam także sporo osób żyje z tego, co da las, z pracy w szarej strefie czy handlu przygranicznego. Jednak taką możliwość zarobku ma mniej osób, ponieważ np. zakupy na Ukrainie są trudniejsze w związku z toczącą się tam wojną i dużą inflacją. Ponadto na Podkarpaciu baza turystyczna jest mniej rozwinięta, co sprawia, że i pracy poza wiedzą fiskusa jest mniej. Dlatego bezrobocie w woj. podkarpackim liczone według BAEL jest najwyższe w kraju i wyniosło pod koniec ubiegłego roku 13,8 proc. To sprawia, że bardzo dużo osób z tego regionu wyjeżdża za pracą za granicę – według dostępnych danych w 2011 r. aż co 12. mieszkaniec woj. podkarpackiego przebywał za granicą ponad trzy miesiące, a w woj. warmińsko-mazurskim co 13.